//2 She had weird eyes

907 44 6
                                    

*** Biegnij, chłopcze, biegnij ***

Do motelu przyjechało dwoje dorosłych, czarnoskóra kobieta i rosły, brodaty mężczyzna. Weszli swojego pokoju, kobieta trzymała duży, zapakowany karton, a mężczyzna niósł czarną walizkę, ciągle narzekając.

- Nigdy nie ścigałam jednych z nas - powiedziała, wyciągając z paczki zdjęcie starszego mężczyzny - co się stało z pierwszymi?

- Zlikwidowano ich - odparł przeciągle, leżąc na łóżku, na którym wcześniej włączył funkcję masowania.

- Wynajęto tutejszych. Masz to, za co płacisz - stwierdziła - dobra, gdzie nasz facet i jego śliczna koleżanka? - wyciągnęła małe urządzenie, wnikliwie oglądając migoczący na zielono ekran.

W tym samym czasie, w cukierni rozpoczęło się śledztwo. Detektyw Patch podeszła do starszej, drobniutkiej kobiety, w różowym stroju.

- Proszę pani, śledcza Patch - usiadła obok niej powoli.

- Witam, Agnes. Agnes Rofa - przedstawiła się.

- Widziała pani, co tu się stało? - Spytała.

- Niezupełnie - pokręciła głową.

- Od początku - Patch uśmiechnęła się pokrzepiająco.

- To była spokojna, cicha noc - opowiadała, a jej dłonie wciąż drżały - trzema ostatnimi klientami byli starszy facet i jego dwójka dzieci. Syn i córka. Facet zamówił eklera, a dzieciaki kawę. Poszłam na zaplecze, żeby wydać drobne, gdy usłyszałam dźwięk silnika. Odjechali. Usłyszałam strzały, a gdy wróciłam za ladę... - głos jej się załamał i niepewnie rozejrzała się po cukierni, omiatając wzrokiem wszystkie martwe ciała. Patch skinęła głową, nie zmuszając jej do dokończenia zdania.

- Pamięta może pani coś szczególnego? - Zapytała śledcza.

- Ta dziewczynka... - zaczęła - było ciemno, ale jej oczy wydawały się dziwne.

- Co ma pani na myśli mówiąc dziwne?

- Nie wiem... chyba coś mi się tylko wydawało - Agnes zmarszczyła brwi, po czym spojrzała na kobietę - nie chcę być niemiła, bo jest pani w porządku, ale mam to opowiadać jeszcze raz?

- Jak to?

- Powiedziałam już wszystko innemu śledczemu.

- Jakiemu śledczemu?

***

Szóstka i Five weszli powoli do bardzo nowoczesnego biura. Szóstka stała z rękami w kieszeniach płaszcza, a Five ściskał w dłoni szklaną protezę oka.

- Dobrze, że wczoraj je kupiłam - powiedziała, obracając paczkę chesterfieldów w dłoniach. Brunet pokręcił tylko głową, a do pomieszczenia wszedł mężczyzna.

- Pomóc w czymś? - Spytał, gdy zauważył dwójkę nastolatków.

- Do kogo to należy? - Five podszedł bliżej, pokazując mu oko.

- Skąd je masz? - Wyglądał na wyraźnie zmieszanego.

- A co cię to obchodzi? - Warknął brunet.

- Five... - mruknęła rudowłosa.

- Znalazłem na placu zabaw - uśmiechnął się, a Szóstka próbowała zdusić śmiech - musiał komuś... - kląsknął - wypaść.

- Chcemy zwrócić je właścicielowi - odezwała się nastolatka, też z uśmiechem na ustach.

- Jacy troskliwi - powiedziała kobieta, siedząca za ladą.

They're more than just a pair of numbersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz