-Nawet jak zamieniłam się tożsamością z Veronicą i wyszłam za Watsona to od tamtej pory nic się nie wydarzyło.Najpierw wysłał mnie do domu strachów a potem wziął za asasyna.
Po wczorajszych wydarzeniach przechadzałam przez posiadłość Watson, było tu wiele egzotycznych drzew i rzadkich kwiatów. Mimo kolorów jakie tu panowały to miejsce wydawało się szare i puste. Nudziłam się, więc pobiegłam znaleźć kawałek deski i sznurka. pobiegłam z powrotem do mojego pawilonu. Za domkiem były nagromadzone stare drabiny płotki itd. W tych szpargałach odnalazłam szukane prze zemnie przedmioty. Rozglądałam się za jakimś drzewem, które będzie niskie abym mogła zawiesić huśtawkę, ale na tyle wysokie by się na nim bujać. Tak mam 17 lat, ojciec zmusił mnie do małżeństwa, mieszkam u obcego faceta a postanowiłam się pobujać. Tak barwo ja. Ale powiem wam że zabawa zawsze mnie w jakiś sposób uspokajała.
Kiedy skończyłam swoje dzieło, usiadłam powoli i mając pewność że jest to porządnie wykonane zaczęłam się bujać w przód... w tył.... Po chwili zaczęłam chichotać a jaszcze później głośno śmiać. Zapytacie czemu. Znacie to uczucie kiedy jak bujacie się wysoko i "spadacie" macie motylki w brzuchu? No właśnie. Moją zabawę przerwało głośne chrząknięcie.
-Kto używa huśtawki i zakłóca spokój z samego rana?- Zapytał mnie miły głos,przede mną stanął przystojny mężczyzna w jasno niebieskiej koszuli i z bałaganem włosów na głowie. Odchrząknęłam.
- Zechciałby pan spróbować?
-Panie przodem
-Rzecz w tym że nie zmieścimy się oboje.
-Spokojnie poczekam.
-Nie typowa z ciebie dziewczyna. Powiedz jak masz na imię?- podszedł do mnie bliżej trzymając moją brodę. O co to to nie kolego. Wykorzystam fakt że nie wie kim jestem.
-O tak długo rozmawialiśmy, że nawet nie wiem kiedy czas upłynął.Muszę iść. Żegnam!
-Że jak?-facet spojrzał na zegarek uświadamiając sobie że tak naprawdę nie minęła nawet chwila.- Panienko zaczekaj!
-Tak?
-Nawet jeżeli nie możemy się razem pobujać, możemy się zaprzyjaźnić.
-Proszę mi wybaczyć ale obowiązki wzywają.
-Nie spiesz się. Jestem William. Widzisz? Ty już mnie znasz teraz twoja kolej.
-To nie istotne. Jestem tu nową służącą, więc nie musi się pan kłopotać zapamiętaniem mojego imienia.
-Przykro mi. Nie zamierzam cię słuchać. Żegnaj.-powiedziałam krótko próbując się stamtąd zmyć jak najszybciej.
Chciałam przejść ale zagrodził mi drogę mówiąc.
-Jak mówi powiedzenie uprzejmość z jednej strony nie trwa długo.- Jaki upierdliwy. Przybrałam smutny wyraz twarzy i po prostu go wyminęłam. Znowu mnie zawołał.Odwróciłam się i zobaczyłam jego zbolałą minę.
-Panienko twoje imię...
-Naprawdę chcę pan poznać moje okropne imię?-Powiedziałam z udawanym dalej smutkiem.
-Okropne? O czym ty mówisz? Powiedz mi je i będzie łatwiej znów nam się spotkać.
Podszedł do mnie blisko... za blisko. Chwycił moją rękę w swoją, a drugą chciał położyć na mojej tali. Sory kolego nie tym razem.
-Dobrze.-Chwyciłam go mocniej z błyskiem w oku.-Tak lepiej zapamiętasz!
Chwyciłam go za rękę i przerzuciłam o dwa metry dalej, a że byliśmy na schodach to inna bajka. W locie krzyknęłam:
CZYTASZ
Transakcja życia
RomanceKatherin Evans jest najstarszą córką wpływowego biznesmana, który po śmerci żony, a matki dziewczyny, staje się dla niej oschły. Z tego powodu została uznana za niepotrzebną i wychowała się na wsi. Po ukończeniu siedemnastu lat zajęła miejsce swojej...