XX

210 15 4
                                    

Od czasu pokonania fałszywego mistrza zakonu minęło trochę czasu.
Dni zlewały się w jedną, bezkształtną masę spowitą żarem Masjafu.

Życie w asasyńskiej wiosce pod wielką twierdzą na nowo rozkwitło.
Kiedy Altaïr został wielkim mistrzem zakonu, nie każdemu skrytobójcy się to spodobało.
Zwolennicy Abbasa wzniecili rebelię, palili domy mieszkańców aż czarny dym przykrył błękitne niebo, rabowali a nawet zabijali tych, którzy stawiali opór.
Ciała niewinnych mieszkańców zalegały na uliczkach, w sianie jak i w rzece. Była to istna masakra, jednak udało się opanować buntowników i wtrącić ich do zimnych Masjafskich lochów, rozciągających się na wiele kilometrów pod zamkiem na wzgórzu.
Abbas, przywódca tego całego zamieszania i sprawca rzeźni, został solidnie ukarany.
Odebrano mu prawo do wykonywania czynności asasuńskich, pozbawiono go ukrytych ostrzy, publicznie osądzono i zdarto z niego szaty a następnie, wtrącono do lochów na resztę jego marnego życia.

Altaïr stał na małym balkonie i rozglądał się dookoła, trzymając w dłoniach ceramiczne naczynie z gorącym naparem. Kawą. Asasyn pociągnął łyk i poczuł jak ciecz rozlewa się po jego ciele, ogrzewając go od środka.
Niebo skute było ciężkimi, stalowymi chmurami które rzucały cień na wioskę i stóp góry, tylko nieliczne promyki słońca były na tyle silne, aby przewiercić się przez kopułę na sklepisku.
Usłyszał ruch a po chwili mruk dobiegający z jego komnaty, uśmiechnął się po cichu do siebie, wciąż czując posmak kawy na języku.
Malik się obudził.

Mistrza Zakonu i jednorękiego kartografa z Jerozolimy połączyło silne uczucie, Al-Sayf zawsze stał u jego boku, broniąc go i nawet narażając własne życie. O mało co nie stracił drugiej ręki w bitwie o Masjaf, rzucając się na pomoc swojemu kochankowi. Był odważny, sprytny i obdarzony niesamowitą inteligencją oraz zdolnością planowania.
Pobyt w Jerozolimie i codziennie siedzenie nad mapami, wykształciło u niego zdolność pamięci fotograficznej, przez co Malik potrafił bardzo szybko przypomnieć sobie najmniejsze detale, ta zdolność okazała się kluczowa podczas obrony twierdzy przed barbarzyńcami Abbasa.

La'Ahad odwrócił się i wziął kolejny potężny łyk, zrobił kilka kroków przód, wchodząc do komnaty. Odrazu poczuł na sobie wzrok mężczyzny, ciepły i rozkoszny. Ogrzewał go bardziej niż kawa.
Delikatnie wręczył mu naczynie a kartograf pochwycił je w swoje chude palce, oplatając je wokół nagrzanej ceramiki.

-Boli...-wymruczał i wziął łyk, przymykając oczy.

-Przepraszam... Ale sam tak chciałeś -zaśmiał się złotooki i zajął miejsce obok niego. Al-Sayf naciągnął na siebie szatę Mistrza i wtulił się w nią.

-Wiem... Nie wiedziałem jednak jakie będą tego konsekwencje następnego dnia. Ledwo się ruszam... -westchnął i spojrzał asasynowi w oczy.

Nienaturalnie żółte soczewki zapaliły się jak dwa ognie, na zawołanie.
Podrapał się po policzku i odwrócił wzrok, udając skruchę.

-Oj tam... Następnym razem będę delikatniejszy. Obiecuję - puścił mu oczko na co ciemne policzki Malika zalał gorący rumieniec.

-Powiedz mi tylko... -zamyślił się i wbił wzrok w kamienną podłogę na której rozciągał się turecki dywan, obszyty dookoła złotymi niciami, zdobiącymi różnokolorowe ornamenty.
-Co będzie jeżeli ludzie się o tym dowiedzą? Zabiją nas... Przynajmniej mnie. Abbas zyska tylko powód aby wzniecić rebelię i podjąć się kolejnej próby zajęcia twierdzy i zdobycia jabłka do własnych celów - rysownik uniósł wzrok i wbił go w kulisty złoty obiekt, który leniwie spoczywał na drewnianym stole, odłożony delikatnie na aksamitną czerwoną poduszkę.
Jak nie świecił był jeszcze bardziej tajemniczy i przerażający... Wzdrygnął się na samo wspomnienie mocy owego przedmiotu.

-Malik... Spójrz na mnie -odezwał się po chwili ciszy Altaïr i swoimi kościstymi placami powędrował po policzkach mężczyzny, czując jego lekki zarost, obrócił jego twarz na co ten wbił w niego swoje wielkie, czarne ślepia.
-Wiem, że się tego boisz. Ja też... Jestem szczerze przerażony, ale nic złego się nie stanie. Bractwo jest po naszej stronie, ufają mi i są oddani sprawie, wdzięczni za uratowanie życia i zwycięską walkę z tym szaleńcem... A poza tym, ukrywamy się zbyt dobrze -uśmiechnął się a jego blizna na ustach, zmarszczyła się okropnie.

Przysunął się i pocałował go w usta, uspokajając swojego ukochanego i przy okazji, smakując gorzkiej woni czarnej cieczy.
Oblizał powoli swoje własne wargi i przygryzł dolną.

-Masz rację, nie powinienem martwic się na zapas... Chcę tylko być bezpieczny -po tych słowach odstawił kubek na malutką szafkę koło loża i opadł w silne ramiona La'Ahada, wtulając się w niego i nasłuchując rytmu serca wojownika.
Przymknął oczy i uśmiechnął się kiedy skrytobójca oplótł swoje ramiona wokół niego, przytulając Malika.

Czuł się bezpiecznie, nikt nie może go skrzywdzić, ani Abbas, ani żaden z jego podwładnych.
Miał Altaïr'a, kochał go ponad wszystko, nie mógł wyobrazić sobie życia bez niego.
Od zawsze go kochał.
Od ich pierwszego spotkania, kied młody, osierocony asasyn zaczął trening. Pamiętał jak spojrzał mu w oczy a spod jego szarego kaptura, błysnęły złote oczy.
Al-Sayf zawsze uważał to za coś... Niesamowitego. Ludzie nie rodzą się z takim kolorem, oczy młodzika przypominały orle, były tajemnicze i majestatyczne.
Tak bardzo się zaprzyjaźnili, że mieli nawet własne ksywki. Altaïr nazywał Malika 'Mal', zaś ten nazywał złotookiego 'Orłem'.
Malik był delikatny, zaś drugi wojownik był waleczny i wierny.
Z wiekiem La'Ahad stawał się coraz bardziej arogancki i zadufany w sobie co wytworzyło między nimi kanion niechęci.
Kochał go dalej.
Wypadek w świątyni Salomona zniszczył kruchą psychikę Malika, stracił brata, rękę i przyjaciela.
Jednak... Kochał go dalej. Nigdy nie przestał, zawsze czuł sympatię do tego człowieka.
Za wszelką cenę chciał ją ukryć za maską niechęci, docinek i zimna.
Jednak ta kamienna twarz Jerozolimskiego kartografa zaczęła się kruszyć, codziennie odpadał kolejny płat, ukazując jego prawdziwą twarz i uczucia do Syryjczyka.

Uśmiechnął się lekko do siebie.

-Kocham cię. Najmocniej na świecie -wyszeptał.

Altaïr poczuł jak serce zaraz wyskoczy mu z piersi. Usłyszał te słowa... Jego ciało zostało nagle oblane ciepłem.
Przusunął swoje usta do jego glowy i pocałował jej czubek.

-Ja ciebie też, Mal -wyszeptał.

--------------
I dotarliśmy do końca całej opowieści. Dziękuję wam wszystkim za czytanie, poświęcony czas, rady, komentarze i gwiazdki.
Ta część zajęła mi najdłużej bo najzwyczajniej w świecie, nie miałam pomysłu na końcówkę. Postanowiłam jednak, że skupię się na tej dwójce jako parze skrytych kochanków.
Jeszcze raz dziękuję i ściskam was mocno. Widzimy się w innych publikacjach! ♡

Blades and Blood // Altmal [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz