ROZDZIAŁ 34

7.7K 287 21
                                    

Przedostatni rozdział przed epilogiem. Mam nadzieję, że się Wam on spodoba i zostawicie coś po sobie. Jesteśmy już jedną nogą na końcu opowiadania.

Dziękuję za przeczytanie, widzimy się w następnym. Miłego wieczoru ❤️

*****
*****

Odetchnęłam z ulgą, gdy zauważyłam, że Waylon odebrał nasze bagaże, które na szczęście, nie zaginęły. Zawsze się tego obawiałam, tym razem nie było inaczej.

— Samochód już na nas czeka — poinformował mężczyzna, a ja przytaknęłam, obserwując jego twarz. Widać było gołym okiem zmęczenie, jakie malowało się na jego twarzy. Zresztą, każdy z nas zapewne wyglądał tak samo. Lot był koszmarny, a ja modliłam się, aby jak najszybciej się skończył. Po przesiadce zostaliśmy rozdzieleni, dlatego siedziałam z Barbie obok matki z małym dzieckiem, które praktycznie całą podróż płakało i głośno się zachowywało. Głowa mi pękała, kręgosłup powili wysiadał, a zmęczenie dawało o sobie znać w bolesny sposób, powodując, że szczypały mnie oczy. Jedyne czego chciałam to wykąpać się i pójść spać. — Chodźmy.

Ruszyłyśmy za brunetem, który kierował się w stronę wyjścia z lotniska, przed którym czekał na nas wynajęty przez Waylona samochód. Mieliśmy sporo bagaży, które trzeba było zmieścić, dlatego to było konieczne. Liczyłam, że szybko znajdziemy się w domu.

— Kurwa mać — usłyszałam głos Barbie, której walizka odjechała na ruchomych schodach. Parsknęłam śmiechem, pomagając jej ją złapać.
— Dzięki. Jestem nieprzytomna po tej podróży.

— Ja też. Mam dość wszystkiego — mruknęłam szczerze, opierając się o barierkę. — Wiesz gdzie iść?

— Tak, wiem. Przynajmniej tak mi się wydaję — dodał pod nosem, na co pokręciłam głową z dezaprobatą. Zgubienie się na lotnisku było ostatnią rzeczą, na którą miałam teraz ochotę.

W końcu udało się mu znaleźć odpowiednie wyjście i wyszliśmy na świeże powietrze, które zdecydowanie różniło się od tego w Seattle. Uśmiechnęłam się pod nosem, poprawiając włosy, które rozwiał mi przyjemnie ciepły wiatr.

— Ale pogoda — zapiszczała brunetka obok mnie, rozglądając się wokoło. — I te palmy...

— Dajcie — Waylon zabrał nasze bagaże, wsadzając je do bagażnika, a zaraz po tym witając się z mężczyzną, który po nas przyjechał. Całe szczęście, że brunet podszkolił się hiszpańskiego i potrafił jakkolwiek się porozumieć.

Wsiadłyśmy do samochodu, zapinając pas. Barbie wyciągnęła telefon, zmieniając godzinę, bo wciąż miała ustawioną tą ze Seattle.

— Która jest?

— Dziewiąta — odpowiedziała, opierając głowę o zagłówek. Podziwiała widoki, uśmiechając się. — Wiesz, jak na razie nie żałuję — zachichotała.

— I obyś nie żałowała w ogóle — puściłam jej oczko.

— Waylon — zwróciłam się do mężczyzny z przodu, przez co obrócił się w moją stronę. — Mógłbyś zapytać go ile zajmie nam droga do domu?

— A może ty spróbujesz? — posłał mi uśmiech.

— Ha ha — zaśmiałam się sztucznie.

— Kochanie, musisz się uczyć. Nie bój się, pomogę ci, dobrze?

— Nie, ja nie chcę — burknęłam, krzyżując ręce na piersiach. To jeszcze było za wcześnie dla mnie, nie chciałam robić z siebie idiotki na samym początku. — Proszę, zapytaj go.

Ayana |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz