Cały peron był zapchany przez ludzi, którzy krzyczeli coś do siebie, witali się ze sobą po dwumiesięcznej rozłące bądź po prostu też chcieli się przepchać przez tłum aby wejść w końcu do pociągu i zająć w miarę dobre miejsca. W końcu nikt nie chciał spędzić całej drogi do Hogwartu na korytarzu bądź z kimś kogo miał ochotę zabić.
Jedenastoletnia dziewczyna pchała swój wózek z bagażem i klatką z kotem. Wszystko było dla niej nowe i nieco przerażające, chociaż słyszała już od brata, że nie jest wcale tak źle w Hogwarcie, nie kiedy już się tam zadomowi. Miała nadzieję, że to była prawda bo ostatnie na co miała ochotę to zostać odludkiem który przez siedem lat będzie bał się własnego cienia i nie będzie miał do kogo otworzyć buzi.
Dziewczyna była jedną z nielicznych, jak nie jedynych, pierwszorocznych którzy byli tu sami. Wszystkich odprowadzili rodzice, dumni, że ich dziecko zaczyna naukę w Hogwarcie. Jednak jej rodzice byli zbyt zajęci pracą to też tylko podrzucili ją i brata na dworzec, a sami wrócili szybko do swoich zajęć. Oczywiście dziewczyna nie miała im tego za złe. Rozumiała, że muszą pracować jednak miała cichą nadzieję, że będą tutaj z nią. Chociaż na chwilę.
Jednak przestała się zaraz tym przejmować i ruszyła przed siebie pewnym krokiem, przepychając się przez ludzi, a tym którzy nie chcieli jej zejść z drogi, ładowała się w tyłek ze swoim wózkiem. Była mała i musiała sobie jakoś radzić, czasami nieco brutalnie. Jednak gdyby nie to, to nigdy nie udałoby jej się dostać do pociągu na czas. W końcu udało jej się wejść do środka, upchnąć swoje bagaże tak aby nie spadły jej na głowę podczas jazdy i usiadła w pustym przedziale, który chyba tylko cudem udało jej się znaleźć.
Patrzyła teraz spokojnie przez okno gdzie to ostatni rodzice żegnali się ze swoimi dziećmi. Było dokładnie za pięć jedenasta. Pociąg miał zaraz ruszyć a dziewczynę zaczęła ogarniać panika. A co jak nikt się do niej nie dosiądzie i spędzi całą drogę sama? Przecież to właśnie w pociągu powstaje najwięcej pierwszych przyjaźni.
Nie mogła jednak zbyt długo o tym myśleć bo drzwi jej przedziału się otworzyły i do środka wsadził głowę wysoki chłopak z czarnymi, nieco falowanymi włosami.
- W końcu udało mi się ciebie znaleźć. Jak tam Flo, wszystko w porządku? - spytał Lawrence patrząc na młodszą siostrę. Była widocznie przerażona bo jej włosy były tego okropnego, białego koloru, jednak nie przyznała się do tego i tylko kiwnęła głową.
- Tak, wszystko w porządku. Po prostu trochę się boję. - odparła zgodnie z prawdą.
- Jak chcesz to mogę się tu przenieść. - zaproponował jednak dziewczyna już kręciła głową.
- Nie, zostań tam gdzie jesteś. Dam sobie radę. - odparła pewnie chociaż w środku nie była już tak pewna swoich słów. Bała się, jednak nie chciała odciągać brata od przyjaciół.
- Dobra, ale jakby coś, to jestem trzy przedziały dalej, na lewo. - powiedział i zaraz poszedł do siebie. W tym momencie również pociąg ruszył a dziewczyna została sama, jednak nie na długo. Drzwi ponownie się otworzyły i do środka zajrzała ruda dziewczyna z wysokim i czarnowłosym chłopakiem. Nie przesadzając, wyglądał jak brzydki topielec jednak miał coś w sobie przez co Florence nie była w stanie oderwać od niego oczu. Dopiero po chwili do niej dotarło, że ruda coś do niej mówiła, a chłopak również patrzył na nią swoimi czarnymi oczami.
- Co mówiłaś? - spytała Florence, czując się jak skończona idiotka. Była pewna, że dojdą do wniosku, że jest jakaś opóźniona bądź po prostu głupia.
- Pytałam czy jest tu wolne. Wszędzie jest pełno. - powtórzyła spokojnie ruda. Florence kiwnęła głową na potwierdzenie i zaprosiła ich do środka. Wydawali się dziwni, jednak lepsze takie towarzystwo niż żadne. Zaraz dziewczyna zauważyła, że żadne z nich nie miało jeszcze na sobie kolorów żadnego domu z Hogwartu i już wiedziała, że są tak samo jak ona pierwszorocznymi.
CZYTASZ
Początek(Zakończone)
FanfictionTrzecia część 'Decyzji'. Jak to się wszystko zaczęło? W jaki sposób Severus Snape i Florence Honey w ogóle się poznali? Jak to się stało, że spędzili ze sobą całe życie? Poznaj początki wielkiej miłości która nie miała prawa istnieć, a jednak.