ROZDZIAŁ 2

17.9K 636 58
                                    

— Dlaczego on się tak na ciebie patrzy? Zrobiłaś coś? — spytał mnie szatyn, wskazując głową na moją zmorę, która powodowała, że cały czas o czymś zapominałam albo robiłam niepotrzebny zamęt, upuszczając coś.

— Nie, nic nie zrobiłam. Nie mam pojęcia o co mu może chodzić — wymamrotałam, wzruszając ramionami. Co ja bym dała, by wiedzieć co mu siedziało w głowie i o czym tak rozmyślał, wpatrując się we mnie.

— Może mu się spodobałaś... — wypalił nagle, na co zabiłam go śmiechem.

— Tak, na pewno. Ktoś taki jak on i ja — zmrużyłam na niego oczy w rozbawionym geście. Gdy zauważyłam jak Barbie schodzi z góry od razu wyskoczyłam w jej kierunku, aby wypytać się o szczegóły.

— I jak? — spytałam, podbiegając do przyjaciółki. Ta jedyne wzruszyła smutno ramionami i posłała mi blady uśmiech.

— Dziękuję, że próbowałaś, ale dopóki nie okaże się kto naprawdę za tym stoi, to nie mam czego tu szukać... — wymamrotała, a z jej oka wypłynęła łza. — Nawet nie chodzi mi o pieniądze. Zżyłam się z wszystkimi, ciężko mi odchodzić od jedynej rodziny, jaką miałam. Właśnie tak ich wszystkich traktowałam, a ktoś wyrządził mi świństwo.

Pogładziłam dłonią jej ramię i przytuliłam ją, ciasno obejmując. Było mi jej niezwykle szkoda, Barbie raczej mało płakała, a jeszcze rzadziej okazywała emocje, które świadczyłyby o tym, że jest jej źle lub przykro. Otworzyła się na mnie dopiero po kilku miesiącach naszej znajomości, a zaraz po tym zamieszkałyśmy razem, gdy czułyśmy, że ufamy sobie w stu procentach. Mówiłam jej o wszystkim, dosłownie. Kiedy miałam wizyty u psychologa, o czym z nim rozmawiałam, jak się czułam i czy widziałam w nich jakiś sens. Ona robiła dokładnie to samo, codziennie opowiadała mi jakieś historyjki z domu dziecka, jak tam trafiła i nawet wyznała mi, że chciałaby kiedyś zaadoptować dziecko, a nawet kilka, o ile tylko będzie miała do tego warunki. Prawda była taka, że Barbie mimo tej zewnętrznej otoczki striptizerki i twardej kobiety, była w środku niezwykle wrażliwą, uczuciową i kochaną dziewczyną, która od razu zdobyła moją sympatię, a to nie zdarzało się często. Kiedyś musiał minąć conajmniej miesiąc, żebym zaczęła odpowiadać normalnym tonem, a nie cichymi burknięciami.

— Pójdę już do domu... Posprzątam, ugotuję coś dla nas na obiad i zrobię pranie. Przynajmniej się do czegoś przydam — zachichotała, ocierając łzy.

— Nie płacz, proszę. Dowiem się kto to zrobił, obiecuję ci to, Barbie. Leć, wyśpij się, będę o stałej porze — uśmiechnęłam się, co ona odwzajemniła i pocałowała mnie w policzek.

Westchnęłam i wróciłam do baru, przy którym siedział teraz Waylon, zawzięcie dyskutując o czymś z Jacksonem. Zmarszczyłam brwi i stanęłam obok, uważnie przyglądając się szatynowi obok mnie.

— Wszystko okej? — dotknęłam jego ramienia, spoglądając na niego z troską. Był wyraźnie przemęczony — Jesteś jakiś...

— Tak, wszystko w porządku. Jestem po prostu zmęczony — mruknął w odpowiedzi, przez co wpadłam na pewien pomysł.

— Idź do domu. Zostanę z Lexi, poradzimy sobie — odpowiedziałam, wzruszając ramionami, na co ten pokręcił głową przecząco.

— Nie, nie przejmuj się tym. Moim zdaniem to właśnie ty powinnaś iść do domu, wyglądasz na bardzo przemęczoną...

— Zgadzam się z tobą — wtrącił brunet, przysłuchujący się naszej rozmowie. — Wróć do koleżanki, wyglądała na smutną.

Och, naprawdę powstrzymywałam się od złośliwego komentarza, zważając na to, że był to mój szef, ale nie udawało mi się.

Ayana |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz