Rozdział 4-1

2.2K 53 4
                                    

Te same oczy i włosy jak u mężczyzny z posiadłości Watsonów. Stał przede mną. Chwycił mój nadgarstek. Nie mam zamiaru się dać pokonać jakiemuś facetowi. Wykręciłam się że teraz to ja go trzymałam jedną ręką za przedramię a drugą wzięłam za kołnierz. Poleciała kawałek dalej pod wpływem mojego rzutu, ale w locie wyprostował się i wylądował na klęczkach podpierając się ręką. Chyba go wkurzyłam, bo tym razem on zbliżył się do mnie. Był za blisko więc typowo kobieca reakcja- uderzyłam go z liścia.

-Ty... śmiałeś MNIE uderzyć! Wiesz kim jestem?

Nie zdążyłam odpowiedzieć bo przewrócił mnie na ziemię i zaczął dusić.

- To ty wtargnąłeś na moją posiadłość i ją zinfiltrowałeś.

Jego ręka z każdym słowem mocniej zaciskała się na mojej szyi, a jego oczy pod wpływem złości były wręcz czarne. Zaraz... on powiedział że to jego posiadłość? Czyli on jest Thomas. No ładnie mój własny mąż chce mnie udusić. Co to za miasto, że jedynym rozwiązaniem problemu jest walka.

- Thomasie poczekaj- krzyknęła kobieta, której ukradziono torebkę.

-Julia? - Wyszeptał Thom i mnie puścił. Do moich płuc jak sztorm wdało się masa tlenu. Próbując z powrotem uregulować oddech zakrztusiłam się powietrzem. Mój oprawca podszedł do jak mniemam Juli. - Co ty tu robisz?

- Ten mężczyzna- tu wskazała na mnie- gonił rabusia, który ukradł moją torebkę. - Dalszej rozmowy nie usłyszałam. Uciekłam stamtąd jak najszybciej. Poszłam do lasku odsapnąć.

-Co za idiota. Jest agresywny i głupi. Jeszcze go dopadnę. A wtedy się policzymy. - powiedziałam sama do siebie i szłam dalej przez miasto. Tyle atrakcji tego dnia. Będzie trzeba się przyzwyczaić. Przechodziłam obok jakiegoś klubu gdzie zebrało się sporo ludzi. Podeszłam bliżej i tak... znowu krzyki. Już się nie dziwie że dla ludzi to norma. Z klubu ochrona wyrzucała jakiegoś klienta, który się buntował.

-Przecież dałem aż nad to. A w regulaminie piszę że wtedy mogę poprosić o co chcę- krzyknął wyrzucony.

-Tylko jeśli zgodzi się na to oferowana. A tak nie było.- tym razem głos zabrała kobieta ubrana dość skąpo i w mocnym makijażu.

- Ten klub powinien mieć jedną a nie 5 gwiazdek.

Dziewczyna prychnęła a tłum gapiów zaczął się rozchodzić zerknęłam jeszcze raz w stronę wejścia. Ta kobieta wpatrywała się we mnie i gestem ręki zaprosiła do siebie. Podeszłam, bo nie wiedziałam o co jej chodzi.

-------Chwilkę później----

Co ja tu robię? Od 15 minut zadaję sobie to pytanie. Keli, kobieta która mnie tu ściągnęła, okazała się szefową kobiet, które w tym lokalu " zabawiają " facetów i sama osobiście mi towarzyszy. Oferuje mi różne usługi. Skorzystałam tylko z jednej masaż. O tak po tych ostatnich wydarzeniach to mi się przyda.Chce już stąd wyjść, ale ona ciągle mnie zmusza do zostania. Trudno, przynajmniej się najem bo owoce mają ty przepyszne! Zajadałam się kolejnym kawałkiem mrożonego arbuza, kiedy zobaczyłam jak jakiś facet koło 35 lat dobierał się nachalnie do dziewczyny. Nie zwróciłabym na to uwagi gdyby nie fakt, że jej się nie podobało. No cóż kobieca solidarność. Podeszłam do niego, ale gdy byłam blisko drogę zagrodził mi (chyba) jego ochroniarz.

-Przepuść mnie.- krzyknęłam do niego

-Nie. - powiedział surowym tonem.

-Tak, chce pomóc tej dziewczynie, on nie ma prawa jej do niczego zmuszać.

-On może i nic ci do tego.


On se chyba jaja robi w tym momencie. Ponownie spróbowałam dostać się dalej, ale ochroniarz był szybszy i odrzucił mnie na stół obok. 

- O matko moje plecy... - zajęczałam. Otworzyłam oczy a ku mnie leciały metalowe ostrza.

- WOW facet to ostre jest krzywdę, byś mi jeszcze tym zrobił!!- krzyknęłam, kiedy schowałam się za stołem przed pociskami. Rzuciłam się na niego oplatając nogami jego szyję. Chwilę szarpaliśmy się ze sobą a potem niebezpiecznie szybko zbliżyliśmy się do barierki. Wszystkiemu z zainteresowaniem przyglądał się ten obszczymur i Keli. Byliśmy na korytarzu 3 piętra klubu. Tą drogą mogłam być od razu na parterze gdybym spadła. Zeszłam z niego i stanęliśmy oko w oko naprzeciw sobie. Może się już uspokoi?

Tak naiwna ja.No cóż nadzieja matką głupich. Typ znowu rzucił we mnie tymi sztyletami ,co on ma jakiś fetysz na ich punkcie? Który normalny ochroniarz rzuca sztyletami. Chociaż w tym miejscu nic mnie już nie zdziwi. Posiadłości jak małe miasta. Dużo służących. Bójki na każdym kroku. Istna sielanka.

Odskoczyłam chcąc zrobić piruet, no ale że jestem geniuszem wypadłam po za barierki. Nóż przeciął mi klamerkę do włosów, a te rozwiązały się i rozsypały dokoła. Mój następny odruch? Krzyk.A jakżeby inaczej. Zamknęłam oczy licząc na gwałtowne i nieprzyjemne spotkanie z podłogą, ale zamiast tego poczułam ciepłe dłonie, trzymające mnie pod plecami sięgając aż moją szyję i kolanami. Otworzyłam moje ślepia i zobaczyłam znowu te oczy, tylko tym razem nie zimne, albo wkurzone, tylko ciepłe i wyrażające zdziwienie.Wpatrywał się we mnie z nieodgadniętym dla mnie wyrazem twarzy. No to teraz Kate się będziesz zdrowo tłumaczyć, a miał to być spokojny dzień.


Transakcja życiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz