XIX

208 16 1
                                    

Ryk rozsadzał mu gardło, w którym zapanował ból niczym ogień piekielny. Asasyn zakaszlał mocno i zaprzestał swoich wrzasków.
Utkwił wzrok w marmurowej płytce, lśniącej i odbijającej promienie słońca.
Tego dnia musiał zabić dwie osoby...
Swojego ukochanego i Mistrza, który był dla niego jak ojciec, prowadził go przez kręte ścieżki życia, był dla niego światłem i mądrością a jednak... Okazał się zdrajcą.

Do oczu wojownika napłynęły łzy, które subtelnie zaczęły spływać po jego ciemnych polikach, zlanych rumieńcem po wyczerpującej bitwie, a potem skapywały na posadzkę, tworząc malutkie plamki.
Zacisnął pieści i wziął głęboki oddech.
Nagle usłyszał kroki, ktoś wbiegł do ogrodu i dyszał mocno.
Lekko uniósł swoje brązowozłote, zaszklone oczy aby spojrzeć na przybysza, modlił się aby to nie był Abbas...
Jednak nie, to był ktoś zupełnie inny. Jego oczy rozszerzyły się na widok... Malika.
Zamrugał parę razy i dźwingął się na nogi, ignorując ból który wędrował po jego ciele.

Mężczyzna uśmiechnął się i schował miecz do pochwy. Niebieska szata mieniła się w blasku słońca a czerwone plamki krwi, kontrastowały z nią, tworzyły malutkie karmazynowe wysepki.

-Usłyszałem twoje krzyki, natychmiast pobiegłem do asasyńskiej cytadeli. -wydyszał i wziął kolejny głęboki wdech, starając się uspokoić swoje oszalałe od biegu serce i uczucie ognia w klatce piersiowej, jak i w gardzieli.

-Ja... Myslalem że nie żyjesz... Zabiłem cię przecież! Ciało leży... -rozejrzał się dookoła, ale nie mógł nigdzie dostrzec zwłok dwurękiego Malika.

Wziął potężny haust powietrza i chwycił się za głowę. Al-Sayf dostrzegł w jakim stanie jest jego kochanek więc szybko podbiegł do niego i złapał jego policzek.

-Już... Wszystko w porządku, jestem tutaj -uśmiechnął się ponownie i przejechał opuszkami palców po mokrym fizjognomie, wycierając go.
Po chwili chwycił nadgarstek Altaïra i skierował jego dłoń na klatkę piersiową.

Syryjczyk poczuł mocne bicie serca Rafiqa, jego delikatny oddech i ciepło bijące od mężczyzny. Pod szatą mógł nawet wymacać naszyjnik, który dał mu na znak jego miłości do Al-Sayfa.
To był on... To naprawdę był on. Jego ukochany z krwi i kości.
Wtulił się w niego i mocno objął subtelne ciało kartografa, drżąc cały z emocji.
Poczuł rękę Malika na swojej głowie, która wędrowała po niej, bawiąc się subtelnie jego brązowymi włosami.

-To była iluzja -wyszeptał. -Jabłko jest zdolne do zakrzywiania rzeczywistości...

-Teraz to wiem -mruknął asasyn i odsunął się od niego po dosyć długiej chwili.

Nagle przybliżył go do siebie i głęboko pocałował, chciał poczuć jego wargi, jego ciepło, wszystko.
Tylko tego pragnął.
Negatywne emocje opuściły ciało Altaïra a ich miejsce, zastąpiły ciepłe i przyjemne wibracje.
Rafiq oczywiste odwzajemnił pocałunek swojego ukochanego, oddając się tej chwili i celebrując zwycięstwo.
Po chwili odsunęli się od siebie i przez długą chwilę patrzyli sobie w oczy.

-Idź. Potrzebują cię. Rozmaż tą iluzję i zastąp ją prawdą -uśmiechnął się jednoręki a wzrok wojownika przerzucił się na kulisty przedmiot, który mozolnie wyturlał się z kieszeni poległego Mistrza Zakonu.

Powoli podszedł do artefaktu i delikatnie chwycił go w swoje ręce. Złocisty przedmiot skąpany w szkarłatnej kaluży, czerwień ociekała z niego i kapała na ziemię. Asasyn wytarł krew swoją białą szatą i spojrzał na artefakt. Był... Zwyczajny. Najprostsza w swiecie, zdobiona metalowa kula bez jakichkolwiek zastosowań, poza dekoracyjnymi.
Tak tylko się mogło wydawać.
La'Ahad ruszył po kamiennej posadzce w stronę niskiego murku, powoli wszedł po marmurowych schodach i znalazł się w zamkowym przedsionku.
Przełknął ślinę a jego serce zaczęło walić jak szalone. Wszystko dookoła było ciche, można było nawet usłyszeć jak rwała krew w jego żyłach. Miał nawet wrażenie, że samo bicie serca odbija się echem od wysokich, zdobionych kolumn.
Niespiesznym krokiem powędrował w dół po brukowych schodach, odgłos kroków rozległ się echem po zamarłej cytadeli.

Zwykle tutaj krzątali się ludzie, było ich pełno. Przy każdej kolumnie stał jeden strażnik i czujnym okiem obserwował, czy ktoś wracający do Mistrza, nie stanowi zagrożenia. Zamczysko było o wiele bardziej strzeżone niż wioska u jego stóp.
Ale nie teraz, nie dzisiaj.

Wziął głęboki oddech i ruszył w stronę wielkich drzwi, jak zwykle otwartych i wpuszczających potężny snop światła do środka.
Kiedy wyszedł, słońce oślepiło jego twarz a on sam zmrużył oczy i dostrzegł na dziedzińcu gromadę ludzi, stali oni bez jakiegokolwiek celu, ich pusty wzrok wędrował dookoła, lustrując dobytek asasyńskiej twierdzy.
Niektórzy siedzieli na ziemi, inni chodzili w lewo lub prawo, odbijając się od innych zgromadzonych, na których nawet nie zwrócili uwagi.
Byli jak żywe trupy, uwięzione we własnych umysłach, spętane łańcuchami wykutymi przez szaleńca, który przez tyle lat stanowił źródło dobrobytu i bezpieczeństwa dla bezbronnych mieszkańców.
Altaïr widział wiele podczas swoich wypraw, ale ten widok... Był najgorszą rzeczą jaką mógł ujrzeć, poczuł jak ogarnia go zimno.

Asasyn powoli uniósł w górę rękę, w której dzierżył złotawą kulę.
Wziął głęboki wdech a artefakt nagle rozbłysł światłem, smugi wypełniły cały dziedziniec.
Była to jedyna rzecz na jaką ci ludzie zwracali uwagę...
Strumienie światła tańczyły w powietrzu, zaczepiając pokolei zgromadzonych i kierując ich wzrok w stronę źródła.
Złote fale leniwie oplotły się wokół przedramienia La'Ahada.
Blask był oślepiający, ale on potrafił powstrzymać się od zamknięcia oczu.

-Mieszkańcy Masjafu! -zaczął donośnym głosem a echo odbiło się od mosiężnych ścian zamku, niczym piłeczka do ping ponga. -Stoję tu dziś przed wami, aby uwolnić wasze umysły z tych klatek! Rozkuć łańcuchy bezsilności i niewolnictwa.
Nasz Mistrz... Okazał się zdrajcą, zapłacił za to najwyzszą cenę! -asasyn poczuł jak głos zaczyna mu drżeć. Przełknął ślinę. -Jesteście wolnymi ludźmi, obdarzonymi wolną wolą, możliwością podejmowania samodzielnych decyzji, ale i tak do analizowania rzeczywistości. To, co ukazał wam Mistrz było ohydną i obrzydliwą iluzją, wykreowaną przez szaleńca!
Ja chce wam pokazać prawdę, świat taki... Jaki widzi go każdy z nas.
Ja, Altaïr Ibn-La'Ahad, mistrz asasynów a teraz Mistrz Zakonu, mówię dość tej iluzji! -ryknał a jabłko w jego dłoni jakoby się przestraszyło i zaczęło drżeć, tak przynajmniej mogło się wydawać.

Rozbłysło jeszcze potężniejszym światłem co za skutkowało wzrostem temperatury artefaktu, mimo rosnącego ciepła, nie upuścił go, trzymał wysoko nad głową i obserwował jak z ciał ludzi wydobywają się smugi złotego światła a potem, wędrują do kulistego przedmiotu.
Uwalniał ich.
Po chwili Jabłko zadrżało ponownie i zgasło.
Asasyn powoli opuścił rękę i z niepewnością obserwował jak zgromadzeni zaczynają wracać do rzeczywistości. Udało się!
Uśmiechnął się szeroko do siebie i poczuł jak dołącza do niego druga osoba. Malik.

-Udało się? -zapytał i spojrzał w oczy wojownikowi, wypełnione nadzieją brązowe szkiełka mieniły się w świetle słońca.

-Tak -odparł z uśmiechem i spojrzał na tłum na dziedzińcu.

Wszyscy, jak jeden mąż, patrzyli teraz na niego, wyczekując co powie ich nowy mistrz.
Co miał powiedzieć? W głowie pustka a na dole mnóstwo mieszkańców wioski, którzy nie wiedzą co się z nimi działo i na jak długo został zastosowany efekt.
Asasyn zadarł głowę do góry w geście dumnego spojrzenia.
Usłyszał pisk orła, którzy szybował po błękitnym niebie, również jakby czekając co powie Altaïr, kiedy przerwie tą ciszę i wprowadzi codzienny harmider do Masjafu.

-Jesteście wolni - odezwał się wkońcu a w oczach tłumu pojawiły się iskierki podekscytowania a u niektórych nawet, łzy radości.
Być może wiedzieli jak ich ciało bezwładnie kroczy bez jakiegokolwiek celu, ich świadomość zamknięta w klatce była zmuszona do oglądania tego makabrycznego przedstawienia Al-Mualima.

Tłum zawrzał ze szczęścia i rozbiegł się szybciej niż przegonione gołębie, wszyscy wrócili do swojego normalnego życia.

-Najmłodszy Mistrz Zakonu. Chylę czoła -uśmiechnął się Al-Sayf i ukłonił w geście szacunku.
Altaïr tylko przewrócił oczami i poklepał go po głowie, po chwili złożył lekki pocałunek na czole swojego ukochanego i chwycił go za rękę.

Oboje zniknęli w wielkim zamku.

Blades and Blood // Altmal [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz