XIV

214 15 2
                                    

Altaïr westchnął ciężko i obserwował jak Malik wstaje i niedbale narzuca na siebie niebieską szatę i zawiązuje ją w pasie, chowając przy okazji swoją męskość przed ciekawskim wzrokiem asasyna.

-Musisz to zobaczyć teraz? Nagle w tym momencie? Nie może to zaczekać do jutra? -zapytał i również wstał, owinął się kocem.

-Teraz. -sprostował Al-Sayf.

La'Ahad podszedł do małego drewnianego stoliczka, niedaleko pokaźnej półki z książkami.
Chwycił czarną, skórzaną sakiewkę i wyjął ze środka zwinięty rulonik papieru.
Podał ją Rafiqowi, na co ten szybko podszedł do najbliższej świecy i rozwinął zwój.
Altaïr usiadł z powrotem na łóżku i skrzyżował nogi, wpatrywał się w swojego ukochanego wzrokiem pełnym podziwu i zaciekawienia, uważnie obserwował twarz Malika, zmarszczył się.
Mężczyzna ze zwojem wziął głęboki wdech i zaczął czytać zawartość.

"Al-Mualimie.

Rozumiem twoją ciężką pracę w szkolenie swoich zabójców. Musisz jednak wybrać stronę po której chcesz grać, żaden gracz nie da rady dłużej sabotażować obu stron.
Jeśli chcesz zamiast jednego asasyna wysłać trzech, uczyń tak.
Zastawię pułapkę na dwóch z nich a trzeci odrazu przyleci do Masjafu z podkulonym ogonem, wtedy rozpoczniesz kolejną fazę swojego genialnegi "planu",jakim śmiesz określać swoje następne poczynania.
Daję Ci pozwolenie na zabicie dziewięciu moich ludzi. Nie więcej.

-Robert De Sablé "

Malik stał jak wryty po czym upuścił pergamin na ziemię a sam zaczął się trząść.
Po jego delikatnych policzkach zaczęły spływać łzy.

-Ten skurwiel... Odebrał mi brata, przez niego nie mam lewego ramienia a ciebie wykorzystał -fuknął pod nosem wściekły Rafiq.

Jego twarz poczerwieniała od gniewu, który się w nim kotłował.
Zauważył to Altaïr, nie widział go tak rozwścieczonego od czasu kiedy wrócił ranny do Masjafu po nieudanej misji w Świątyni Salomona i oskarżył Altaïra o śmierć swojego brata.
Dopiero teraz, po tak długim czasie jak i przez totalny przypadek, okazuje się że to wszystko było zaplanowane, jedyne co nie wypaliło to fakt, że Malik przeżył, on też miał tam zginąć.
Asasyn wstał i podszedł do swojego kochanka, delikatnie chwycił jego gorące policzki i spojrzał mu głęboko w oczy.

-Zajebię skurwysyna -syknął kartograf.

La'Ahad zaczął delikatnie muskać jego lice opuszkami palców.
Sam La'Ahad nie był do końca zaskoczony, podejrzewał że Mistrz coś kręci na boku, kombinuje, nie mówi mu prawdy.
Teraz wszystko się spełniło.

-Czemu jesteś taki spokojny?

-Podejrzewałem, że Al-Mualim coś kręci. Nie odpowiadał na moje pytania, kazał zająć się zadaniem, był coraz bardziej tajemniczy i agresywny, każda ofiara działała dla... Dobra. Oprócz Majd Addina. Ziściły się moje najczarniejsze myśli.
Wiem już, kto będzie moim następnym celem -wyjaśnił wojownik.

-Kto? -zapytał Malik, czuł jak kipiący gniew powoli odchodzi do głębszych sfer jego ciała, skupiał się głównie ma złotookim.

-Al-Mualim.

Kartograf uśmiechnął się szyderczo. Podobało mu się to, pragnął zemsty a fakt, że asasyn pragnie jej równie tak mocno jak on sam, napawało go radością.
Przysunął się do niego i subtelnie pocałował jego ciepłe wargi, odsunął się po dłuższej chwili.
Asasyn chwycił Malika i opadł z nim na łóżko, uśmiechnął się i odsłonił swoje białe zęby, które kontrastowały z jego ciemną karnacją.

Al-Sayf zaśmiał się i wtulił się w swojego ukochanego, jego umysł był umęczony, cała przeszłość wróciła i trafiła go niczym piorun, prosto w serce.
Nie mógł w to uwierzyć, przez tak długi czas obwiniał Altaïra za śmierć swojego brata, za straconą możliwość zostania pełnoprawnym asasynem, za zrobienie z niego kaleki...
Miał przy sobie osobę, która kocha go z całego serca, wiedział że La'Ahad zrobi wszystko aby go chronić.
Powoli zamknął oczy, czując jak palce mężczyzny przeczesują delikatnie jego włosy.
Syryjczyk uśmiechnął się i poprawił koc, przykrywając siebie i Malika, po chwili zasypiając koło niego.

Nazajutrz słońce wpadało do komnaty przez zasłonięte okna, subtelnie rozświetlając mroczne wnętrze pomieszczenia.
Jednym szybkim ruchem, kotary zostały odsunięte a słońce z całym impetem wpadło do alkierzu, rozbłyskjąc złocistym światłem po kątach.
Altaïr chwycił ostrze, to zaś zabłysło w ciepłym świetle, po chwili wylądowało w pochwie na plecach, zapiął skórzane pasy i poprawił miecz u swojego boku, naciągnął mocniej buty.

-Gotowy? -zapytał Rafiq, stojąc w  przejściu drzwiach prowadzących na korytarz, oświetlony złocistym blaskiem słońca.

Asasyn opuścił komnatę i ruszył z kartografem na dziedziniec gdzie ćwiczyli młodzi, przyszli asasyni.
Przy drewnianej barierce ,która okalała dziedziniec, stał mężczyzna który swoimi ostrymi słowami, motywował młodych mężczyzn do zaciętej walki, a jego czoło zdobiła delikatnie pulsująca żyłka.
Przeszli koło krzykacza, jak nazywali go jego uczniowie i udali się do małej wioski pod zamkiem.

-Jaki masz plan? -zapytał Malik i uniósł brew w górę.

-Narazie nie mam, wrócimy do Jerozolimy i tam na spokojnie coś obmyślimy... Musimy działać szybko, wnioskując z tego listu jak i z jego ostatniego dziwnego zachowania, Al-Mualim zaczyna tracić cierpliwość -sprostował asasyn. -Pamiętam jak w dzień kiedy wróciłem do Masjafu, miałem znaleźć zdrajcę. Jakiś szalony mówca, bredził że nasz Mistrz jest zdrajcą... Nie wierzyłem mu, lecz teraz mam wątpliwości -warknął do siebie.

Przechadzając się po miasteczku, mieszkańcy wydawali się jakby całe życie z nich uszło, włoczyli się bez sensu po uliczkach, kotłując się i wpadając na siebie.

-Malik, coś jest z nimi nie tak... -wyszeptał asasyn do swojego towarzysza, ten zaś lekko przytaknął.

-Wiem, zauważyłem to odkąd wyszliśmy z zamku. Strażnicy też wyglądają... Dziwnie -odparł Rafiq i rozejrzał się dookoła.

Altaïr zmarszczył się. Przypomniał sobie jak Al-Mualim opowiadał o Jabłku Edenu, artefakt pomagający kontrolować tłumy, dający niezwykłą moc, kawałek srebra co wygnał z raju Adama i Ewę.
Szkatułka. Widział ją na jego stole w bibliotece, miał ją!
Jego oczy zabłysły złotym światłem, strażnicy byli nastawieni wrogo... Do Malika jak i La'Ahada. 

-Idziemy do stajni. Jedziemy do Królestwa. Bez gadania. -wyszeptał i przyspieszył kroku.
Kartograf był lekko zdziwiony, ale ufał mu.

Napięcie w Masjafie stawało się coraz bardziej widoczne, mroczna aura ogarnęła umysły mieszkańców, którzy powoli zamieniali się w obłąkańców, jedni szlajali się bez celu, inni krzyczeli i charczeli,  rzucali się z pięściami na swoich pobratymców a kolejni chodzili i wyginali się w nie ludzkich pozycjach.

Strażnicy lustrowali dwóch mężczyzn, którzy właśnie wsiadali na konie.
Nagle cała straż jak jeden mąż, rzuciła się na nich z wyciągniętymi mieczami, krzycząc i rzucając się w ich stronę.
Konie zarżały a Altaïr i Malik rzucili się do ucieczki, zdążyli wyjechać z Masjafu zanim dosięgnęły ich strzały.

-Zabić ich! Zabić! -wykrzyczał starczy głos.
Al-Mualim.

Blades and Blood // Altmal [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz