Rozdział V.

1K 62 5
                                    

Harry usłyszał pukanie do drzwi i zbiegł po schodach, przeskakując jednocześnie dwa stopnie. Dudley był tam szybciej, głównie dlatego, że był bliżej. Otworzył drzwi. Jego oczy otwarły się szeroko a twarz zbladła, gdy ujrzał Toma. -Mamo! -Zawołał nie odwracając wzroku od mężczyzny.

Harry odepchnął kuzyna i wyślizgnął się przez otwarte drzwi, tak szybko jak było to możliwe.

-Gdzie ty idziesz? -Zapytał Dudley.

-Na zewnątrz. -Odpowiedział Harry, wyciągając rękę i zamykając drzwi w momencie, gdy ciotka Petunia wychyliła głowę z kuchni z wyrazem dezaprobaty na twarzy.

Harry szybko przemierzył ścieżkę prowadzącą od drzwi wejściowych, chcą jak najszybciej oddalić się od domu z numerem cztery. Tom uśmiechnął się do niego, widocznie rozbawiony zachowaniem chłopca, lecz swobodnie za nim podążył.

Obaj szli obok siebie wzdłuż ulicy. -Powinienem poinformować Cię, że jesteśmy obserwowani. -Powiedział cicho Tom w trakcie marszu.

Oczy Harry'ego rozszerzyły się a chłopak szybko się rozejrzał.

-Ten dąb przed numerem dwa. -Dopowiedział mężczyzna.

Harry spojrzał w tamtym kierunku i zmrużył oczy. Starał się kogoś dostrzec, lecz nikogo nie widział. -Jesteś pewien? Nikogo nie widzę. Kim oni są? Dlaczego jestem obserwowany? -Zapytał pospiesznie.

-To ktoś z Zakonu Dumbledore'a. Bez wątpienia jest tu, by uważać na ewentualny atak i szybko zareagować.

-Oh... -Powiedział zaskoczony Harry, czując się nieco dziwnie z tym pomysłem.

-Używa zaklęcia rozproszenia i pozostaje w bezruchu, więc ciężko go dostrzec w cieniu tego drzewa.

-Ale mimo to dostrzegłeś tego człowieka?

-Oczywiście. -Powiedział lekceważąco Tom.

-Um... czy to dobrze, że Cię widzi? -Zapytał zmartwiony Harry.

-Nie martwię się tym, o ile nie jest to sam Dumbledore. Ale tak pewnie nie jest. Poza tym, myślałem już nad tym problemem i myślę, że wpadłem na całkiem interesujący pomysł.

-Oh?

-Tak, opowiem Ci o tym za chwilę. Jest jakieś konkretne miejsce do którego chcesz się udać. Spacer i rozmowa w parku? Czy...?

-A może Twój dom? -Zapytał szybko Harry.

Tom uniósł brwi, wyglądając na nieco zaskoczonego, ale wydawało się, że myślał o tym. -Przypuszczam, że możemy, jeśli chcesz. Jest jakiś konkretny powód?

-Chciałem Cię zapytać o coś... No i ty możesz mi opowiedzieć o tym, o czym wspomniałeś przed chwilą.

Tom skinął głową po czym wzruszył ramionami. -W porządku. Tylko pamiętaj, że dom nie jest zbyt duży i na pewno nie jest w stanie, który uważam za odpowiedni do przyjmowania gości.

Harry prychnął. -Jakby mnie to obchodziło.

-Możemy iść do parku. Tam jest najbardziej odosobniona przestrzeń do aportacji.

-Czy... Myślisz, że strażnik z Zakonu będzie podążał za nami? -Szepnął Harry, przybliżając głowę.

-Nawet jeśli, to będzie musiał trzymać się w pewnej odległości i nim on lub ona domyśli się co planujemy zrobić, nas już nie będzie. -Powiedział Tom. -Po tym już nie będzie mógł za nami podążać.

Wtrącanie się złośliwego twórcy - tłumaczenie  Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz