39. Olivia.

34.1K 971 143
                                    

Tydzień... Tyle minęło, a ja nadal nie umiem się pozbierać. Boję się. Boję się mężczyzn. Nie umiem normalnie funkcjonować. Śnią mi się koszmary, sceny gwałtu z przed roku.

Budzę się w nocy, kolejny raz. Zalana potem.
Siadam na łóżku, przykryta kołdrą. W sypialni jest ciemno i go nie ma obok mnie. Może to i lepiej...

Gdyby tu był wpadłabym w szał.
Jedyny mężczyzna jakiego widzę przez ten tydzień to lekarz. Tak to opiekuję się mną Irene. Często odwiedza mnie Elena.

Westchnęłam. Dość już mam budzenia się w nocy. Przecieram twarz dłońmi. Do pokoju wpada światło księżyca. Raczej już nie zasnę. Spoglądam na szafkę nocną, na które leży mój telefon. Chwyta go, odblokowuję. Godzina za dziesięć czwarta w nocy. No to koniec spania. Odkładam komórkę. Kładę się na poduszkę i spoglądam w sufit, na którym urzęduje mucha. Chociaż mam towarzyszkę. Podciągam bluzkę. Widzę na brzuchu dużego siniaka, który na szczęście zaczyna znikać. Gorzej już być nie może. Zaczyna mi się kręcić w głowie na wspomnienie tego wszystkiego. Łzy zaczynają płynąć. Suchość w gardle zaczyna mi doskwierać. Łapię się za głowę. Robi mi się niedobrze i już wiem, że to pora na odwiedzenie muszli klozetowej. Szybko schodzę z łóżka i biegnę do dużej łazienki. Schylam się nad muszą i wymiotuję. Z wielkim trudem zarzucam włosy na plecy, które przed chwilą były gdzie tylko chciały. Podnoszę się i naciskam na spłuczkę. Podchodzę do lustra i patrzę na swoje odbicie. Wyglądam jak zombie albo trup. Jestem blada i mam wory pod oczami, suche usta. Wyglądam okropnie.

Szybko myje zęby. Poprawiam spodnie od piżamy. Śpię teraz w głównym skrzydle domu. Do kuchni  dla mieszkańców, nie dla tego dla kucharek nie mam daleko. Wracam do sypialni, zakładam biały, materiałowy szlafrok i kapcie. Z zamiarem bezpiecznego zabrania butelki wody i szklanki wychodzę na korytarz, który oświetlają lampy ścienne.

Szybkim tempem idę korytarzem. Jak nigdy boję się, że ktoś wyjdzie z jakiegoś pokoju. Schodzę po schodach. Szybko przemierza korytarz. Rozsuwam wielkie, szklane rozsuwane drzwi w jadalni. Kuchnia jest ogromna. Na środku niej jest wyspa. Meble jak i całe pomieszczenie są w ciemnych kolorach. Widzę kogoś przy wyspie. Odskakuję w bok, ale ten ktoś odwraca się. Wychylam się lekko, to Riccardo. W jednej chwili jest mi lżej, ale i tak się boję to mężczyzna. Wychodzę za ściany. Stoję w miejscu wpatrujemy się w siebie w ciszy. Łzy napływają do moich oczu. Mam ochotę uciec i skryć się w sypialni. Ma na sobie tylko szare spodnie dresowe. Wygląda bosko jakby dopiero co skończył się z kimś pieprzyć. Jego ciemne włosy są w  nieładzie. Jego klatka piersiowa jest idealnie wyrzeźbiona. Chociaż ją widziałam i tak powoduję mnie o zachwyt. Ma w ręce szklankę.

- Co ty tu robisz - szepcze głos mi drży ze strachu może i z emocji. Powietrze jest gęste. Dobrze wiem, że gdyby nie wydarzenie z przed tygodnia rzuciałabym się na niego.

- Stoję - odpowiada i lekko potrząsa szklanką z wodą bym zwróciła na nią uwagę. Cicho się śmieje, lecz to nie jest śmiech wywołany żartem tylko jest drwiący. O co mu chodzi?

- Czemu nie przyszedłeś do kuchni w swoim skrzydle? Tylko tu? - zadaję pytanie i cofam się gdy ten powoli do mnie podchodzi.

- Z tego co wiem to jest mój dom i mogę być tu kiedy chcę - przytakuję głową. Ok, gramy w taką grę. Tylko, że ja naprawdę nie mam na nią siły.

Mężczyzna staję ja robię to samo. Chociaż mam ochotę skulić się i mocniej rozpłakać.

- Powiedz mi czemu? Co chcesz tym osiągnąć?! - podnoszę lekko głos. Łzy płyną niemiłosiernie szybko.

- Znieważyłaś  mnie, nawyzywałaś. Powiedziałaś, że zniszczyłem cię, wtedy gdy cię uratowałem i dałem wszystko co tylko mogłem - mówi twardo. Jak nic takiego nie pamiętam.

Pakt z Diabłem [Zakończone] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz