3.

79 11 17
                                    

Ben's POV:

Czasami mam wrażenie, że wszystko dzieje się przeciwko mnie. Że ktoś kto pociąga za sznurki mojego losu to bardzo zły człowiek. 

Potwór bez serca. 

Bestia, która z jakiegoś powodu, który nie jest nikomu znany, pała do mnie czystą nienawiścią. I ze wzajemnością, żeby nie było. 

Ciągle mam wrażenie, jak brutalnie podkłada mi kolejne kłody pod nogi, a ten nieznośny maraton znany pod nazwą zwyczajnego istnienia powoli mnie wykańcza. Czegokolwiek nie dotknę, czegokolwiek się nie podejmę wciąż mam wrażenie, że nie wywiązuje się z niczego właściwie. A moje otocznie, stawiając przede mną kolejne wymagania  z coraz to wyższej półki tylko potwierdza moje przypuszczenia.

 Jak długo jeszcze wytrzymam zanim upadnę i nie będę miał siły się podnieść? 

Nie wiem ile trwa już ten mój wyścig tortur. Ale chyba wystarczająco długo, by moje ciało zaczęło protestować i domagać się przerwy. Każdy mięsień dawał boleśnie znać o swoim istnieniu. Płuca jak na złość zdawały się zmniejszyć swoją objętość, przez co przyjmowały o wiele za mało tlenu, niż powinny, przez co wymuszały na mnie dyszenie, jakbym był starym parowozem, czy innym śmieciem, który już dawno wyszedł z wprawy i nadawał się tylko na złom.

Czułem jak powoli kończyny mi miękną, ale starałem się to ignorować. 

Wytrzymam, nie mam wyjścia. 



Ależ się przeliczyłem. 

Jak na zwołanie poczułem gwałtowne spotkanie z zimnym podłożem. Musiałem poślizgnąć się na cholernej kałuży błota, w której nawiasem mówiąc umorusałem się teraz od stóp do głów. 

Zajebiście. 

Woda litrami spływająca pierwotnie z nieba, a następnie bezwstydnie goszcząca na moim ciele zmieszała się z brązowawą mazią, rozrzedzając ją, przez co jej smugi przybierały na objętości.

 Z daleka pewnie wyglądałem jak zmoczony do suchej nitki kundel, który zgubił swojego właściciela podczas spaceru. Chociaż, jakby się głębiej zastanowić ta metafora może nie jest tak do końca pozbawiona sensu. Z jękiem bezradności próbowałem zdmuchnąć z czoła opadające w nieskończoność kosmyki włosów, które powodowały, że moja widoczność ograniczała się do minimum. 

A miałem je ściąć. Oczywiście nie całkiem, tylko trochę. Ale jak zwykle stwierdziłem, że mam na to czas i że mi się nie spieszy. Jestem mistrzem w odkładaniu z pozoru nieistotnych rzeczy w czasie. Jak widać nawet takie pierdoły potrafią rzutować w jakimś stopniu na przyszłość. 

Z perspektywy trzecioosobowej musiałem wyglądać jak siedem nieszczęść. A może i osiem, biorąc pod uwagę fakt, że kiedy ponowiłem próbę powstania na nogi, wróciłem niemalże od razu do punktu wyjścia, jeszcze bardziej nurkując w błocie.

Przyszły żołnierz, prawie na polu bitwy, proszę państwa!

Czy może być gorzej? 

Jeżeli tak, to nie chcę tego doświadczać, nie w tej chwili. 

Nie teraz, kiedy moja matka wylądowała w szpitalu, nie wiadomo kiedy, jak i dlaczego. 

I co do cholery miały znaczyć te butelki i pudełko po tabletkach w kuchni? 

Co jeszcze przede mną ukrywasz, ty parszywa gnido, która zapewne teraz nie posiada się ze śmiechu, ciągnąć za sznurki mojego żywota? 

Od jak dawna to trwało? 

I've Failed You  / The Origin Of Kylo Ren /  [+reylo] /ZAWIESZONE/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz