XVIII

163 15 0
                                    

Czerwona ciecz powoli zaczęła otulać stalową klingę miecza a ciężkie krople skapywały na kamienną posadzkę, rozbryzgując się. Asasyn powoli wyciągnął miecz z przebitego ciała Malika i gdy ten upadł na ziemię, nachylił się nad nim i chwycił za dłoń, muskając ją delikatnie opuszkami palców.
Po ciemnych licach wciąż spływały łzy, które w pewnym momencie zaczęły zdobyć ciemnoniebieską szatę kartografa w mokre plamki.
Al-Sayf zamrugał i przeniósł wzrok na Altaïra, ściskając delikatnie jego ciepłą dłoń, która mocno drżała. Z kącików ust zaczęła spływać krew a sama czerwona ciecz pokryła bruk, na ubraniu Rafiqa zagościła wielka plama, która raziła swoim kontrastem. Czerwony do niebieskiego.

-To... Dopiero początek -wycharczał i wpatrując się w twarz La'Ahada, która zdobiona była bólem i cierpieniem, lekko się uśmiechnął. -Dokończ to, co zacząłeś -głos załamał mu się przy ostatnim zdaniu, bulgocząc krwią z głębi gardzieli.
Po chwili ciepłe i przyjazne oczy Malika zamknęły się a on sam wyzionął ducha.

Altaïr powoli wstał, przednio całując jeszcze ciepłe czoło swojego ukochanego. Gdyby tylko wiedział i bardziej rozglądał się dookoła...
Jednym szybkim ruchem chwycił miecz i uniósł głowę, nie zważał na słońce które desperacko starało się oślepić go zza stalowych chmur.

-Zapłacisz mi za to! -wyryczał.

Ogarnęła go wściekłość i smutek, te dwa potężne uczucia zalały jego ciało niczym tsunami, niszcząc wszystko po drodze, między innymi litość do Starca. W ułamku sekundy z autorytetu stał się on śmiertelnym wrogiem, serce waliło jak szalone, zupełnie tak jakby chciało wyskoczyć z jego klatki piersiowej.
Asasyn zmarszczył się, ukazując swoje dziąsła, mocno zaciśnięte, lekko przekrwione.
Asasyn chwycił miecz i ścisnął go nad wyraz mocno aż pobielały mu knykcie.

Ruszył do starca, niczym błyskawica zerwał się w ułamku sekundy z kamiennej posadzki i wdrapał się na malutką marmurową kolumienkę u zwieńczenia fontanny. Naprężył wszystkie swoje mięśnie i odbił się od małej powierzchni, przeleciał nad lekko omszałym, szarym ogrodzeniem i z kocią gracją wylądował naprzeciw Al-Mualima. Jednym ruchem zranił go w lewe ramię, wszystko trwało tak szybko że Starzec nie miał chociażby sekundy na jakąkolwiek reakcję.
Zatoczył się do tyłu jak pijany i syknął pod nosem.
Uniósł swoje ociężałe powieki aby dostrzec La'Ahada, który ruszył w jego kierunku.
Jego najlepszy uczeń, którego traktował jak syna miał właśnie w zamiarze pozbawić go życia. Jednak... Nie dysponował on tak silną mocą jaką miał Mistrz Zakonu, nie posiadał Jabłka.
Starzec chwycił metalowy przedmiot i w kilka milisekund znalazł się o wiele dalej od rozwścieczonego asasyna.

-Emocje cię zgubią dziecko -wycharczał starczym głosem na co oczy Altaïra zabłysły gniewnie a złoto zmierzało się z czerwienią furii i modrawym smutkiem.

-Tak samo jak ciebie zgubi Jabłko!

-Nie... -uśmiechnął się. -Ono pokazuje nam prawdziwy świat, ten bezpieczny, bez wojen, bez kłótni i chaosu! Nie rozumiesz tego moje dziecko, więc chyba muszę ci to pokazać -po tych słowach uniósł przedmiot w górę a metalows kula nagle rozbłysła blaskiem tysiąca słońc.

Al-Mualim uśmiechnął się szyderczo kiedy artefakt oślepił asasyna, złote kosmyki światła tańczyły na niebie, wijąc się delikatnie wokół licznych kolumn, które znajdowały się w ogrodzie, opatuliły one Syryjczyka, szeptając cichutko aby poddał się urokowi, aby oddał się tej przyjemności która będzie trwać wiecznie, wszystko czego zapragnie będzie jego.
Świetliste bez kształtne nimfy chwyciły go za ramiona i starały się ze wszystkich sił, zmusić go do klęczenia.
Asasyn napiął wszystkie mięśnie, nie dał się tej pokusie. Wykonał krok w przód, na co oczy Al-Mualima rozszerzyły się, jego ślepe oko odbijalo złotą poświatę a oponent, zaczął iść w jego stronę.
Nagle z przekonania, że ta mała pchła mu nic nie zrobi, zostało tylko wspomnienie, teraz to strach wypełnił jego umysł i zawładnął nim niczym chrześcijanie Akką.
Mistyczny blask zniknął a artefakt przestał świecić, znowu stał się tylko szarą, metalową kulą. Bez jakichkolwiek zastosowań.

