XII

237 17 0
                                    

Słońce wpadało przez szpary w oknach, rozświetlając swoimi subtelnymi, złocistymi promieniami mroczne wnętrze Biura, z minuty na minute, naturalne światło coraz mocniej wypełniało pomieszczenie.
Altaïr przewrócił się na drugi bok i otworzył powoli oczy, przetarł je i rozejrzał się dookoła zaspanym wzrokiem. Na krawędzi łóżka dostrzegł Malika, siedział cicho, jakby nad czymś rozmyślał, głęboko pogrążony w labiryncie myśli.
Asasyn uśmiechnął się lekko i przysunął do niego, objął go w pasie i delikatnie pocałował szyję Rafiqa od tyłu, na co ten lekko się wzdrygnął.

-Dzień dobry ranny ptaszku -zaśmiał się i powoli pochwycił dłoń Al-Sayfa, splatając ich palce ze sobą, drugą dłonią muskał delikatną skórę mężczyzny. Oparł brodę na jego ramieniu i przymknął oczy.
-Wyspałeś się?

-Tak -odezwał się po chwili kartograf -Altaïr... Dlaczego ja? -zapytał.

-Nie rozumiem...

-Dlaczego kochasz akurat mnie? Kalekę z Jerozolimy? -zagabnął.

Na te słowa, La'Ahad poczuł jak serce mu się kraja, Malik naprawdę myślał tak o sobie?

-Kaleka z Jerozolimy? Nie znam gościa... -zaczął -Znam tylko i wyłącznie, walecznego Rafiqa noszącego dumnie nazwisko Al-Sayf

-Przestań. Wiem, że tak o mnie nie myślisz, stałem się kulą u nogi dla zakonu jak i dla... Ciebie -głos kartografa załamał się.

-Nie gadaj głupot, jesteś najcudowniejszym mężczyzną jakiego znam, jesteś mądry, waleczny, odważny, błyskotliwy... Piękny -mruknął i lekko przygryzł ucho Malika, na co ten wziął głęboki oddech.
-Nie jesteś kulą u nogi, ani dla mnie ani dla zakonu, jesteś dla nas bardzo cenny, posiadasz wielką wiedzę i parę w gębie -zaśmiał się i złożył kolejny pocałunek na szyi swojego kochanka.
-Kocham cię odkąd zaczęliśmy razem szkolenie.

Na te słowa Rafiq aż musiał się odwrócić, rozszerzył oczy ze zdumienia, jego twarz była pokryta strupami i siniakami po wczorajszym starciu z Abbasem. Lekko otworzył usta i wpatrywał się w asasyna.

-Ale to... Ponad dziesięć lat -powiedział ze zdumieniem, na co Syryjczyk tylko się uśmiechnął, potwierdzając słowa kartografa.
-Mogłeś w tym czasie, nie wiem... Założyć rodzinę, znaleźć kobietę!

-Nie kręcą mnie kobiety, nigdy mnie nie interesowały -odparł i chwycił delikatnie policzki  kochanka, przejechał po nich palcami.
Zbliżył się do jego ust i subtelnie pocałował. Jego wargi również posiadały chropowate strupki, ale nie przeszkadzało to Altaïrowi, skupił się na ich cieple.
-W moim sercu, byłeś zawsze ty, Maliku

Tego ranka to La'Ahad przejął stery nad Biurem, podczas gdy Al-Sayf próbował odebrać mu władze, jednak asasyn mówił że musi odpocząć i to on przygotuje śniadanie dla ich obojga. Starania Rafiqa zakończyły się fiaskiem, wojownik był uparty jak osioł a może nawet bardziej.
Na drewnianym stole zawitały takie smakołyki jak mussachan - przyprawione mięso kurczaka z dodatkiem migdałów i cebuli; cygara marokańskie -zapieczone, mocno przyprawione pieprzem mięso, zawinięte w rurki. Same pyszności.

Woń dań unosił się w pomieszczeniu, Malik wciągnął nosem powietrze a jego usta wypełniła napływająca ślina wraz z chęcią skosztowania tego wszystkiego, oprócz dań mięsnych zauważył również owocowe sałatki a w mosiężnych kielichach - wino.
Al-Sayf zasiadł do stołu wraz z Altaïrem, lekko naciągnął swoją niebieską szatę na ramiona, zakrywając kikut po lewej stronie.
Chwycił sztućce i zaczął jeść, jego oczy rozbłysły, to było cudowne!

-Nie wiedziałem, że umiesz gotować

-Smakuje ci? -zapytał asasyn.

-I to jak! -odparł z entuzjazmem Rafiq.

Po śniadaniu, Altaïr wszystko posprzątał, co nie podobało się Malikowi, nie chciał wykorzystać Syryjczyka, chciał mu pomóc jednak ten go ciągle zbywał.
Usiadł więc naburmuszony na małym drewnianym łóżeczku, pomiędzy stosami poduszek.
Lustrował Mistrza Asasynów wzrokiem pełnym nieprawdziwej nienawiści, nie mógł go nienawidzić, był zbyt idealny do tego.
La'Ahad zauważył to i przykucnął do niego, kartograf spojrzał na niego z góry.

-Czego chcesz? -zapytał, starając się naśladować poważny ton.
Altaïr podchwycił o co mu chodzi i uśmiechnął się lekko.

-Pozwól mi, zmienić ci opatrunek na twoim lewym ramieniu -Asasyn lekko uchylił głowę.

-Pozwalam, ale musisz dać mi coś w zamian -odpalił Rafiq i dotknął trzy razy swojego policzka.

Wojownik zaśmiał się lekko i ucałował polik swojego ukochanego, jego serce zabiło mocniej a ciało zaczęła wypełniać euforia.
Chwycił delikatnie niebieską szatę Malika i zsunął ją z jego ramion, leniwie położył ją na stertę kolorowych poduszek, które były utrzymane w ciepłych barwach, przez co narzuta idealnie kontrastowała z nimi.

Asasyn wbił wzrok w kikuty Al-Sayfa, nigdy nie widział go na żywo... Ramię ucięte lekko ponad łokciem. Skóra na zwieńczeniu była przypalona, przez co lekko odróżniała się tonem, była jaśniejsza. Boże... Ile on musiał znieść, przypalanie zwykle odbywało się na żywca a do tego dochodzi jeszcze ucięcie zranionego ramienia.
Czuł jak euforia powoli ustępuje, opuszcza jego ciało a jej miejsce zajmuje okropne poczucie winy, zalewało jego klatkę piersiową, powodując nieprzyjemny ścisk w środku.
Chwycił biały bandaż, przez owijaniem kikuta najpierw go pocałował, co lekko zdziwiło Malika, po chwili zaczął owijać pozostałości ramienia.

Czuł na sobie wzrok bruneta, ciepły i przyjemny, kojący i wypełniony miłością. Tego mu brakowało. Miłości.
Skończył owijać opatrunek wokół amputowanej kończyny.
Odłożył resztkę bandażu na bok i chwycił niebieską szatę Al-Sayfa, powoli owinął ją wokół niego i pocałował mężczyznę w czoło.

-Musisz odpocząć, wiem że się powtarzam... Nie chce aby coś ci się stało. Wybiore się na miasto na obchód, wrócę przez zachodem słońca

Malik obserwował Altaïra, jak ten narzuca białe szaty, zapina skórzany pas, wypełnia sakiewki nożami, chowa miecz do pochwy, maczetę mocuje z tyłu na plecach, zakłada ukryte ostrze i rękawice bez palców, podciąga cholewki butów.
Analizował wszystko, powoli i dokładnie, odprowadził wojownika wzrokiem do drzwi i po chwili zniknął, zamykając je za sobą.

Al-Sayf zmarszczył się i wygramolił się spod koca, opatulił się nim i zaczął krążyć po biurze, jego serce waliło jak szalone, czuł jak krew buzuje mu w żyłach a klatka piersiowa szybko unosi się i opada poprzez przyśpieszony oddech.
Rafiq oparł się o ścianę i zamknął oczy, poczuł jak łzy zaczynają spływać po jego ciemnych, zranionych policzkach.
Czemu płakał?
Bo dopiero teraz zdał sobie sprawę, jak mocno La'Ahad go kocha, że nie rzucał słów na wiatr, byłby nawet w stanie zabić tylko po to, aby Malik był bezpieczny.
To nie tak, że on nie kocha asasyna, kocha z tak samo mocną siłą, jednak nie wiedział jak mu to powiedzieć.

-Kocham cię Altaïr -wyszeptał.
Teraz tylko musiał powtórzyć to przy nim, bez zająkania.
Rafiq wytarł pośpiesznie rękawem swoje oczy, pozbywając się nadmiaru łez w nich, jak i na policzkach.

Blades and Blood // Altmal [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz