-Pani Lydio, nie może pani teraz wejść. Pan Thomas, prosił żeby nikogo nie wpuszczać.
-Dlaczego?
-Emm...
Nie słuchałam dalej tłumaczeń Vedii i otworzyłam drzwi. Obie kobiety były dość zdziwione. Lydia perfidnie zaglądała mi przez ramię patrząc co u Thomasa. Przechodząc przez drzwi zatrzymała się na równi z moim ramieniem, spojrzała na mnie z pogardą.
-Nie wiem co tu robisz bezużyteczna dziewczyno ale wynoś się. Thomas teraz potrzebuje opieki.-Prychnęłam na jej słowa i oddaliłam się nie zaszczycając ją żadnym z komentarzy cisnącym mi się na usta.
POV. Thomas
-Nie wiem co tu robisz bezużyteczna dziewczyno ale wynoś się. Thomas teraz potrzebuje opieki.- słysząc to automatycznie się spiąłem. Ustawiłem się w pozycji siedzącej na łóżku i przybrałem maskę bez emocji. Dziewczyna z tacą pełną jedzenia i ze "szczerym" uśmiechem podeszła do mnie. Potrafi niesamowicie szybko przybierać kompletnie inny wyraz twarzy.
-Ooo, witaj. Jak się czujesz? Dlaczego nie wiedziałam nic o wypadku? Zaopiekowałabym się tobą...-zaczęła wyliczać i na pewno nie skończyłoby się na tym. Wolałem się dowiedzieć czegoś co mnie interesuję.
-Dlaczego obrażasz panią Watson w mojej obecności?
- Ja... To znaczy, ona... ty jej nienawidzisz więc...
-Wyjdź stąd.
-Ale przecież...
-Opuść to pomieszczenie zanim wezwę ochronę. Do opieki nade mną ma tylko i WYŁĄCZNIE moja ŻONA.
-D...dobrze.
-Vedia!- Lydia ledwo opuściła pokój, kiedy wpadła Vedia z upuszczoną głową.
-Tak?
-Gdzie jest i co robi moja żona?
-Pani Veronica stwierdziła, że jest już ktoś kto się panem zaopiekuję i udała się do swojego pawilonu.
-Rozumiem.
POV. Katherin
No nie. Minął ledwie dzień a Vedia od samego rana woła mnie do pawilonu Thomasa, by mnie ubrać. Matko, jak w weneckim serialu. Westchnęłam ciężko.
-Gdzie Thomas?
-O ile mi wiadomo pan Watson wyszedł z rezydencji dziś rano.
- Ach tak. Vedia, później wrócę do mojego pawilonu.-powiedziałam obojętnym tonem, tak by nie przebijał się przez niego smutek.
Przechadzałam się przez ogrody rezydencji Watson. Dlaczego kiedy nie widzę go dłużej niż parę godzin. Nie powinnam tak czuć. On mnie zmusił do tego małżeństwa. To nie może być tak proste. A jednak. Ja Katherin Ewa... Watson zakochuję się w swoim mężu. Śmiesznie to brzmi nawet we własnych myślach. Chronić się przed tym czy dać się ponieść? Mistrz zawsze mawiał, że w każdym jest miłość i dobroć, tylko u każdego skryta głęboko albo na wierzchu. Thomas prawdopodobnie ma gdzieś na dnie a mi się udało ją chociaż zobaczyć. Jego wygląd, charakter, umiejętności, sposób mówienia. Wszystko jest takie dobre, że prawie idealne. Czemu taki człowiek musi mieć układy z moim ojcem.Poszłam do kuchni po parę smakołyków dla Isy. W kuchni od mojej poprzedniej wizyty jako kucharka nie pałają do mnie miłością, dlatego szybko dali mi dania i odprowadzili na zewnątrz. Zaśmiałam się z ich reakcji, po drodze spotkałam Vedię, która chciała odprowadzić mnie. W każdym razie miałam zamiar zajrzeć jeszcze raz do domu Thomasa, ale po moich plecach przeszły ciarki, a umysł przejęło uczucie niepokoju. Ewidentnie coś jest nie tak. Wróciłam biegiem do swojego pawilonu.
Gdy dotarłam pod bramy pawilonu, usłyszałam wrzaski, nie byle jakie. To były wrzaski bólu...Isy!!! Opuściłam jedzenie i wbiegłam do środka o mało nie wyłamując drzwi. Kątem oka zauważyłam jak Vedia pobiegła gdzieś oddalając się od pawilonu. Rozejrzałam się raz jeszcze przed siebie i to co tam zobaczyłam przyprawiło mnie o gotowanie krwi. Koło piętnastu osób. Dwie trzymały Isę, której z nosa ciekła krew, a policzek puchniał w oczach. Na środku zgrai stał mężczyzna z bronią rozglądając się wkoło. Kilki mężczyzn było w środku. Słychać było ze wnątrz odgłosy tłuczonych przedmiotów.
Wszystkie moje mięśnie spięły się. Podbiegłam do Isy uwalniając ją z uścisku i obaliłam tych trzech mężczyzn.
-Isa!!! Nic ci nie jest?!- uśmiechnęła się ciepło.
-Nic pani. Wszystko w porządku.
Nie widziałam innych ran prócz tych na twarzy więc ruszyłam na resztę. Nikt powtarzam NIKT nie będzie krzywdził moich przyjaciół!!! Ruszyłam na ich szefa, nie przerywał swojej czynności. Byłam jakieś trzy metry od niego kiedy podbiegł do mnie mężczyzna w kominiarce z pałką jak u policjanta. Nie zrobiłam kroku tylko jedną ręką chwyciłam go za bluzę i przerzuciłam na drugą stronę. Byłam jak w amoku. Słyszałam jego jęk bólu ale nawet nie zerknęłam w tamtą stronę.
Wreszcie cały ich szef obrócił się w moją stronę z chytrym uśmiechem. Wtedy zobaczyłam ją...
Lydia stała po jego prawej stronie z uśmiechem zwycięzcy.
-To ty!!! Jak mogłaś zdradzić Watsonów i nasłać na mnie tych typów.-Krzyczałam jej w twarz.
-Zdrada? Ależ skąd. Ja dbam tylko o Thomasa. Chciałam sprawdzić czy jesteś w posiadaniu jakiś nielegalnych substancji.
-I dlatego pobiłaś Isę??- dalej nie toczyłam tej dyskusji. Ruszyłam na nich. Mężczyzna zasłonił tę szmatę celując we mnie bronią.
-Jesteś bardzo utalentowana. Jeśli poprosisz wezmę cię w swoje progi i tam twoje umiejętności bardzo się przydadzą. Mogę zostać twoim mistrzem...
-Mam jednego mistrza. I nigdy w życiu nie dołączę do kogoś takiego.
-W takim razie...-kiwnął głową i w moment doskoczył do mnie. Starałam się wyrwać. Wcisnęłam mu w brzuch łokieć, ale chyba za lekko, bo ten lekko się ugiął i oddał mi w twarz. Poczułam metaliczny smak w ustach. Lekko osłabiona przez brak treningów nie byłam wstanie postawić się trzem już mężczyznom trzymającym mnie. Poczułam kajdanki na swoich rękach na plecach, a potem jak ten boss chwyta mnie w talii. Nasze twarze były blisko. Wszyscy się wycofywali, już miałam być przerzucona przez ramię jednego z nich kiedy usłyszałam przełożony magazynek.
-Puść ją.- Za moimi plecami stał Thomas i celował bronią w oprawcę, który bez sprzeczek odstawił mnie na ziemię i pchnął w stronę Watsona.Upadłabym gdyby mnie nie złapał. Przyciągnął mnie mocno w talii. Był wkurzony, bardzo.-Co tu się dzieję?!
-Panie, to nie tak jak myślisz. To było dla dobra pani Watson i...-Lydia wyszła zza pleców mężczyzny tłumacząc się.
Thomas bardzo mocno chwycił mnie w talii.
-Ała... to boli wiesz? Co ty wyprawiasz?
-Nikt, ale to nikt prócz mnie nie ma prawa cię dotyka. Jeśli to zrobi... Zginie.- wysyczał przez zęby po czym ruszył z bronią do oprawcy. Strzał pierwszy i szef znikł za kłębem dymu. Musiał użyć proszku jak ja. Rozpędzony Thomas dotarł do Lydi której przyłożył broń do czoła.
-Wszyscy... WYNOCHA, albo zabiję!!!- wszyscy jak na pstryknięcie zniknęli. odetchnęłam, a Thomas podszedł do mnie spojrzał głęboko w oczy.-Nigdy mnie już tak nie strasz. Gdybym przyszedł chwilę później, mogłoby cię już nie być.- powiedział roztrzęsionym głosem i pocałował mnie, co odwzajemniłam. Thomas Watson, po raz kolejny uratował mi życie.
CZYTASZ
Transakcja życia
RomanceKatherin Evans jest najstarszą córką wpływowego biznesmana, który po śmerci żony, a matki dziewczyny, staje się dla niej oschły. Z tego powodu została uznana za niepotrzebną i wychowała się na wsi. Po ukończeniu siedemnastu lat zajęła miejsce swojej...