Minęło trochę czasu od ataku Abbasa na Malika.
Po namowach Altaïra, Rafiq zgodził się wrócić do Masjafu i opowiedzieć Al-Mualimowi o tym, co się stało, co zrobił mu Sofian. Rany na twarzy poszkodowanego były w miarę świeże, lekkie strupy na nosie, polikach i czole, delikatnie żółto-fioletowe siniaki, największy znajdował się pod prawym okiem rysownika.
Co najważniejsze, przestały go boleć.
Kartograf lustrował uważnym wzrokiem jak jego kochanek pakował torby i narzucał je na osiodłane konie, ścisnął swoją skórzaną sakiewkę z białymi piórami, w tym jedno, namoczone w krwi Fryderyka Czerwonego. Jego zadaniem, było ich strzec.-Gotowy? -zapytał z uśmiechem na ustach asasyn.
-Tak -Al-Sayf przytaknął i wgramolił się na kasztanowego wierzchowca, chwycił lejce i wziął głęboki oddech, dalej czuł się jak kaleka oraz ofiara losu ale wiedział że musi być silny. Dla siebie jak i dla La'Ahada.
Obaj mężczyźni wyruszyli, pogoda była w miarę dobra, nie było za upalnie a w powietrzu wisiało uczucie jakby w każdej chwili, z charbowanego nieba przeplatanego ciężkimi, stalowymi chmurami, mógł lunąć deszcz, co z jednej strony byłoby zbawieniem dla obojga wędrowców.
Podróżowali przez górzysty teren Królestwa, które w połowie było opustoszałe, wędrówka tędy samotnie po zmroku, mogła przysporzyć o koszmary. Połamane palmy, ruiny domów, zapadające się mosty i rozpadające się wieże widokowe, wokół których krążyły piękne orły, polując na swoje ofiary.Altaïr spojrzał na Malika i lekko przysunął się do niego, delikatnie pocierając swoją łydkę o łydkę Rafiqa, na co ten zareagował lekkim uśmiechem i rumieńcem na twarzy.
-Będziemy musieli się powstrzymać w Masjafie
-Czyżby? -zapytał mistrz asasynów -Ciężko będzie mi się powstrzymać przed całowaniem twojej pięknej twarzy -zamruczał, na co twarz jego kochanka zaczerwieniła się jak burak.
Malik do tej pory nie powiedział mu tych dwóch ważnych słów, nie wiedział dlaczego... Przecież La'Ahad go kochał, nie zostałby odrzucony...
Jego serce zaczęło bić szybciej na tę myśl, nie miał na tyle odwagi, nie podobało mu się to, czuł się jak w klatce... Musiał ją zniszczyć.Stukot końskich kopyt o kamienną dróżkę, odbijał się echem wśród gór. Wiedzieli, że nie są tutaj sami, w każdej chwili mogli wyskoczyć strażnicy i zaatakować wędrowców, jednak wbrew temu przekonaniu, nikogo nie spotkali na drodze do Masjafu.
Jedynymi ludźmi byli pozostali mieszkańcy okolicznych zrujnowanych przez wojska wiosek, nie było ich jednak za wiele, miło przyjęli wędrowców, napoili ich i dali chwilę wytchnienia aby po jakimś czasie, mogli ruszyć wypoczęci w drogę.Kiedy dojechali do Masjafu, odstawili konie do stajennego i zabrali najpotrzebniejsze bagaże, po przekroczeniu bramy poczuli się jak w domu.
Malik nie był tutaj od bardzo dawna, tęsknił za domem ale wiedział, że teraz Jerozolima była po części jego kwaterą.
La'Ahad zdjął kaptur i przysunął się bliżej Rafiqa, chciał za wszelką cenę być blisko niego, tak bardzo chciał złapać go za rękę, unieść ją w górę i wykrzyczeć jak mocno kocha kartografa z Jerozolimy, jednak wiedział...że nie może.Dotarli do wielkiego zamku asasynów, ulokowanego na wysokim wzgórzu, posiadłość była niczym królewska korona całego miasteczka.
Przy wielkiej bramie do zamczyska, przywitał ich Rauf, ewidentnie zadziwiony wizytą Malika i Altaïra.
Asasyn uśmiechnął się szeroko, pokazując rządek białych zębów, które chwilę wcześniej schowane były pod czarną, krótko przystrzyżoną brodą.-Witajcie bracia! -odezwał się radośnie, jakby mógł to rzuciłby im się w ramiona. Młody mężczyzna szczególnie upodobał sobie La'Ahada jako swój wzór do naśladowania.
-Witaj Rauf, czy mistrz jest u siebie? -zapytał spokojnie Malik, czując jak dłoń Altaïra powoli zmierza aby pochwycić kartografa.
Rafiq obrzucił swojego kochanka szybkim wzrokiem mówiącym :"Nie możemy", na co wojownik zrozumiał przekaz i skierował swoją dłoń do sakwy, udając że czegoś szuka.Młodzik pokiwał energicznie głową.
-Tak tak oczywiście! Tam gdzie zawsze.
Przybysze skinąwszy głowami, udali się do komnaty Al-Mualima.
La'Ahad zaczynał się coraz to bardziej gotować w środku, z każdym krokiem. Miał ochotę rozedrzeć Abbasa na strzępy, wziął głęboki oddech aby się uspokoić, jedyne czego teraz pragnął do wtulić się w Malika, położyć głowę na jego kaltce piersiowej i wsłuchiwać się w rytm bijącego serca.
Rafiq polecił zostać mu na zewnątrz, wiedząc jak bardzo wybuchowy jest asasyn. Szybko rozejrzał się dookoła czy aby napewno nikogo nie ma i złożył lekki pocałunek na ustach Altaïra, znikając po chwili w drzwiach.
'Będziemy musieli się powstrzymać w Masjafie' zaśmiał się w myślach wojownik i usiadł na jednej z wielu skórzanych foteli.Nie wiele się zmieniło odkąd po raz ostatni tutaj był, książki walały się po stole jak i na drewnianych regałach panował nieład. Złota klatka na gołębie pocztowe, była ciągle w tym samym miejscu, flagi asasynów były lekko obdarte przy rogach.
La'Ahad wstał i podszedł do jednej z nich, delikatnie muskając ją opuszkami palców.Miał jeszcze jeden cel do zlikwidowania...
Zmarszczył się.
Coś mu tutaj nie grało, Al-Mualim nie mówił mu wszystkiego, dlaczego wybrał tak bardzo dziwne cele? Przecież ci ludzie nic złego nie zrobili, no po za Majd Addinem, który zabijał byleby zabijać, organizował publiczne egzekucje, dla zabawy.
Chwila moment...
Coś przeszło mu przez głowę, jedna myśl malutka myśl, ona sprawiła że asasyn zaczął gorączkowo przeszukiwać bibliotekę mistrza.
Nagle znalazł zwinięty, odpieczętowany rulon, był to list od samego... Roberta dé Sable.
Jego oczy wyszczerzyły się z niedowierzania, jednak szybko powrócił na ziemię kiedy usłyszał jak drzwi powoli się otwierają.
Schował list do sakwy i poukładał wszystko na półki, wystrzelił z biblioteczki i oparł się o niski, zdobiony kamienny murek.
W drzwiach stał Malik, niezbyt... Zadowolony.
Asasyn znał swojego ukochanego i wiedział, że ten mocno powstrzymuje łzy.Kiedy dotarli do komnaty Altaïra, ten wydawał się na skraju wybuchu furii.
Innym wojownikom wydawało się to raczej dziwne, że La'Ahad chciał aby Rafiq zamieszkał w jego komnacie, wytłumaczył to atakiem Abbasa na bezbronnego kartografa, na co bracia z zakonu zrozumieli, dlaczego skrytobójca chciał mieć oko na rysownika.
Kiedy odeszli, zamykając za sobą drzwi, Syryjczyk zrzucił swoje uzbrojenie, konkretnie maczetę i kopnął ją w kąt. Chwycił się za głowę.-Jak on mógł ci tak powiedzieć? -zasyczał i spojrzał na siedzącego na łóżku Malika. Jego oczy rozbłysły złocistym blaskiem a głęboko w nich, skrywał się ogień gniewu.
Rafiq potrząsnął głową.
-Nie wiem, kazał mi się nie użalać nad sobą, że Abbas ewidentnie miał ku temu powody, że nie powinienem donosić na braci i tak dalej... A na dodatek mnie spoliczkował -wyjaśnił w skrócie.
-Ten Staruch za dużo sobie pozwala, ja mu pokaże kurwa rękę sprawiedliwości -warknął i ruszył w stronę drzwi, Malik natychmiast zareagował i odciągnął go od drewnianego wejścia.
-Nie nie nie! Napytasz sobie biedy kochanie -szepnął i chwycił asasyna za policzek, delikatnie do muskając.
Altaïr natychmiast się uspokoił, wydawałoby się że nic w świecie nie zatrzyma istnej erupcji wulkanicznego gniewu, jaką przed chwilą okazał wojownik, gdyby wzrok mógł zabijać, to napewno zabiłby połowę bractwa.
Asasyn zmrużył oczy i wziął głęboki wdech.-Przepraszam -wyszeptał i delikatnie pocałował rękę Malika.
Pragnął być przy nim, teraz najbardziej go potrzebował, tak samo jak i kartograf najbardziej potrzebował La'Ahada.
Uzupełniali się.Rozebrali się i wczołgali pod ciepłe, koce. Spoglądali na siebie przez dłuższą chwilę a potem zaczęli się śmiać po cichu jak jakieś nastolatki.
Asasyn wtulił się w Rafiqa i zamknął oczy.-Znalazłem coś w bibliotece Al-Mualima -oznajmił Altaïr.
Rysownik przestał bawić się ciemnymi włosami swojego kochanka i zmarszczył się.
-Muszę to zobaczyć. Teraz.
CZYTASZ
Blades and Blood // Altmal [ZAKOŃCZONE]
FanfictionMistrz asasynów Altaïr wyrusza do Jerozolimy aby sprostać Templariuszom i powstrzymać zakon, wypełniając swoje postanowienie. Zatrzymuje się u swojego przyjaciela Malika. Podczas wspólnie spędzanego czasu dwóch asasynów coraz bardziej zaczyna się zb...