-Nie! To niemożliwe! Nie można się temu oprzeć! -wysyczał.
La'Ahad uniósł lekko kąciki ust.

-A jednak -wymruczał i rzucił się do walki.

Starzec trząsł kulą, starając się ją pobudzić jednak... Nic z tego nie wyszło. Była bezużyteczna na chwilę obecną. Zaklął się i dobył miecza, wciąż trzymając kulisty przedmiot w lewej dłoni, desperacko nie chcąc go stracić.

Rozległ się szczęk stali, iskry posypały się jak szalone a dwaj wojownicy mierzyli się wzrokiem. W złotych oczach młodzieńca, widoczna była determinacja, wściekłość i chęć zemsty.
Natomiast w zmęczonych ślepiach Starca, strach i panika. Te dwa uczucia sprawiają że ludzie są mniej ostrożni. Idealnym przykładem był sam Sibrand z Akki.
Uśmiechnął się lekko do Starca, ukazując mu rządek białych zębów.
Jednym solidnym ruchem uderzył go w brzuch i kopnął do tyłu. Oponent zakasłał i zgiął się w pół, upadając ma marmurowe bloczki.

-No dajesz, wstawaj dziaduniu -zaszydził asasyn, na co Al-Mualim pobladł.
Zdał sobie sprawy, że nie ma szans z nim.
La'Ahad był młody, wyćwiczony, szybki i zadawał ciosy ze śmiertelną precyzją.
Natomiast on... Był stary, słaby, bez jabłka nic nie wskóra, nie pokona go. Wie, że jest na przegranej pozycji, ale pozostałe strzępki honoru każą mu walczyć, dopóki młody zabójca nie zatopi ostrza w jego szyi i nie napoi go krwią.
Podniósł się i zmrużył oczy.

Dźwięk przecinanej stali wypełnił zamkowy ogród, pomiędzy nie wplotly się delikatnie odgłosy walki i ciche pomrukiwanie albo krzyki z zadanego ciosu.
Starzec był cały posiekany, ledwo trzymał się na nogach.
Po jego ciele spływała ciepła krew z zadanych przez Altaïra ran, plamy na jego szatach były wielkie a malutkie kropelki skapywały na kamienną posadzkę, czy to z krawędzi ubrań, z dłoni czy z miecza.
Al-Mualim wytarł rękawem usta, które zdążyły posmakować już metalicznego smaku karmazynowej cieczy.

-To koniec. Poddaj się -odezwał się młodzieniec, również był ranny ale nie tak bardzo jak jego przeciwnik. Dostał tylko w lewe ramię i nogę, nie zrobiło to na nim wielkiego wrażenia.

-Nigdy -wycharczał. Wiedział, że jego czas się kończy, z każdą minutą coraz więcej czerwonego płynu opuszczało jego organizm. Ledwo trzymał się na nogach, cały świat zawirował przed oczami.
Powoli wzniósł miecz, ale La'Ahad był szybszy, o wiele szybszy.
Wytrącił on broń z ręki Mistrza, ta upadła z hukiem i odbiła się od gruntu.
Starzec spojrzał na niego i zwalił się ma bruk. To koniec. Wykrwawia się.
Asasyn schował miecz do pochwy i uklękł przy nim.
Al-Mualim lekko chwycił go za rękę i ścisnął.

-Dziecko... Nie pozwól aby władza przysłoniła ci oczy tak jak mi... Świat jest upleciony z dwóch nici, iluzji i rzeczywistości... Naucz się je rozpoznawać -szepnął i spojrzał mu w oczy. Czuł ulgę, mie musiał więcej walczyć...
Altaïr poczuł litość w stosunku do Starca, chęć pomocy... Przez wszystkie lata, był dla niego jak ojciec którego brutalnie stracił, opiekował się nim i prowadził przez kręte ścieżki bractwa.
Nie był zły, zagubił się. Znalazł się w labiryncie bez wyjścia  a wolność z tej klatki, przypłacił życiem.

-Będziesz... Wspaniałym Mistrzem Zakonu synu -wycharczał.-Obiecaj mi jedno

-Tak?

-Zniszcz Jabłko -zażądał Starzec. Syryjczyk zastanowił się przez chwilę i kiedy miał otworzyć usta by dać mu odpowiedź, on nie żył.

Wpatrywał się w zwłoki swojego Mistrza, tego który prowadził go przez życie. Całe życie.
Wypuścił jego dłoń, która bezwładnie upadła na chodnik. Z kieszeni jego czarnej szaty, wyturlało się Jabłko Edenu.
Asasyn zamknął oczy i chwycił się za głowę.
To nie twoja wina, powtarzał sobie w myslach, musiałeś to zrobić, dla bractwa.

Poczuł jak emocje zaczynają targać nim jak szmatą na wietrze, wszystko zalało jego klatkę piersiową jak i umysł. Poczucie winy, strach, złość, smutek, samotność; ta mieszanka była jak tykająca bomba, która ciążyła mu na sercu.

Wziął głęboki oddech i odchylił głowę do tyłu w gwałtownym geście, otworzył usta i zaczął wrzeszczeć w niebogłosy.

Blades and Blood // Altmal [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz