VI

264 21 0
                                    

Szatyn wpatrywał się w asasyna zaciekawionym wzrokiem, uniósł lekko brew. Czyżby w końcu, doczekał się upragnionych przeprosin?
Poczuł jak chwyt swojego towarzysza zacieśnia się a on sam, bierze głęboki wdech.

-To wszystko moja wina... Gdybym ciebie wtedy słuchał, tam w świątyni, dalej mógłbyś być asasynem, Kadar wciąż by żył. Przepraszam cię Maliku, byłem aroganckim i egoistycznym debilem, przysporzyłem ci wiele cierpienia - na te słowa Malik zbladł. Doczekał się. W końcu się doczekał przeprosin od niego, szczerze mówiąc, nigdy nie sądził że ten dzień nastanie.

Altaïr pociągnął nosem i wytarł łzy, spływające po jego ciemnych policzkach. Nigdy nie sądził, że wydusi z siebie te słowa, jednak w obliczu śmierci, której cudem uniknął, jego nastawienie się zmieniło. Nawet poczuł się o niebo lepiej. Sam asasyn nigdy nie okazywał swojej słabości, był nieugięty a jednak uczucia targały nim na lewo i prawo, nie wiedział jak sobie z tym poradzić, z jednej strony czuł zażenowanie że Malik zobaczył go w momencie marazmu.
Martwiła go cisza, dlaczego Rafiq nic nie mówił? Nie odezwał się nawet słowem a jego wzrok wydawał się odległy, jakby gdzieś zniknął.
Osunął się lekko i rozluźnił swoje pięści, powoli wstał. Poczuł, że kręci mu się w głowie, ale wytrzyma.
Nachylił się nad kartografem i pstryknął palcami, na co ten natychmiast wrócił na ziemię.

-Przepraszam - burknął - Zamyśliłem się - wstał i otrzepał się lekko, spoglądając na asasyna -Nie podejrzewałem, że kiedykolwiek usłyszę te słowa z twoich ust, Altaïrze. Wybaczyłem ci już dawno, ale to tylko dowodzi tego, że w końcu zmądrzałeś.

Uśmiechnął się i poklepał go po ramieniu, oczy asasyna znów zabłysły majestatycznym złotem gdy ten wlepiał w niego swój wzrok.

-Chodźmy już do Biura, mam sporo pracy - odezwał się po chwili Al-Sayf i zaczął dreptać w kierunku wcześniej wspomnianego Biura.

La'Ahad poszedł w jego ślady, rozglądał się dookoła czy aby napewno nikt nie widział tego upokarzającego zdarzenia, jakim było ratowanie go, bo nie umie pływać.
Trzymał się w pewnej odległości za Malikiem, przeniósł wzrok na mężczyznę i obserwował go bacznie, z jego niebieskiej narzuty kapały krople wody, wsiąkając po chwili w ziemię, jakby ta zachłannie ich pragnęła.
Zauważył też, że kartograf czasem zdaje się być nieobecny, jakby myślami wybierał się w daleką wędrówkę, zostawiając swoje ciało fizyczne na miejscu.

W milczeniu dotarli do biura, szaty Syryjczyka zdążyły już wyschnąć, żar lał się dzisiaj z nieba, panowała też ogólna duchota. Rafiq podszedł do swojego biurka i ukląkł, zaczął czegoś szukać, przerzucając nieskończone mapy i karty z lewej strony na prawą.
Dokopał się do małego, czerwonego pudełeczka, uśmiechnął się i strzepał z niego kurz.
Całe to zamieszanie przykuło uwagę asasyna, który natychmiast znalazł się przy nim, również zainteresowany tajemniczą rubinową szkatułką.

-Al-Mualim kazał dać mi to tobie, kiedy poczuje się na tyle bezpiecznie w twoim towarzystwie i zaufam ci, tak abyś mógł dostać ostatnią część swojego wyposażenia

Po tych słowach podsunął mu pudełko, było dosyć sporych rozmiarów. Altaïr spoglądał na nie zaciekawiony, wziął głęboki oddech. W tym pudle mogło być dosłownie wszystko, nawet głowa templariusza, chociaż ciężko byłoby ją tam upchnąć.
Po chwili namysłu otworzył szkatułę i na czerwonej poduszce ujrzał pięć, ostrych jak brzytwa, noży do rzucania. Każde biuro je miało na wyposażeniu, każde oprócz tego w Jerozolimie. Aż do teraz.
Rafiq cały czas miał je przy sobie, a jemu wciskał kit że nie dotarły i musi skontaktować się z kowalem. Sprytny był.
Uśmiechnął się lekko i wziął jeden nóż w dłoń, rękojeść owinięta skórą, aerodynamiczny, idealny kształt.
Delikatnie przesunął palcem po ostrzu, uważając aby przypadkiem się nie zaciąć.

-Kazałem je też trochę ulepszyć, kowal powiedział że zrobi wszystko co w jego mocy, aby ulepszyć ostrze

Asasyn zmarszczył się, tanecznym krokiem obrócił się i jednym zwinnym ruchem, rzucił nożem.
Ten po chwili zaś wbił się we flagę bractwa, wisząca koło regału z książkami.

-Udało mu się - zamruczał i poszedł po broń, schował je za pas i powrócił do Malika. Zamknął pudełko i oddał je Rafiqowi, ten zaś postawił je na półce, idealnie komponowało się z grubymi starymy księgami.

Odwrócił się i poczuł jak coś nagle przyszpila go do ściany, spojrzał na Syryjczyka, w jego brązowe oczy. Na swojej szyi, Al-Sayf poczuł czubek noża, delikatnie osadzony na jego jabłku Adama. Przełknął ślinę.

-Naprawdę uważasz, że jesteś przy mnie bezpieczny? -zapytał i lekko się uśmiechnął.

Rysownik skinął głową.

-Tak

-Mogę zabić cię w każdej chwili, wystarczy jedno delikatne pchnięcie i wykrwawisz się na śmierć

-Wiem o tym, ale też wiem, że tego nie zrobisz, Altaïr -odparł spokojnie.

Skrytobójca zamrugał oczami ze zdziwienia.

-Skąd taka myśl Maliku? -kontynuował swoją malutką gierkę.

-Gdybys chciał mnie zabić, zrobiłbyś to odrazu po przyjściu do Biura, przy pierwszej okazji, a nie czekał aż łaskawie dam ci twoje nożyki do rzucania -uniósł brew i uśmiechnął się złośliwie, wiedział że La'Ahad blefuje, byłby durniem gdyby nie blefował.

-Proszę proszę, jakiś ty mądry. Zaimponowałeś mi normalnie -zaśmiał się lekko pod nosem i delikatnie przejechał nożem po jego szyi, nie zrobił mu nic, ten gest był tak delikatny, że Rafiq prawdopodobnie go nie wyczuł, schował nóż za pas, gdzie dołączył on do reszty ostrej rodzinki.

Ich twarze były tak blisko, usta mogłyby się dotknąć gdyby jeden z nich zrobił krok naprzód.
Serce Altaïra zabiło mocniej, gdy wpatrywał się w Al-Sayfa, najpierw w jego szyję a potem w jego oczy.
Delikatnie przejechał dłonią po jego filigranowym poliku.

Nachylił się nad nim i lekko pocałował w usta, nie mógł się powstrzymać, coś pchało go w tym kierunku, doskonale wiedział co to było. Podczas pocałunku, przez jego umysł przeszła tylko jedna myśl: 'co ja wyprawiam? '
Nie odczuł żadnej interakcji ze strony Malika, jedyne co to nagłe pchnięcie po kilku sekundach, pewnie był oszołomiony, dlatego zareagował dopiero teraz.
Asasyn zatoczył się w tył i wbił wzrok w Rafiqa, na jego twarzy mógł dostrzec wyraźne... Niezrozumienie.
No pięknie, to pozamiatane, przeklął się w myślach.

-Co ty odpierdalasz?! -warknął.

-Malik...

-O nie, nie 'malikuj' mi tutaj teraz nowicjuszu - ścisnął delikatnie kawałek swojej niebieskiej szaty. Nim zdążył się odezwać, aby powiedzieć cokolwiek, Asasyn wybiegł z Biura, rysownik nie ruszył się z miejsca, jedyne co usłyszał to dźwięk wdrapywania się na ścianę i zamykania świetlika.

Wziął głęboki oddech i osunął się po ścianie na ziemię, jego serce waliło jak szalone. Nie rozumiał niczego już, co chce osiągnąć La'Ahad? Cholera. Ta mała asasynowska pchła była nieprzewidywalna w każdym calu.
Al-Sayf był wściekły, został z pytaniami bez odpowiedzi.

-Japierdole... -syknął do siebie i przytulił się do swoich kolan, chowając w nich twarz. Rozczochrał ciemnobrązowe włosy i chwycił się za głowę, wbijając swoje paznokie w jej czubek.

Blades and Blood // Altmal [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz