XV

203 16 0
                                    

Gnali przez Królestwo jak szaleni, kłęby kurzu wznosiły się z każdym uderzeniem kopyt o grunt.
Serca waliły im jak szalone, to wszystko wydarzyło się tak szybko... Nie spodziewali się takiego zwrotu akcji, może to była pułapka? Może Abbas specjalnie pobił Malika bez przyczyny, aby zwabić ich do Masjafu a następnie zabić a głowy nadziać na pale przy bramie?
Bardzo prawdopodobne.

La'Ahad obejrzał się za siebie, zgubili ich! Pociągnął lejce swojego wierzchowca na co ten gwałtownie się zatrzymał i stanął na tylnych nogach, rżąc i próbując przez chwilę zrzucić swojego jeźdźca, asasyn mocno się trzymał.
W jego ślady poszedł również rysownik z Jerozolimy, jednak on zatrzymał swojego rumaka o wiele łagodniej, przez co zwierze nie stresowało się tak mocno.
Altaïr rozejrzał się dookoła kiedy jego koń się uspokoił.

-Musimy się tutaj zatrzymać -oznajmił.

-Zwariowałeś? Al-Mualim będzie wysyłał patrole jak szalony, zabiją nas jak tylko dostrzegą naszą obecność. Spójrz na to miejsce, jest zrujnowane przez wojska Ryszarda -zaprotestował jego jednoręki towarzysz. -Musimy jechać do Jerozolimy, tam będziemy bezpieczni.

-Znają położenie biura, to będzie pierwsze co im przyjdzie do głowy.

Malik westchnął.

-Masz rację... Ale i tak musimy tam pojechać, możemy wykłuć tam nowe bronie, zdobyć łuki i strzały... Przygotujemy się -zaproponował mężczyzna, na co mistrz asasynów lekko się zamyślił.

-Masz rację. Spędzimy noc w Jerozolimie a z rana, przygotowani pojedziemy odbić Masjaf z rąk tego szaleńca - uśmiechnął się skrytobójca.

Obaj ruszyli w stronę miasta, spokojnie lecz wciąż czujnie. La'Ahad miał oczy dookoła głowy, wyostrzył wszystkie zmysły do maksimum.
Królestwo nie należało do najbezpieczniejszych miejsc, było opustoszałe, nieliczne wioski jakoś trzymały się kupy, jednak były to pojedyńcze przypadki.
Wszystko co było tutaj wcześniej, zostało zmiecione przez armię Ryszarda Lwie Serce, zrównali z ziemią wszystko, co stawiało opór, palili domy, niszczyli budowle, atakowali ludzi, robili to przed czym ostrzegali. Wiele palm leżało leniwie na drogach, uniemożliwiając przejazd, szczególnie na skalnych półkach, wtedy trzeba szukać innej drogi.
Pustynna aura tego miejsca była poniekąd tajemnicza, ale również przerażająca.

Kiedy dotarli do Jerozolimy, słońce chyliło się ku zachodowi, otulając swoim pomarańczowym blaskiem miasto, promienie odbijały się od złotych dachów w bogatej dzielnicy, nadawało to temu miastu prestiżu i zdobiło jego koronę.

Dwóch mężczyzn pośpiesznym krokiem wparowało do Biura Asasynów, Malik natychmiast rzucił się do ksiąg, nerwowo je otwierając i kartkując, szukając odpowiedzi na nurtujące go pytanie: Co takiego przyniósł tego feralnego dnia w złotej szkatule dla Al-Mualima?
Przezrucał grube, ociosane skórą księgi i delikatne zwoje a na jego twarzy malowało się zwątpienie, mieszane ze strachem.
Altaïr natomiast przeszukiwał kwaterę Rafiqa w poszukiwaniu jakiejkolwiek broni, wiedział że Malik nie jest na tyle durny aby siedzieć tu bez jakiejkolwiek obrony, wiedząc co spotykało poprzednich właścicieli Biura, którzy nie należeli do najostrożniejszych.
Po chwili gospodarz uderzył pięścią w stół, sprawiając że malutki dzbanek z piórami, spadł na ziemię i rozbił się w drobny mak.

-Mam! Wiem co odpowiada za ten cały chaos! -wykrzyczał.

-Czyżby nie kulka srebra co świeci od czasu do czasu? -zapytał La'Ahad, wyciągając z dużego dzbana pokaźny, szeroki miecz stalowy. Zamachnął się nim. Idealnie wywarzony.

-Dokładnie. Jednak ta niepozorna kulka skrywa wielką moc -zaczął i zmarszczył się, dotykając delikatnie chropowaty pergamin -Nazywa się je Częścią Edenu, jedną z wielu... Ma niesamowitą moc kontrolowania ludzkich umysłów, przepowiadania wizji niedalekiej jak i odległej przyszłości, bazując na położeniu gwiazd... Jest to artefakt pradawnej cywilizacji, dzięki niemu można zrobić wiele a w niepowołanych łapach...

-Może sprowadzić na świat zagładę -dokończył Altaïr. Al-Sayf podniósł na niego swój wzrok i lekko przytaknął, nie ukrywał przerażenia jakie obudziło w nim Jabłko Edenu.

-Musimy mu je zabrać, jak najszybciej.

Po całej nocy przygotowań, dwaj mężczyźni ruszyli w drogę do Masjafu. Nocna szata powoli ustępowała palącemu słońcu, które lekko zaczynało się wychylać zza horyzontu, lustrując krainę.
Napięcie rosło z każdym krokiem ich koni, zbliżali się coraz bliżej do wioski a ich pewność siebie zaczynała powoli zanikać.
Mistrz Asasynów uzbroił się w dodatkowy miecz, który zwisał po jego lewej stronie, wydłużył u kowala ukryte ostrze oraz kazał je zaostrzyć, aby cięło wszystko jak brzytwa, przy swoim skórzanym pasie zawiesił kolejne pięć kieszonek na noże do rzucania, łącznie miał ich około dwadzieścia.
Przez prawe ramię asasyna przewieszony był łuk a na lewym, posiadał skórzany kołczan a w nim, mnóstwo strzał z czerwonymi lotkami i zaostrzonymi grotami.
Rafiq wziął swój miecz i maczetę, nie mógł uzbroić się po zęby jak jego kochanek, gdyż nie posiadał lewego ramienia, ale wciąż posiadał tego samego ducha walki.
Konie zarżały nie spokojnie kiedy oboje dotarli do ziem przed wioską.

-Zostawimy je tutaj -zaoferował La'Ahad i zeskoczył ze swojego wierzchowca, lądując na miękkim piasku.
Wyciągnął linę ze swojej sakiewki i za jej pomocą przywiązał zwierzęta do drzewa, aby nie pouciekały. Delikatnie poklepał swojego rumaka po pysku i uśmiechnął się do niego.

-Wiesz,że możemy nie przeżyć tego... Prawda? -zapytał Altaïr, zmierzając w stronę opętanego mrokiem i szaleństwem Masjafu.

-Wiem o tym... -westchnął Rafiq i chwycił asasyna za rękę, splatając ich palce. -Cokolwiek się wydarzy, wiedz że kocham ciebie ponad życie i nie chcę cię stracić -wyszeptał.
Udało mu się, powiedział to co tak planował, okazało się to łatwiejsze niż przewidywał.

Syryjczyk pocałował swojego ukochanego w czoło, ten zaś rozplótł ich dłonie,zostawiając w ręce asasyna naszyjnik.

-Poprosiłem o wykonanie go specjalnie dla ciebie, tak jak ty również dałeś mi coś, specjalnie wykonane dla mnie -uśmiechnął się.

Był to również rubinowy naszyjnik, zabłysł czerwonym światłem kiedy słońce, nachalnie uderzyło go porannymi promykami, oświetlając podarunek.
Oglądał wisiorek przez jakiś czas, zauważył że z tyłu wygrawerowany jest napis.

"Miłości mego życia - Malik"

Uśmiechnął się i spojrzał na kartografa, założył naszyjnik i ukrył go pod swoim odzieniem.

-Dziękuję ci - wymruczał kiedy subtelnie całował usta swojego ukochanego, były takie ciepłe i przyjemne w dotyku, poniekąd nawet smakowały miodem.

Oboje wiedzieli, że idą na wojnę. Było ich tylko dwóch przeciwko całej wiosce opanowanej rządzą krwi i władzy Al-Mualima, ten obłęd zapanował nad światłym umysłem starca, sprowadzając na niego szare chmury.
Oboje wiedzieli, że mogą tego nie przeżyć, ale wierzyli że im się uda, że uratują wioskę a zdrajcę spotka koniec, że uwolnią umęczone umysły mieszkańców jak i swoich braci zakonnych.

Przekroczyli bramę prowadzącą do wioski.
Nie było już odwrotu.

Blades and Blood // Altmal [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz