Rozdział 26

851 41 4
                                    

Zatrzymałam się przed wejściem do Bazy. Po przekroczeniu wejścia od razu spotkałam Rogersa. Ruszyliśmy w nieznanym mi kierunku.

—Ojciec nie chce pomóc, ale ja to zrobię.—oznajmiłam Kapitanowi.

—Masz do niego żal.—stwierdził Steve, po moim tonie głosu.

—Może trochę.—powiedziałam po chwili.

Weszliśmy do wielkiej sali. Zobaczyłam w niej Romanoff, Langa i ku mojemu zdziwieniu Bruce'a, ale trochę...innego.

—A tobie co?—zapytałam stając przed wielkoludem.

To co miałam przed oczami było jakimś chorym połączeniem Bannera i Hulka. Naukowiec posturą przypominał zielonego trolla jakim był Hulk, jednak na jego twarzy było widać rysy twarzy Bruce'a. Dziwny widok.

—Postanowiłem połączyć mięśnie Hulka i umysł Bannera. Kiedyś ci opowiem ze szczegółami.—uśmiechnął się do mnie. Zrobiłam to samo w jego kierunku tylko mój uśmiech przypominał bardziej, minę czternastoletniego dziecka, które dostaje od babci na swoje urodziny ręcznie robiony przez nią sweter.

—Tak...—zapadła trochę niezręczna cisza. Po chwili ją przerwałam.—To co macie? 

***

To była katastrofa. Scott najpierw zmienił się w dziecko, potem w starca, a na końcu w niemowlaka. Nie wiem ile zajmą nam poprawki, ale boję się, że stanowczo za długo. 

Wyszłam z bazy wraz z Rogersem, aby się przewietrzyć.

—To była ciężka godzina.—mruknęłam chowając twarz w dłoniach.

—Nie chcę cię jakoś dobijać, ale bez Tony'ego może być ciężko.

—Niestety wiem.

Staliśmy chwilę w ciszy kiedy w oddali zobaczyliśmy nadjeżdżający samochód. Kiedy podjechał bliżej rozpoznałam pojazd. Należał do Starka. Samochód zatrzymał się przy nas. Wyszedł z niego elegancko ubrany Anthony, przywitał się z Rogersem. 

—Jak wam poszły testy.-zapytał opierając się o auto.—Zamienił się w niemowlę, prawda?

—Nie tylko w to.—westchnął Kapitan.

—Teraz już będziemy mieli wszystko pod kontrolą.—powiedział i podszedł do bagażnika. Otworzył go i wyjął z niego jakieś malutkie urządzenie.

—Co to jest?—zapytałam patrząc na to obojętnie. Dalej było mi przykro przez to co powiedział w domu.

—To jest "wehikuł czasu".—Stark zrobił cudzysłów palcami.—W połączeniu z tym...—pokazał na kolejne urządzenie.—...będziemy w stanie cofnąć się czasie, zabrać kamienie i pokonać Thanosa w kolejnej walce.

—Spisałeś się nieźle.—byłam pod wrażeniem. Ojciec po naszej kłótni nie wyglądał jakby chciał nawet o tym myśleć, a tu przyjeżdża z odpowiednim sprzętem.

—I jeszcze jedno.—zdjął koc z jakiejś rzeczy, która okazała się być tarczą Kapitana.—Oddaje, zanim Morgan zrobi z niej sanki.—zaśmiałam się krótko wraz z Rogersem, ponieważ taka opcja była bardzo prawdopodobna.

—Miło, że wróciłeś.—powiedział Steve z uśmiechem na twarzy. Było widać, że naprawdę cieszy się z powrotu przyjaciela i z poprawy relacji między nimi.—To ja was może zostawię samych.-dodał Steve i wszedł do środka.

—Przepraszam za moje zachowanie w domu.—zaczęłam. Ojciec stanął bliżej mnie i patrzył na mnie ze smutkiem.

—To ja powinienem cię przeprosić. Miałaś rację. Złożyłem ci obietnicę, którą chciałem unieważnić przez, to że w końcu ponowie ułożyło mi się w życiu..—westchnął.—Z twoją matką było inaczej. Też było dobrze, jednak teraz jest o wiele lepiej i nie chcę tego stracić, co nie oznacza, że przeżycia z tobą nie były dla mnie ważne. Są najważniejsze w moim życiu i nie chcę, abyś myślała inaczej.

—Miło takie coś usłyszeć, od jedynego członka rodziny.—przytuliłam się do ojca. Tony też się we mnie wtulił. 

Nasza rodzina jest dziwna. Już nawet nie patrząc na, to że moja matka była kosmitką, a ja odziedziczyłam po niej moce. Chodzi tutaj o sam fakt okazywania sobie uczuć i wygląd relacji między nami. Zwariowana rodzina.

Hero's Daughter || Peter ParkerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz