Parapet

749 62 40
                                    

Pod kawalerka na Jeona czekał już  Nam, do którego samochodu od razy wsiadł.
- Bez swojej dupy? - Zaśmiał się, uzyskując w odpowiedzi tylko zimne spojrzenie. - Okej... - starszy ruszył do ich rodzinnego domu, gdzie wszyscy na nich czekali. I wszystko co potrzebne było do zamknięcia ich w więzieniu. Dlatego chłopak nie brał tam różowowłosego. Tak mógł być sobą.

-Kook!- jego siostra od razu mocno go przytuliła.- Słyszałam od chłopaków co się stało. Z jednej strony jestem dumna, a z drugiej tak cholernie wściekła! - walnęła go z otwartej ręki w tył głowy.

- Wściekła? - Pocałował jej dłoń jak to miał w zwyczaju i usiadł na miejscu swojego ojca, który ich wszystkich połączył. - Przecież wygrałem siostrzyczko. Powinnaś być ze mnie dumna.

-Wygrałeś! Jakiegoś dzieciaka! Suga mówi, że on nie wygląda nawet na dwadzieścia lat. Coś ty sobie myślał? Co jeżeli ktoś będzie go szukał? Co jeżeli rodzina zgłosi jego zaginięcie? Nie potrzebujemy problemów.- usiadła na jego kolanach.- Teraz nie dość, że musisz się nim zajmować to jeszcze pilnować żeby nic mu się nie stało.

- Poradzi sobie sam, jest wyszczekany. Da sobie radę ze wszystkim.  - Złapał ją w talii i zaczął jeść śniadanie.

-To wygląda trochę inaczej. Jeżeli coś mu się stanie wtedy nasz warsztat idzie w łapy Wanga. Tak działa pakt. Inaczej w Seulu toczyła by się wojna o terytorium. Tak panuje względny spokój.- w końcu wyjaśnił Nam.

- Dobra, nic mu się nie stanie. - Westchnął, wkładając do buzi kiełbasę. - Będę nianią. Zadowoleni?

-Grzeczny Kokosik.- Tzuyu potargała jego czarną czuprynę i przeniosła się na siedzenie obok.- Pamiętasz tego gościa co podałeś mu adres? Ten co chciał się ścigać?- zapytała brata.

- No pamiętam, co z nim?

-Przyszedł rano na kanapkę. Całą twarz miał obitą. A szkoda bo był nawet przystojny...- westchnęła.- No nic. To nie ty go tak załatwiłeś no nie? Bo pytał o ciebie. I trochę się awanturował ale wcale mnie to nie dziwi.

- Całą noc spędziłem z tym dzieciakiem. - chłopak spojrzał się na nią. - Nie wychodź dziś z domu, znajdę gościa który mu to zrobił.

-Nie pakuj się w nic przed akcją.- Suga popijał whisky z kryształowej szklaneczki.

- Nic mi nie będzie, to spranie jednego gościa. A jedno jest pewne, że to nikt z nas, nikt od nich, więc ktoś z zewnątrz i trzeba to skończyć. - Podniósł się i złapał za wizytówkę pobitego gościa. Wyszedł z mieszkania i wsiadł na swojego harleya jadąc prosto do niego.

Po jakimś czasie ustał przed dwoma dryblasami, którzy zasłonili mu drogę. Jednak ten tylko prychnął i wszedł do środka.
- No nieźle Cię urządził. - Ustał przed mężczyzna. - Kto to?- zapytał patrząc na swoje paznokcie od niechcenia jak gdyby szukał na nich jakiejś skazy.

Mężczyzna udawał, że nie wie o co chodzi.- To ja się kurwa pytam. Ty wygrałeś wyścig, a ja dostałem po dupie. Tak załatwiacie swoje sprawy?

- To nikt z nas. - Jeon skrzyżował ręce, opierając się o framuge drzwi bokiem. - A jeżeli nikt od nas, nikt od was, to pozostaje osoba trzecia. Gówno mnie obchodzi co ci zrobili, ale ja mam ludzi, których muszę bronić. Ty też. I teraz to jest najważniejsze.

-Mało mnie to interesuje. To gówno ma tyle siły...- nalał sobie do szklanki alkoholu i opróżnił ją duszkiem. - Moi ludzie już go szukają.

- Czyli wiesz kto to... Powiedz mi, a go znajdę.

-Nie wiem. Mówię tylko, że chuj mały. Znaczy się niski. Tacy są najgorsi. Szybkie to...Chcesz coś? Częstuj się.- wskazał na barek.

- Nie przyjechałem tu w pakcie przyjaźni. Jakbyś wiedział kto to, to wiesz gdzie mnie znajdziesz. - Wyszedł powolnym krokiem i wsiadł na motor, jadąc do swojej kawalerki.

Leather Jacket || JikookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz