Rozdział XIV

747 76 1
                                    

Długo jeszcze masz zamiar się pakować? - Crowley już powoli się niecierpliwił. Siedział na wąskiej kanapie w salonie Aziraphala, nerwowo przeczesując włosy. Demon już nie mógł się doczekać aż on i jego anioł wyjadą z Londynu. Od stuleci nie opuszczał tego miasta, nie licząc oczywiście Tadfield i niedawnego wyskoku do Hiszpanii. Nie wyjeżdżał, bo też nie było takiej potrzeby. Aziraphal był w mieście więc i on raczej wolał się stąd nie ruszać. W prawdzie wiedział, że nie jadą do Egiptu dla zabawy, jednak mimo wszystko, w brew sobie i obecnej sytuacji, cieszył się na te podróż. Zwłaszcza teraz, gdy jego relacja z Aziraphalem była klarowna. Wiedział, że co by się nie stało, to Aziraphal jest tam dla niego, a on dla anioła.
 - Jeszcze tylko momencik. -  Odrzekł rozglądając się dookoła. - Nie do końca jestem pewien czy wszystko spakowałem.
 - A co spakowałeś? - Crowley uniósł brew w oczekiwaniu na odpowiedź.
 - Dwie marynarki, oczywiście oprócz tej, którą mam na sobie. Trochę innych ubrań. Kilka książek. Instrukcję od archanioła Michała. I kilka, no może kilkanaście innych, ale na pewno potrzebnych rzeczy.
 - Daj mi to. - Sięgnął po jego torbę, przewracając oczami. Zgrabnym ruchem wyjął wszystko oprócz książek i instrukcji, i pstryknięciem posłał je z powrotem do szafy.
 - Co ty wyprawiasz, Crowley? - Anioł wydawał się być zbulwersowany. - Te rzeczy są mi potrzebne!
 - Nie sądzę. - Skwitował. - Zdajesz sobie chyba sprawę, że transport wszystkich tych rzeczy bardzo by cie osłabił? Dodatkowo pragnę ci przypomnieć, że nie potrzebujesz marynarek. Jedziemy do Egiptu!
 - Ale czy to oznacza, że nie mogę wyglądać dobrze?
 - Nie. To oznacza, że jeśli zapragniesz wyglądać dobrze, to pstrykniesz palcami i zmienisz swój wygląd.
 - Ale...
 - Nie ma żadnego ale. - Demon tracił cierpliwość. - Bierz torbę, złap mnie za rękę i lecimy.  - Wyciągnął do niego dłoń i patrzył spode łba.
 - Dobrze już dobrze. - Chwycił mocno jego dłoń. - Więc ruszajmy.
 - Do Egiptu. - Wyszczerzył się i już ich nie było.

 - Crowley! - Aziraphal nic nie widział. Gdy się transportowali, przez przypadek, puścił chłodną dłoń demona, więc gdy wylądowali Aziraphal stracił równowagę upadając prosto w rozgrzany piasek. Pole widzenia ograniczała mu także uciążliwa burza piaskowa, w której centrum się znajdował.
 - Crowley! Gdzie jesteś?! - Zawołał znowu, mrużąc oczy i osłaniając twarz rękawem marynarki.
Próbował rozglądając się dookoła, ale jedyne co był w stanie dostrzec, to wydmy i piasek krążący wokół niego.
Już miał wpaść w panikę, gdy poczuł łaskotanie w lewą nogę. Zwrócił swój wzrok w dół, gdzie dostrzegł sylwetkę węża. Zaskakująco dobrze radzącego sobie pośród wszechobecnego piasku.
Wąż szybko zmienił się z powrotem w postać ludzką. Demon stał na przeciwko niego, osłaniając go przed wiatrem.
 - Mocno mnie obejmij! - Usłyszał poprzez wiatr.
Aziraphal zarzucił ręce na szyję Crowleya, a twarz schował w zagłębieniu jego ramienia. Minął momencik i znajdowali się już poza zasięgiem burzy piaskowej.
 - Możesz już mnie puścić. - Usłyszał głos tuż przy swoim uchu.
 - Oczywiście. - Anioł odsunął się odrobinę i rozejrzał wokół siebie. W oddali nadal widać było burzę, ale zmierzała w kompletnie innym kierunku, niż znajdowali się oni w tym momencie.
 - To się nazywa wejście. - Crowley zażartował . - Gdzie jesteśmy?
 - Na pustyni.
 - Ewidentnie. - Przewrócił oczami. - Ale jak daleko od Kairu?
 - Nie wiem, ale przypuszczam, że co najmniej kilkanaście kilometrów.
 - I nie możemy się tam po prostu przenieść. - Skwitował zrezygnowany.
 - Nie, nie możemy. Nie chcemy wpaść w kolejną burzę. - Dopowiedział. - Ruszajmy. - Skierował się na zachód, a Aziraphal ruszał za nim.
Już po kilku pierwszych krokach Aziraphal odczuł, co to znaczy znajdować się na pustyni okutanym od szyi po stopy. Muszka upijała go w szyję, do mokasynów wpadał gorący piasek, a bawełniana koszula była całkowicie mokra.
Crowley szedł z nadąsaną miną. Czarne ubrania w słoneczny dzień były prawie nie do wytrzymania. Nie wyobrażał sobie jak ma przetrwać teraz, gdy znajdował się na pustyni w pełnym słońcu. Jego ciasne, skórzane spodnie wcale nie polepszały jego sytuacji. Jednym co faktycznie nadawało się na pustynię, były ciemne okulary, które miał na nosie. Demon ukradkiem zerknął na anioła. Doskonale widział, że i on nie czuje się zbyt komfortowo w swoim ubraniu.
Mimo wszystko nie zamierzał nic mówić, dopóki anioł sam nie przyzna, że wypadałoby się przebrać. On był twardy. Da radę.
Przeszli kolejny kilometr, gdy w końcu odezwał się anioł.
 - Stop! - Krzyknął, zrzucając z siebie marynarkę.- Nie dam rady.
 - Już myślałem, że nigdy tego nie powiesz. - Sapnął. - Trzeba zmienić stroje. Przystosować się jakoś.
 - Masz rację. - Aziraphal zamknął oczy, by się skupić, a gdy je otworzył, był już ubrany w coś lżejszego. Nadal pozostał przy kolorze białym. Zdecydował się na bawełniane, krótkie do kolan spodnie i zakryte wygodne buty. Koszulę zastąpił białym, szerokim T-shirtem, a na jego głowie, znalazł miejsce jasny kapelusz.
 - I jak wyglądam? - Uśmiechnął się do demona.
 - Inaczej. - Odparł i sam zamknął oczy. Już po chwili na jego nogach znalazły się wygodne buty i czarne spodnie na gumce, rozwiewane choćby lekkimi podmuchami wiatru. Na piersi znajdowała się biała koszula, której wiązanie z przodu wisiało luźno, tak że jej poły łomotały na bokach.
Aziraphal musiał przyznać, że Crowley wyglądał naprawdę dobrze w bieli. To było coś czego anioł jeszcze nigdy nie widział. Dodatkowo Crowley postanowił nie wiązać koszuli, więc Aziraphal nie mógł przestać się patrzeć na jego mięśnie brzucha.
Anioł przełknął ślinę i odwrócił się w kierunku, w którym zmierzali. Gdy patrzył na demona robiło mu się jeszcze bardziej gorąco, a to było niezbyt pożądane na środku pustyni.
Ruszyli w dalszą drogę. Teraz szło im się o wiele lepiej, mimo to, nadal pokonywanie niektórych wydm nie było najmocniejszą stroną Aziraphala. Kilka razy się potknął, a gdy jego noga zsunęła się, jedyną rzeczą, której mógł się chwycić, był Crowley. Demon przyciągnął go do siebie z szybkością węża, jednak anioł nadal nie mógł złapać przyczepności. Całym ciałem oparł się na demonie i nawet nie wiedział kiedy zaczęli turlać się w dół wydmy.
Zatrzymali się dopiero na samym dole. Aziraphal wylądował na Crowleyu.
 - Przepraszam, kochany! Naprawdę przepraszam. - Zarumienił się mocno.
 - Nic się nie stało. - Crowley odsapnął. Gdy spadali gdzieś musiały zapodziać się jego okulary, bo teraz anioł mógł dokładnie oglądać jego oczy.
 - Jestem naprawdę niezdarny. - Mówił dalej. - Mogłem nas zabić, albo zrobić ci krzywdę. Nie myślałem, że... - Crowley przewrócił oczami i przyciągnął go do pocałunku. Z doświadczenia wiedział, że to najlepszy sposób na uciszenie paplaniny Aziraphala.
Anioł westchnął w jego usta, gdy ten zamienił ich pozycjami. Teraz Crowley znajdował się na górze i panował nad sytuacją.
 - Powinieneś założyć okulary. - Crowley zerknął na jego oczy, gdy oderwał się od ust.
 - Tak. Chyba masz rację. - Aziraphal pstryknął palcami, a w jego dłoni pojawiły się dwie pary. Czarne, okrągłe dla demona i białe z ciemnymi szkłami dla niego. Nasunął im okulary na nosy, a Crowley pomógł mu wstać.
 - Masz piasek we włosach. - Demon przeczesał blond czuprynę. - I już. - Westchnął. - Powinniśmy iść dalej. - Anioł skinął głową.
Aziraphal i Crowley wędrowali przez kolejną godzinę. Dopiero po tym czasie w oddali dostrzegli pierwsze budynki i zarys miasta.
 - Już prawie, aniele! - Demon krzyknął podekscytowany. - Jeszcze tylko odrobinkę. - Crowley przyspieszył kroku, ciągnąc anioła za sobą.
Gdy tylko przekroczyli granice miasta uderzył w nich ogrom ludzi. Nie tylko miejscowych, ale również turystów. Dookoła nich znajdowały się stargany pełne owoców i kolorowych przypraw. Z każdej strony otaczał ich przepych różnorodnych straganów z pamiątkami, ubraniami i kolorową biżuterią.
Aziraphal nie mógł oderwać oczu od tego co widział. Ostatni raz, gdy był w Kairze nie było tak beztrosko i kolorowo. Był tylko piasek, miejscowa ludność i zwierzęta.
Crowley nie do końca był zadowolony z tego co widział. Zastanawiał się jak mają odnaleźć tego, którego szukali w takim tłumie. Już i tak ich zadanie nie należało do najłatwiejszych. Ponadto, mimo że był demonem, to ta podróż go wykończyła. Jedyne na co miał teraz ochotę to sen. Aziraphal jakby czytając mu w myślach, zapytał.
 - Myślisz, że powinniśmy znaleźć jakieś miejsce do przenocowania? - Demon skinął głową.
Zaczęli rozglądać się za czymś odpowiednim. Żaden z nich nie chciał znaleźć się w wielkim hotelu z kortem tenisowym, czy basenami. Szukali raczej jakiegoś cichego, ustronnego miejsca na obrzeżach.
Wędrowali naprawdę sporo czasu zanim znaleźli coś odpowiedniego. Stanęli przed białym piętrowym domkiem na skraju miasta. Przy wejściu wisiała tabliczka, informująca o wolnych pokojach, więc bez zastanowienia przekroczyli jego próg.
Wewnątrz zastała ich przyjemna atmosfera. Ściany były białe, a na przeciwko wejścia ustawiony był drewniany kontuar, za którym stał mężczyzna w typowo egipskim stroju. Na ich widok uśmiechnął się szeroko i gestem ręki zaprosił, by do niego podeszli.
Inicjatywę przejął Aziraphal. Odwzajemnił uśmiech mężczyzny i podszedł do kontuaru.
 - Witaj. - Znowu się uśmiechnął. -  Chcielibyśmy wynająć pokój. - Egipcjanin chyba nie bardzo rozumiał co anioł do niego powiedział, dlatego Aziraphal powtórzył, tym razem bardzo wyraźnie.
 - Chcemy. Wynająć. Pokój. - Jednak i tym razem nie udało mu się porozumieć z  właścicielem. Anioł przez moment zaczął się zastanawiać cóż innego owy mężczyzna miał do zaoferowania, skoro od razy nie zorientował się o co im chodzi.
Miejsce anioła przy kontuarze zajął Crowley. Demon postanowił zdać się na gestykulację. Wskazał na siebie i na Aziraphala, później złożył dłonie udając, że kładzie na nich głowę. Tym razem mężczyzna wydawał się rozumieć o co im chodzi. Chwycił za kluczyk i kazał podążać za sobą. Weszli po drewnianych, wąskich schodach na pierwsze piętro. Egipcjanin otworzył drzwi i wpuścił ich do środka. Dodał od siebie coś jeszcze w swoim języku i zniknął.
Odstawili swoje torby w progu i od razu rozejrzeli się po pomieszczeniu, w którym się znaleźli.
Pokój był naprawdę przestronny. Zajmował prawie całą powierzchnię pietra. Było jasno, przejrzyście i wyglądało przytulnie.
Przypominał raczej apartament małżeński, niż pokój wypoczynkowy dla turystów.
W centralnej części pokoju znajdowało się wielkie łóżkuo. Jeszcze większe niż to, które było w mieszkaniu Crowleya. Różniło się też tym, że posiadało biały baldachim wraz z zasłonkami z każdej strony, zapewne mające chronić przed owadami, jednak dla większości prawdopodobnie stanowiły one bardzo uroczą i romantyczną scenerię.
Aziraphal od razu skierował się do dwuskrzydłowych drzwi, które prowadziły na całkiem sporych rozmiarów taras. Z tej wysokości było widać doskonale okoliczne domki, palmy i odległą pustynię.
Odwrócił się, gdy usłyszał plaśnięcie. To Crowley, tak jak stał, rzucił się na łóżko.
Aziraphal pstryknięciem palców przebrał ich w coś luźnego i wygodnego.
 - Dzięki, aniele. - Westchnął i przewrócił się na plecy. - Mam ochotę iść spać.
- Idź. Ja się czymś zajmę.
Demon zakopał się na powrót w poduszkach, a Aziraphal wyszedł na taras. Znajdowały się na nim dwa leżaki zaraz obok szklanego stolika. Anioł usadowił się na jednym z nich i spoglądał na otaczający go krajobraz. Za moment miał zacząć się zachód słońca, ulubiona pora dnia Aziraphala. Dlatego nie spuszczał oczu z lini horyzontu.
Ten dzień był naprawdę męczący, jednak wiedział, że kolejne dni wcale nie będą lżejsze. Nie przyjechali tu na wakacje, choć anioł jeszcze nie do końca się z tym pogodził. Naprawdę bardzo chciał, by to wszystko potoczyło się inaczej. Jedynym co go pocieszało, była obecność Crowleya.

Come on, it's time to something biblical // Good OmensOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz