Crowley kroczył przez Piekło. Po kolei sprawdzał każdą z otchłani piekielnych, ale mimo to, nadal nie znalazł tego czego szukał.
Wściekle otwierał każdą z bram, ale efekt za każdym razem był taki sam. Za drzwiami znajdował wiele rzeczy. Gdy otworzył szóstą bramę zza jej drzwi wypełzł na niego jeden z potworów piekielnych. Zanim kreatura zrozumiała, że należą do tego samego gatunku, minęło sporo czasu, na tyle, że Crowley zaczął obawiać się o swoje życie. Nie darowałby sobie, gdyby zginął w paszczy tego stwora, nie odnajdując uprzednio Aziraphala.
Tak. Szukał swojego przyjaciela w Piekle, co dla niektórych, znających anioła, mogłoby wydać się dziwne lub co najmniej głupie. Przecież anioły nie miały dostępu do Piekła, a już na pewno nie te na czynnej służbie.
Piekło w prawdzie pełne było aniołów, ale tylko tych upadłych. Tylko, że Crowley wiedział coś o czym reszta nie miała pojęcia...
Aziraphal był na wskroś dobry. Tak dobry, że nie mógł powiedzieć złego słowa na kogokolwiek. Tak dobry, że sam Pan powierzył mu opiekę nad swoimi ulubionymi stworzeniami - ludźmi. Jednak Pan nie miał już w Niebie takiej władzy jak kiedyś. Niebo zostało skorumpowane, a na jego czele stała banda Gabriela, który to właśnie Aziraphala nie lubił najbardziej.
Crowley obawiał się najgorszego. Bał się o swojego anioła i choć trudno było mu się do tego przyznać, kompletnie nie wiedział co powinien zrobić.
Gdy tego ranka obudził się, a anioła nie było przy nim, od razu wiedział, że stało się coś bardzo złego, tak jak od razu wiedział, kto za tym stoi. Gabriel.
Szedł dalej, rozglądając się histerycznie po miejscu, w którym się aktualnie znajdował. Mijała już dziesiąta godzina odkąd Crowley stracił z oczu Aziraphala i obawiał się, że z każdą kolejną minutą jego szanse na odnalezienie go maleją. Tym bardziej, że Piekło znał jak własną kieszeń, a już niewiele miejsc do przeszukania mu zostało.
A co jeśli się pomylił? Co jeśli tak naprawdę Crowley źle założył? Jeśli to co zrobili, wcale nie spowodowało strącenia Aziraphala do Piekła?
W demonie obudziła się iskierka nadziei. Już za chwilę miał skończyć poszukiwania na dole. Musiał się zastanowić, co dalej powinien zrobić. Od czego zacząć? Na pewno powinien sprawdzić jeszcze raz jego sklep. Może jego ulubioną kawiarnię? A może ich park? Sam już nie wiedział.Aziraphal nie spodziewał się tego co się właśnie działo. Po prostu spał obok Crowleya, tak jak ostatnimi czasy mieli w zwyczaju, gdy usłyszał wezwanie. W tamtej chwili nawet się nie zastanowił, czy powinien na nie odpowiedzieć. W jego naturze było wykonywać rozkazy Nieba, a przecież skoro ktoś fatygował się na Ziemię, by się z nim zobaczyć, to musiało być coś istotnego.
Nie zastanawiając się zbyt wiele, okrył się szlafrokiem, wsunął na stopy kapcie. Zanim jednak ruszył zerknął na Crowleya. Spał jak zabity. Demonowi nie wiele było trzeba, by oddać się swojej ulubionej czynności. Aziraphal przypomniał sobie jak to Crowley po ich sporze o wodę święconą, poszedł spać na całe stulecie. Można by rzec, iż zapadł w pewnego rodzaju hibernację, tyle że nie pod postacią węża i w swoim łóżku, a nie terrarium.
Aziraphal otrząsnął się ze wspomnień. Wstał w końcu w jakimś konkretnym celu. Ruszył do salonu, z którego jak mniemał, dochodziło wezwanie. Przez ciemność nie widział zbyt dobrze, a nie wpadł na to, by po drodze pozapalać światła.
W koncie pokoju dostrzegł cień, który od razu zmienił pozycję. Jakby się rozszerzył, czy może urósł odrobinkę? Już chwilę później Aziraphal spostrzegł, iż za owe poszerzenie odpowiadają ogromne białe skrzydła rozpostarte tuż za plecami Gabriela.
- Gabriel? - Przywitał się z delikatnym uśmiechem. - Cóż takiego sprowadza cię do mnie o tak późnej porze?
- Czuję tu jakby... zło. - Skrzywił się na twarzy, robiąc krok w kierunku anioła.
- To... - Aziraphal próbował coś naprędce wymyślić. Oczywistym było, że owy zapach pochodził nie od kogo innego jak Crowleya. Dziwnym było jedynie to, że on sam nie czuł nic dziwnego, czy złego od swojego demona. Według niego Crowley pachniał całkowicie normalne, można by rzec, iż nawet smakowicie. Aziraphal wyczuwał cytrusy, lekką nutę alkoholu i coś niesamowicie słodkiego, coś co na samą myśl powodowało u niego chęć skosztowania tego zapachu. Zaiste, Crowley wydawał mu się w gruncie rzeczy... kuszący. - To te książki. - Machnął pobłażliwie ręką. - Pochodzą z różnych źródeł, ale można się przyzwyczaić.
- Nie. - Gabriel pokiwał przecząco głową, podchodząc o jeszcze jeden krok bliżej. - Znam ten zapach. - Stwierdził okrążając powolnym krokiem Aziraphala. - Tak pachnie demon. - Spojrzał mu prosto w oczy, w oczekiwaniu na jego zaprzeczenie.
Aziraphel w oczach Gabriela dostrzegł jakby wyzwanie. Czy jego przełożony czekał aż skłamie? Tak mu się właśnie wydawało. W tej sytuacji nie miał innego wyjścia, jak tylko powiedzieć prawdę.
- Możliwe, że się nie mylisz. - Odparł, głośno przełykając ślinę. To było to czego anioł nie lubił najbardziej. Bezpośrednia konfrontacja.
- Czyli miałem rację. - Stwierdził. - Cóż... rzadko się mylę. - Na jego twarzy wykwitł uśmiech samozadowolenia.
- Najwyraźniej. - Skwitował, coraz bardziej obawiając się, o nadal śpiącego i niczego nie świadomego Crowleya. Sam nie wiedział czego mógł oczekiwać po nieproszonym gościu.
- Czego chcesz? - Zadał to pytanie z większą odwagą niż się sam po sobie spodziewał.
- Doszły mnie słuchy, że ty i ten demon... Crowley. - Z obrzydzeniem wymówił to imię. - Macie się ku sobie. Można by rzec... stanowi to problem zarówno dla nas jak i dla naszej konkurencji.
- Nie wiem jakie plotki o nas słyszałeś, ale zapewniam cię...
- Nie kłam. - Przerwał mu unosząc przy tym rękę. - Nie tylko ty masz swoich ludzi. Kazałem cię obserwować. - Uśmiechnął się przebiegle. - Dostałeś jasny rozkaz, by nie widywać się więcej z tą abominacją, ale postanowiłeś go zignorować.
- Crowley nie jest żadną abominacją! - Zdenerwował się. - To demon, owszem, ale zrobił więcej dobrego niż nie jeden anioł.
- Spokojnie. - Odpowiedział. - Jego sprawą zajmie się osobiście Lord Belzebub. Ty jednak - wskazał na niego palcem - Podlegasz mojej jurysdykcji.
- Nie zrobiłem nic złego. - Powiedział. - Ani ja, ani Crowley.
- Nie będziemy dłużej dyskutować w tym miejscu. Wracasz do Nieba.
- Jak to? - Zdziwił się. - Nie mogę. Pan wyraźnie kazał mi pilnować Ziemi.
- Pan już tu nie rządzi, poza tym mamy coś do omówienia, a takie rzeczy omawia się na górze.
Aziraphal nie chciał odchodzić nie uprzedziwszy najpierw Crowleya, gdzie się wybiera. Z jednej strony wiedział, że to tylko Niebo. Jego dom. Ale z drugiej, nie miał pewności czy Gabriel pozwoli mu wrócić na Ziemię.
Po chwili zastanowienia doszedł do wniosku, że lepiej będzie współpracować z archaniołem. Nie chciał by zawleczono go na górę siłą, a poza tym obawiał się, że jeśli zostanie tu dłużej, to Gabriel domyśli się, że "zły zapach" dochodzi właśnie z jego sypialni. Na to nie mógł pozwolić.
W poddańczym geście skinął głową, zamknął na chwilę oczy, a gdy je otworzył, czuł ciężar skrzydeł znajdujących się na jego plecach.
- Ruszajmy. - Zdecydował Gabriel i poczekał, aż Aziraphal wykona pierwszy ruch.Zapadał zmrok, a Crowley nadal nie wiedział co się stało z jego aniołem. Przeszukał całe Piekło, był w ulubionej kawiarni Aziraphala, szukał go w ich parku, zajrzał nawet do wszystkich księgarni i antykwariatów znajdujących się w Londynie.
Wybijała dwudziesta, gdy zrezygnowany wrócił do miejsca, od którego zaczął. Wszedł do ciasnego holu księgarni nasłuchając odgłosów w pomieszczeniu. Nie słyszał nic oprócz tykania zegara. Przetarł twarz dłonią, ściągając z nosa okulary. Tak mocno ścisnął pięść, że owe zostały zmiażdżone w zaledwie ułamku sekundy.
Crowley nienawidził czuć się bezradny, a w tym momencie tak się czuł. Było tak, jakby ktoś kazał mu grać w jakiejś sztuce, uprzednio nie dając mu scenariusza. Jaką kwestię powinien wypowiedzieć? Czy to był moment, w którym powinien paść na kolana i płakać? Czy może teraz była kolej na scenę pocałunku?
Demon pokręcił głową zmieszany. Musiał coś zrobić, jednak w tym momencie potrzebował chwili skupienia i spokoju. Usiadł na małej kanapie w salonie przyjaciela i schował twarz w dłoniach. Nie wiedział ile czasu tak siedział. Godzinę? Może dłużej. Nie miał pewności. Czuł przygniatający go ciężar jego własnych uczuć, z którymi nie chciał mieć nic wspólnego.
Głęboko westchnął. Ostatni raz tak źle czuł się wtedy, gdy myślał, że Aziraphal spłonął wraz ze swoją księgarnią. Nie dziwnym było, że znowu jego uczucia miały coś wspólnego z blondwłosym aniołem. Zawsze chodziło o niego. Gdy Crowley sobie to uświadomił, poczuł się jeszcze gorzej.
Czy było na tym świecie coś, co pomogłoby mu w tej trudnej sytuacji?
Nie wiedział, czy to odpowiedź kogoś kto chciał mu pomóc, Boga czy samego Szatana, ale gdy tylko zadał w myślach to pytanie, poczuł coś. Coś znajomego. Jakby... Zapach. Świętość i przemożne dobro. Tak odczuwał tylko jedną osobę na tym świecie.
- Aziraphal? - Rzucił w powietrze, powoli odrywając dłonie od twarzy.
Nie mylił się. Jego instynkt go nie zawiódł.
Przed nim, we własnej osobie i co dziwniejsze, w szlafroku stał Aziraphal.
- Gdzieś ty się podziewał?! - Poderwał się z kanapy. - Coś ty sobie myślał, co?! Nawet nie wiesz... Nawet nie wiesz co przychodziło mi do głowy. Te wszystkie potworne myśli... A ty co? Spacerujesz sobie! Nie wiadomo gdzie, nie wiadomo z kim! Co ty sobie myślałeś? - Najeżył się, widząc skruszoną minę anioła. - Nie myśl, że ci to wybaczę. Nie wystarczą te oczy i mina zbitego psa.
- Crowley...
- Jeszcze nie skończyłem! - Przerwał mu, nie pozwalając dojść do słowa. - Cały dzień martwiłem się jak idiota! Po co mnie o czymkolwiek poinformować?! Przecież się domyślę i zacznę...
- Gabriel tu był. - Wtrącił, widząc swoją szansę na wyjaśnienia.
- Co?! - Zdziwił się. - I dlaczego od razu mi nie powiedziałeś?
- Bo nie dałeś mi dojść do głosu.
- Na Szatana! - Crowley zamaszystym krokiem podszedł do anioła, wpił się w jego wargi. Sam nie wiedział, jak bardzo było mu to potrzebne, dopóki tego nie zrobił. Czuł, że w końcu ma wszystko pod kontrolą, że wszystko jest na swoim miejscu.
- Znowu... Nie dajesz... Mi dojść do słowa. - Próbował mówić między pocałunkami, lecz mimo to wcale nie chciał tego przerywać. Jeszcze kilka godzin temu był pewien, że usta Crowleya będą dla niego nieosiągalne po wsze czasy.
- Zabiję drania. - Crowley odsunął się od anioła. - Czego chciał?
- Może usiądziemy? - Zaproponował idąc w stroną kanapy.
- Crowley usiadł tuż obok niego, próbując zinterpretować to co działo się w głowie Aziraphala.
- Mamy problem. - Przełknął ślinę. - I to problem pokroju końca świata... - Chwycił go delikatnie za dłonie. - Grozi nam śmierć. Znowu.To tylko prolog, ale już zapraszam Was na długą opowieść o przygodach Aziraphala i Crowleya. Mam nadzieję, że znajdą się osoby, które kochają ten ship tak bardzo jak ja i znajdą tu coś dla siebie. Miłego czytania! :D

CZYTASZ
Come on, it's time to something biblical // Good Omens
FanfictionAziraphal, anioł wybrany przez samego Boga, by strzec ukochanej Ziemi. I Crowley, demon robiący wszystko, by mu to utrudnić, choć tylko teoretycznie. Już raz pokonali apokalipsę. Teraz Bóg rzuca im kolejne wyzwanie. Znów, ramię w ramię, muszą staną...