Przeszywający krzyk, wypełnił starannie wyposażoną sypialnię. Była ona urządzona w dość nowoczesnym, ale jednocześnie eleganckim stylu. Nie przypominała zbytnio tej luksusowej komnaty, w której przyszło jej mieszkać najpierw na Alderaan, a później na Coruscant, kiedy to poszła w ślady biologicznej matki i została senatorem Nowej Republiki na dobre wkraczając w ten sposób w życie polityczne. W gruncie rzeczy to był właśnie główny zamysł dla którego, już dosyć dawno temu wpadli z Hanem na pomysł, aby zainwestować trochę czasu i wybudować tą uroczą chatkę, na obrzeżach Naboo. Co ciekawe dokonali tego zupełnie samodzielnie. No, może z niewielką pomocą Wookich z Chewiem na czele. Niewielka, drewniana posesja pięknie się prezentowała na tle różnorodnych lasów i innych artefaktów przyrodniczych, w które owocowała planeta. Z całą pewnością była jedną z najpiękniejszych asteroid w galaktyce.
Proces budowy zajął im kilka miesięcy, ale efekt końcowy był niezwykle udany. Było to ich wspólne dzieło. Ich urocze gniazdko, skromna oaza spokoju, gdzie bez obaw można było się ukryć przed natłokiem zmartwień przybierających różne formy, która kryła w sobie tyle wspomnień. Tych dobrych wspomnień. Wtedy kiedy byli rodziną, w dosłownym tego słowa znaczeniu. Jeszcze kilka lat temu wszyscy we trójkę przyjeżdżali tu na wakacje.
Han, Leia i Ben. Spędzali tu wiele beztroskich chwil, to urocze miejsce sprawiało, że stawali się sobie bliżsi niż gdziekolwiek indziej. Tutejszy azyl zdawał się zarażać swoją magiczną aurą, wobec której wszystko stawało się łatwiejsze, a wszelkie problemy znikały jak za sprawą czarodziejskiej różdżki. Przyjeżdżali tutaj każdego lata, od kiedy Ben skończył zaledwie roczek. To tutaj stawiał swoje pierwsze kroki i wypowiadał początkowe słowa, które bardziej przypominały typowe dla dzieci w tym wieku, gaworzenie. Pamiętała, że pierwszym pełnoprawnym słowem, jakie wypowiedział chłopczyk było imię Hana. Stało się dość niespodziewanie, kiedy to mężczyzna próbował nakłonić malca, żeby zjadł jeszcze choć trochę kaszki owocowej, której Ben z niewiadomych przyczyn nigdy nie chciał tknąć. Leia popłakała się wtedy ze szczęścia, przytulając synka do piersi, a Han pod pretekstem zostawienia niezwykle ważnej rzeczy w Sokole, szybko ulotnił się, aby prawdopodobnie również się wzruszyć, tyle, że bez świadków. Byli wtedy tacy szczęśliwi. Wszyscy razem, w pewnym stopniu odizolowani od wszelakich problemów, odcięci grubą kreską od szarej rzeczywistości, która często naprawdę potrafiła dać w kość.
Jednak teraz...coś się zmieniło. I nie miało to nic wspólnego z zaniknięciem rodzinnych więzi. One wciąż istniały, ale zdawały się być osłabione, jakby zarażone jakimś tajemniczym wirusem, na którego nie znaleziono jeszcze lekarstwa. Dziwne bakterie konfliktu zdawały się wciąż atakować wiązki biologicznego przywiązania, a ich ofiary pozostawały bezradne wobec tego aktu przemocy.
Leia zerwała się z łóżka, cała zalana potem. Ciężko dyszała i mocno zacisnęła dłonie na satynowej pościeli. Był to jeden z tych luksusów, z których nie potrafiła zrezygnować, pomimo faktu, iż na samo wspomnienie bogato zdobionych komnat, wypełnionych po brzegi antycznymi wręcz artefaktami, przyprawiały księżniczkę o mdłości. Pomimo wychowania się w królewskiej rodzinie, zawsze uważała, że cały ten przepych i przesadna wręcz obecność galanterii wokół działa na nią dziwnie przytłaczająco. Wbrew temu co głosił kodeks wszystkich władczych rodów, kobieta zawsze stawiała na naturalność i prostotę. Dopiero w takich warunkach mogła się wystarczająco odprężyć i skoncentrować na tym, co istotne. Była zwolenniczką tezy, iż wygórowany luksus i wygoda, mogą w pewnym momencie zniewalać i wręcz otępiać ludzki umysł w efekcie niebezpiecznie uzależniając od swojej obecności. Dlatego była dumna na swój sposób z tego, iż jej samej udało się uodpornić na to zjawisko.
Kobieta starała się uspokoić przyspieszony oddech. Rozejrzała się ostrożnie po pomieszczeniu, jakby chciała upewnić się, że ostatecznie udało jej się wyrwać z kolejnego koszmaru, w jaki zdradziecka podświadomość ponownie ją wplątała. Zdarzało się to coraz częściej. Teraz niestety nie miała obok siebie kochającego męża, który mógłby ją objąć i szepnąć na ucho uspokajające słowa, które niczym potajemne zaklęcie, rozproszyłyby wszystkie negatywne emocje, jakie odczuwała w tej chwili.
CZYTASZ
I've Failed You / The Origin Of Kylo Ren / [+reylo] /ZAWIESZONE/
FanfictionCześć, nazywam się Ben Solo. Chociaż w tej chwili to już nie ma znaczenia. Teraz jest tylko Kylo. Kylo Ren. Nazywają mnie potworem, którym być może faktycznie jestem. Ale kto powiedział, że potwór nie mógł doznać niczego złego w swoim życiu? Że je...