Rozdział 14

1.2K 33 3
                                    

-Och dobrze, że jesteś Thomasie. Jeszcze chwila a ta dziewczyna kompletnie by zniszczyła twój ogród.- powiedziała biegnąc do niego ta wywłoka. 

-Tak? - dał pytanie retoryczne a z jego oczu nie można było wyczytać kompletnie żadnych emocji. Lydia uśmiechnęła się złowieszczo i popatrzyła na mnie z wyższością.

- Skoro tak można było szybciej to skończyć to nie widzę nic przeciwko temu.- No cóż tonący brzytwy się chwyta. Tka i ja broniłam się prostymi argumentami. Thomas zerknął na mnie ,a w jego oczach zabłysło zainteresowanie.

- Jeśli to Lydia opiekuję się moim ogrodem to ona wymierzy karę. - powiedział chłodnym i ostrym tonem.

- Dobrze panie Thomasie.- Skinęła do niego po czym zwróciła się do jednej z jej służących i kiwnęła na Isabelle.- Wiecie co robić.

W tym samym momencie jedna z nich podeszła niebezpiecznie blisko do Isy i podniosła rękę. Chciałam podbiec do niej, zasłonić, powstrzymać napastniczkę czy odepchnąć. Cokolwiek. Jednak za ramiona trzymał mnie posrany pan i władca. Nie miałam innego wyjścia jak stać i patrzeć jak ręka tej suki ląduje na twarzy mojej przyjaciółki. Siłą uderzenia była na tyle duża, że dziewczyna upadłą na ziemie. Kiedy suka zamachnęła się drugi raz, nie wytrzymałam. Wyrwałam się Watsanowi i podbiegłam odsuwając ją od Isy i blokując następny ruch. Podbiegłam do przyjaciółki i pomogłam wstać jej z ziemi. Jedną ręką trzymała się za obolały policzek a drugą trzymałam ja ,by nie upadła. Obejrzałam się w stronę wartej siebie grupy a szczególnie na męską jej część.

- Wystarczy, odpokutowałyśmy już, więc żegnamy. - prychnęłam jadowitym głosem zaciskając pięść by nie cofnąć się i komuś nie przywalić.



Następnego dnia obudziłam się w dobrym humorze. * puk, puk* Który najwyraźniej ktoś chce mi popsuć.

-Proszę!

- Witaj panienko. Pan Watson prosił by wstawiła się pani do jego biura.

Przekręciłam oczami ale tak zrobiłam. Ubrałam się i wyszłam wraz z Vidią. Szłam za nią a raczej człapałam. Proszę was była ósma rano! Weszłyśmy do pięknie urządzonego pomieszczenia. Nie przypominał  typowego biurowca. Wiecie, średniej wielkości pomieszczenie z biurkiem po środku i szklaną ścianą. Nie. To miejsce przypominało bibliotekę. Biurko co prawda była po środku ale za nim stał ciągnący się do sufitu regał z książkami.

-To ja żegnam.- nawet się nie zorientowałam, kiedy Vidia opuściła pokój. Odwróciłam się w stronę sprawcy całego zamieszania.

-Słucham. Co chciałeś?- zaczęłam po ogrudek.

-Chciał bym byś wykonała dla mnie kilka prac.

-Dlaczego ja? Od tego są służące.

- Jesteś na moim utrzymaniu za nic.

- Jestem twoją żoną. To już jest wystarczająca kara. Mieliśmy nie wchodzić sobie w drogę.

-To tyle.

Skończył swoją wypowiedź tak szybko jak zaczął. A ja nie miałam nic do powiedzenia? Dobra sam tego chciałeś jeszcze będziesz miał mnie dość. Uśmiechnęłam się na samo wyobrażenie moich działań.


-Musi panienka zamieść kurze z kolekcji pana Thomasa. Tylko proszę uważać. To bardzo drogocenne przedmioty i delikatne.

Roześmiałam się na słowa Vedi, która podała mi miotłę do pajęczyn. Drogie? Och jak świetnie się składa. Uśmiechnęłam się i dam sobie rękę uciąć, ze wyglądałam jak jeden z tych psycholi na filmach, którzy śmieją się w głos po opracowaniu swojego niecnego planu. Cóż. Podwinęłam rękawy i pierwsze co mi się rzuciło w oczy to waza. Tak piękna porcelanowa waza. Podeszłam do niej by delikatnie ją "oczyścić" ale spadła. Ups. Następny był wazon, po nim kryształowe półmiski i kieliszki. Książki znajdujące się na legarze przypadkiem runęły na podłogę. Musiałam narobić niezłego szumu, skoro Vedia przybiegła do mnie sprintem.

-Co tu się stało?!

-Ja... Przepraszam. Nie wiem jak, ale te przedmioty zaczęły spadać... i ja...-udawałam skruszoną i przestraszoną dziewczynę, jednak moja podświadomość chciała bić brawa za grę aktorską i wykonanie.Kobieta westchnęła ciężko.

-Później zamelduję to u szefa, a teraz chciałabym, abyś pomogła wieszać pranie.- Bez zbędnego gadania zrobiłam jak kazała.


Dostałam do mych rąk kosz pięknych koszul pana dupka. Były z delikatnego jedwabiu. O cenę nie trzeba się długo zastanawiać. Wieszałyśmy ubrania na dworze i jakież było moje szczęści gdy okazało się, że obok płynie rzeczka do fontanny. Chwyciłam jedną z piękniejszych i droższych koszul a, że jestem kobietą to znam się na rzeczy i całkiem niechcący porwał mi ją wiatr do tej zabłoconej rzeki, która akurat wpływała do kanału. Ups nie ten nurt ale efekt jeszcze ciekawszy.




- Pańska kolekcja z chin poszła w drobny mak. Szklana zastawa zrównana z ziemią. Najlepsza koszula z kompletu pływa po ściekach. Nie wiem jakie dać panience zajęcie by było to bezpieczne dla otoczenia.- No i doigrałam się. Można powiedzieć, że siedzę na dywaniku i oskarowo odgrywam rolę wystraszonej. Zerknęłam w jego stronę. Ignorując skarżącą się Vedie przygląda mi się uśmiechając półgębkiem. 

- To tyko rzeczy, zawsze można kupić nowe. Nic ci się nie stało? Nie zostałaś ranna? - Pytania skierował do mnie i muszę przyznać zbił mnie tym z pantałyku. Podniosłam wzrok, byłam konkretnie zdezorientowana.

-Nie...nic.

-Cieszy mnie to. Będziesz dalej kontynuowała swoją pracę. To tyle.

On robi sobie ze mnie jaja.


---------------------------

Witam moi drodzy. Wiem zaniedbałam was ostatnio, ale wynagrodzę to gdyż jeszcze rozdział bądź dwa i do naszego opowiadania wchodzi akcja i romans. Niespodziewany zwrot akcji. Warto czytać dalej. Pozdrawiam wasza humanka.

Transakcja życiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz