Rozdział 7

1.6K 68 9
                                    

Wyszłam z windy i pierwsze co zrobiłam to podbiegłam do lodówki i wzięłam z niej cały dwu litrowy karton soku pomarańczowego.

Mojego ulubionego...

Zaczęłam go pić z gwinta z wielkim pragnieniem. Po zostawieniu taty i Petera postanowiłam zrobić sobie dłuższy spacer jednak nie pomyślałam, że po piętnastu kilometrach bez postoju może zacząć chcieć mi się pić. Wszyscy obecni w pomieszczeniu patrzyli na mnie ze zdziwieniem. Po wypiciu całej zimnej zawartości kartonu pobiegłam do łazienki w swoim pokoju i załatwiłam swoją potrzebę. Umyłam ręce i wyszłam z pomieszczenia. Plecak rzuciłam na podłogę jak się okazało przy biurku.

Postanowiłam wrócić do reszty i spytać czy został zrobiony...

Ekhm, ekhm zamówiony

...jakiś posiłek.

Weszłam do pomieszczenia, a wszystkie spojrzenia były skierowane w moją stronę. Byłam zdziwiona, bo nie mam pojęcia o co im chodzi.

—Co wam jest? Jest coś ze mną nie tak?—spuściłam głowę i zaczęłam oglądać swój wygląd.

—Przebiegłaś to z prędkością Maximoffa.—powiedziała patrząc zdziwiona Nat.

Bruce wstał i podszedł do mnie. Złapał mnie za rękę i zaczął sprawdzać puls. Rozszerzył mi powieki i sprawdził źrenice.

—Poinformujcie Tony'ego, że objawiła się pierwsza moc, a ty Nancy pójdziesz ze mną do laboratorium na kilka badan.—zarządził Banner i ruszył w stronę wspomnianego wcześniej pomieszczenia, a ja wraz z nim.

Kiedy w końcu się w nim znaleźliśmy byłam trochę zdenerwowana. Co się stanie jak wszystko się wyda? Przecież będę jeszcze większym odmieńcem od reszty.

Wystarczy mi już bogaty tatusiek.

—Zaczniemy od podstawowych badań.—poinformował Bruce i zaczął działać, a ja wykonywałam jego wszystkie polecenia.


Po około godzinie robienia mi testów i zapisywania ich wyników mogłam wrócić do pokoju. Byłam bardzo zmęczona całą sytuacją z mocami, a dodatkowo dochodziła szkoła. Przechodząc przez korytarz wymieniłam krótkie spojrzenie z Avengersami. Nie zwalniając szłam dalej do mojej oazy spokoju.

Spokojnym tempem doszłam do pomieszczenia. Będąc w środku zamknęłam drzwi i rzuciłam się z głośnym jękiem na łóżko. Mogłabym tak zostać gdyby niespodziewany gość.

Kiedy tylko usłyszałam cichuteńkie pazurki od razu podniosłam się do pozycji siedzącej. Po podłodze chodził biały szczurek. Zwierzątko musiało się wydostać z mojej klatki.

Tak, mam dwa szczurki.

Jeden jest szary i został ochrzczony Zaza, a drugi był właśnie biały i nazywał się Zuzu.

Wzięłam malucha na ręce i wsadziłam do klatki. Patrzyłam chwilkę na gryzonie bawiące się w klatce kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Usiadłam po turecku na łóżku i zaprosiłam osobę po drugiej stronie drewnianych drzwi.

—Przeszkadzam?—zza futryny wychyliła się głowa Steve'a.

—Nie, nie przeszkadzasz.—uśmiechnęłam się przyjaźnie, a blondyn wszedł do pokoju i zamknął za sobą drzwi. Usiadł na krześle przy biurku.—W czym mogę pomóc?

—Chciałem się spytać jak się czujesz z tą całą sytuacją?—przed śmiercią mamy to właśnie z Rogersem mogłam o wszystkim pogadać. Zawsze mi pomagał czy miałam jakieś problemy, o których nie chciałam mówić tacie.—Z tymi mocami?

—Jest dziwnie.—zaczęłam poważnie wypowiedź.—Najgorsze jest, to że nie wiem co mnie jeszcze czeka i jak odbierze to moje środowisko. Pewnie za dziwaka, którym teraz jestem.—spojrzałam na niego kiedy przypomniałam sobie o jednej rzeczy.-Jak ty się czułeś kiedy zostały ci podane serum i byłeś inny od reszty?—zapytałam mając nadzieje, że jego sytuacja pozwoli mi ułożyć w głowie jakoś moją.

—Na początku zaraz po tym jak wyszedłem z kapsuły, w której wstrzyknęli mi serum było dziwnie ze względu na, to że byłem ich królikiem doświadczalnym. Jednak po krótkim czasie zaczynałem się do tego przyzwyczajać. To tego, że jestem inny. W końcu dotarło do mnie, że teraz będę mógł pomagać innym swoją siłą i w ten sposób w 1942 roku uratowałem naszych żołnierzy i Bucky'ego.—uśmiechnął się do mnie, a ja do niego.—Nie masz się czym martwić. Będziemy ci pomagać z początkiem.

—Dziękuję.—powiedziałam i przytuliłam blondyna.

—Nie ma za co.—Steve wstał i podszedł do drzwi.—Nigdy nie bój się prosić o pomoc czy radę, a teraz się prześpij, bo wyglądasz jakbyś miała tu zaraz paść ze zmęczenia.—zaśmiałam się krótko.

Blodnyn wyszedł, a ja skorzystałam z jego rady i przebrałam się w wygodny dres i poszłam spać.

-Steve Rogers-

Zaczynam się trochę martwić o Nancy. Ta sytuacja dla niej jest zbyt duża i zaczyna ją lekko przytłaczać, a to dopiero początek.

I jeszcze to gadanie, że jest dziwakiem.

Będę musiał pogadać o niej z Tonym.

Wszedłem do salonu gdzie siedział Bucky. Zaśmiałem się i usiadłem przy stole i patrzyłem na Barnesa siedzącego na kanapie. Brunet patrzył na mnie ze zdziwieniem.

—Z czego się cieszysz?—zapytał i dosiadł się do mnie do stołu.

—Przypomniał mi się 1942.—powiedziałem, a mój przyjaciel już wiedział o co mi chodzi.

—Co działo się w 1942, staruszki?—do nas dołączyli się jeszcze Clint i Natasha. Usiedli obok nas i słuchali naszej opowieści.

—W 1940 James poszedł na front i po dwóch latach kiedy byłem już Kapitanem Ameryką wraz z Howardem i Peggy uratowaliśmy tego mięczaka.—zaśmiałem się, a reszta ze mną.

—Zaraz z Howardem? Ojcem Tony'ego?—zapytał Clint.

—Tak.—odpowiedziałem.

—Jak bardzo Tony różni się od swojego ojca?—zapytała Natasha, a przez drzwi windy wszedł Tony.

—Jak bardzo co?—zapytał Stark. Pierwsze co podszedł do barku i nalał sobie szkockiej.

—Tony jest prawie w 100% podobny do jego ojca.—zaśmiał się Bucky.—Tylko, że ty Stark jesteś większym snobem.

—Będę udawać, że tego nie słyszałem. Lepiej powiedźcie mi jak z Nancy.

—Teraz śpi, ale miała super szybkość i uważa się za dziwaka.—wszyscy spojrzeli na mnie.—Ta sprawa ją przytłacza. Martwię się o nią.

—Dziękuję Steve.—podziękował mi Stark po czym wyszedł. Pewnie idzie do młodej.

Hero's Daughter || Peter ParkerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz