Rozdział 8-1

1.5K 44 2
                                    

Stałam przed bramą domu mojego ojca, ubrana w odzież służby. Miałam nadzieję, że może jakimś cudem, mój ojciec mnie nie rozpozna. Jednak gdzieś w głębi duszy wątpiłam w swój plan. Miałam jeden cel - znaleźć i sprowadzić moją ciocię oraz Isę do posiadłości Thomasa. Przy mnie będą bezpieczne. Bo nie wierzę że z własnej woli oddała drogocenne i ważne dla niej kolczyki.

Brama główna odpadała, aby przez nią wejść. Musiałam dostać się do środka przez wejście dla służby. Na tyłach domu była furtka, która prowadziła do kuchni. Weszłam do środka i wmieszałam się w tłum. Ludzie byli bardzo zalatani, co oznaczało, że miał dzisiaj przyjechać ktoś ważny.

No pięknie, Kate. Ty potrafisz "wbić się" na imprezę.

Podeszłam do stolika z przekąskami. Wzięłam do ręki zawinięty ładnie w rulonik ogórek i szynkę. Co poradzę, że kocham jedzenie. Kierowałam go do ust, by rozkoszować się smakiem, kiedy przerwał mi wysoki głos starszej kobiety.

- Co ty tu robisz?! - no to już po mnie. Jeżeli doniesie ojcu... - Te przystawki dawno miały być na stole! Biegnij je tam zanieść.

Takiego obrotu spraw się nie spodziewałam. Myślałam, że już po mnie. Jednak najgorsze mnie dopiero czeka. Miałam zanieść talerz do salonu, gdzie był mój ojciec wraz z gościem.

Przy obcym nie zrobi mi przedstawienia. Chyba...

Weszłam przez duże drzwi. Mój ojciec akurat przemawiał, a ja w tym czasie zaniosłam przekąski na stół z lekko pochylona głową.

- Panie Maycroft, kiedy połączymy nasze firmy, staniemy się silniejsi od Watsonów i będziemy mogli doprowadzić ich do bankructwa. - powiedział zadowolony. W mojej głowie dostałam przebłysku. Dlaczego chce zrujnować firmę Watsona? Udaje przy nim najlepszego przyjaciela, a za jego plecami szykuje podstęp? Wredna, dwulicowa menda. I on się nazywa mężczyzną? To jakaś kpina, a nie facet.

Mimo mojej złości, musiałam zachować profesjonalizm. Zgrabnie starałam się podawać kolejne posiłki. Własny ojciec mnie nie poznał. W sumie, lepiej dla mnie. Przy nalewaniu wina gościowi, wyczułam palący wzrok na sobie. Podniosłam głowę i zauważyłam świdrujące mnie oczy naprzeciwko. Szybko się oddaliłam, co z powodowało moim upadkiem na jakąś dziewczynę, która z kolei runęła jak długa na ziemi.

Powoli się podniosłam na łokciach. Za to dziewczyna już na kolanach przepraszała ojca. Tak, mamy XXI wiek, ale u tych "bogatych" to nie istotne. Ja nie zamierzałam pozwolić mojej dumie się zhanbić, więc tylko wstałam i opuściłam głowę. 

- Co wyście zrobiły!? - wydarł się Evans. - Zostajecie zwolnione. - wielkie mi co, jednak dziewczyna obok wcale tak nie uważała, bo zaczeła rozpaczać i błagać o wybaczenie. Wtedy na salę weszła Veronica.

- Ojcze co się stało? - powiedziała niewinnym głosem.

- O witaj Vero... znaczy Katherine. - No tak dalej jesteśmy "zamienione miejscami" -  te dwie służki wylały wino na makietę przedstawiającą połączenie naszych firm.

Dziewczyna podeszła wolnym krokiem do makiety i przypatrzyła jej się.

- Ojcze, ale to dobry znak. Wino utworzyło rzekę, która nie dzieli, a łączy nasze ziemie.

- Moja mądra córeczka!

-To dzięki twoim naukom ojcze.

Ta ich wymiana zdań przyprawiała mnie o mdłości. Veronica widocznie zabiegała o względy pana Mycrofta, ale ten dziwnym trafem przyglądał sie tylko mi. A istniejąca sytuacja najwidoczniej wcale go nie interesowała. Wyszłam z salonu, ominęłam służbę i poszłam na altankę wybudowaną obok rzeczki. Nie byłabym sobą, gdybym po drodze nie zgarnęła parę słodyczy.

Położyłam tacę na murku, gdzie obok usiadłam. Zajadałam się wypiekami i rozmyślałam nad sytuacją. Nie znalazłam jeszcze ani cioci Suzy, ani Isy. Ehh... Nagle poczułam rękę na ramieniu. Obróciłam się, a przede mną, we własnej osobie, stał pan Mycroft.

- Jesteś bardzo interesującą osobą. Jak ci na imię? - jeśli miałam być szczera, ta sytuacja ani trochę nie przypadła mi do gustu.

- Bardzo mi miło, ale nie śmiałabym zaśmiecać pana wiedzy moim imieniem.

- Nalegam... - gdy to wypowiedział, poczułam rękę na talii. Kurde, ludzie, co z wami jest nie tak?

Wzięłam ciasto z kremem i wsmarowałam mu w twarz. Biedne ciastko, a tyle moich kubków smakowych mogło uszczęśliwić. Wyrwałam się z jego objęć na odchodne sprzedając strzał pod żebra. Zostawiłam jęki mężczyzny z tyłu i wbiegłam do alejki z piwoniami. Moim oczom ukazała się dziewczyna. Co więcej, znajoma. Podbiegłam do niej i nie myliłam się. Isa pieliła piwonie gołymi rękami wyciągała pokrzywy. Dlaczego chociaż nie wzięła rękawiczek?

- Isa? - zaczęłam niepewnie. Dziewczyna obróciła się w moją stronę, a gdy mnie zobaczyła, na jej ustach pokazał się ogromny uśmiech. Podbiegła do mnie i przytuliła.

- Katherin! To naprawdę ty!

- Cicho. Nie mogą się dowiedzieć, że tu jestem.

- Ale jak ty się tu dostałaś? Czemu jesteś przebrana za służbę?

-Wszystko ci opowiem, ale teraz powiedz mi gdzie ciocia Suzy?

-Nie ma jej...

****

Transakcja życiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz