Rozdział 12-1

1.3K 45 1
                                    


Jak to ja? Po za tym skąd wiedział, że jeździłam na Zwei? Zerknęłam na mojego ojca, który zacisnął pięść. Pracownicy przyprowadzili klacz, a gdy Mycroft ją zobaczył przestraszył się i szepnął coś do mojego ojca. Wszyscy byli poruszeni zaistniałą sytuacją. Mieliśmy zająć swoje pozycję i siodłać konie, kiedy na niebie pojawiła się ogromna chmura. I jak możecie się spodziewać zaczęło lać. Runął na nas deszcz, jakby ktoś oblał mnie kubełkiem wody. Odwołaliśmy wyścigi, a wszyscy zebrani schowała się pod dachem na tarasie. Ojciec Watsona westchnął głośno.

-Czyli na dzisiaj to będzie koniec przyjęcia.- Powiedział mój ojciec. Co za człowiek.

-Nie. Tatku proszę zrób coś. To moje urodziny. Kontynuujmy bankiet.- Dziewczynka miała już łzy w oczach.

-Słonko. Myślę, że to niemożliwe.-zaczął Watson senior.

-Nie jestem tego taka pewna proszę pana.- musiałam się odezwać. Zerknęłam na służbę. - Dużo jest jeszcze takich zasłon?- wskazałam na materiał, który dekorował kolumny ułożone na wzór ścieżki.

-Tak w piwnicy jest tego całkiem sporo.

-Świetnie.

-Przynieście mi materiału ile się da..- na moje słowa wszystkie trzy poszły w znanym sobie kierunku.

-Co ty znowu kombinujesz?-Usłyszałam irytujący głos tego dupka.

-Chcesz żebym ci powiedziała?-zaczęłam miło

-Tak-Odpowiedział dość poważnym i stanowczym głosem, na co odwróciłam się od niego.

-Więc ci nie powiem.-Potrafiłam sobie wyobrazić jego minę teraz. W tym czasie, dziewczyny przyniosły na rękach całe rolki tkaniny. Wzięłam jedną do ręki rozwijając trochę.-O czymś zapomniałam... Co jeszcze?'

-Przynieście trochę tego bruku zza domu.- wydał im rozkaz zimny drań. Spojrzałam na niego, jednak on patrzył przed siebie.Czyżby mnie rozgryzł. Moje mordowanie go wzrokiem przeszkodziły służące, które trzymały w rękach kosze z kamieniami. Wzięłam jeden do ręki i zawinęłam w kawałek materiału.-Idealne.-Powiedziałam do siebie i rzuciłam w stronę kolumn tak, że zasłona owinęła się wokół niej. Napięłam materiał szykując się do skoku. Ciągnąc lekko za materiał w wyskoku podciągnęłam się na nim i nogami oparłam się o kolumnę będąc gdzieś trzy metry nad ziemią. Nie przeszkadzało mi to jednak. Skakałam z kolumny na kolumnę tworząc sieć z rolki zasłony. Została połowa, a mi skończył się materiał. Westchnęłam ocierając spocone czoło. Będę musiała zejść i znowu się wspiąć. Zanim jednak wykonałam jakiś ruch zobaczyłam przed sobą Thoma. Stał na równoległej kolumnie oddalonej jakieś 4 metry od mojej. Przypatrzył mi się a potem z pół obrotu kopnął w moją stronę rolkę. Ułożyłam ręce na kształt nożyc i złapałam. Uśmiechnęłam się zadziornie. Rozwiązałam sporą część materiału i oboje w tym samym czasie skoczyliśmy w swoje strony. Kiedy byliśmy nad ziemią w połowie drogi do miejsca wylądowania. Nasz wzrok się przeciął. Spojrzał na mnie tak... Inaczej. Nie wiem jak to nazwać, ale nie widziałam tam odrazy ani wkurzenia. Nie zdążyłam zarejestrować więcej. Tom chwycił wystający materiał i przeleciał dalej. Teraz mogliśmy na zmianę tworzyć sieć nad ścieżką. Deszcz trochę utrudniał widoczność, ale po paru minutach skończyliśmy. Chwyciłam się odstającego materiału i trzymając się go zeskoczyłam na dół niczym Tarzan.

Udało nam się idealnie zsynchronizować i symetrycznie w tym samym czasie wylądowaliśmy. Kto by pomyślał, że człowiek z patykiem w dupie umie sztuki walki. Deszcz nie przestawał padać, ale nie przeszkadzało mi to teraz. Wszyscy goście powoli zaludniali schron. Byłam naprawdę zadowolona z mojej pracy. Pan Mycroft przyglądał mi się, a obok niego stanął William.

Transakcja życiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz