Rozdział V

1.1K 110 4
                                    

Aziraphal obudził się na kanapie. Był sam, a mógł przysięgnąć, że wydarzenia z poprzedniej nocy były prawdziwe. Teraz już sam nie był pewny. Czuł na sobie zapach Crowleya, widział kubek po herbacie, nadal stojący na stoliku, ale czy to na pewno się wydarzyło?
Dotknął swoich ust i uśmiechnął się delikatnie na samo wspomnienie wczorajszych pocałunków. To było naprawdę niesamowite. Jak muskanie ognia, ale takiego, który nie może cię spalić. Jak chodzenie po wodzie, ale tak, że nie można utonąć.
Po całym tygodniu niepowodzeń, ten zapowiadał się naprawdę cudownie.
Aziraphal w dobrym humorze wypił poranną herbatę, ubrał się elegancko i otworzył sklep. Przez calutki dzień tryskał humorem. Klienci tego dnia byli niezwykle mili i uprzejmi. Nikt nie miał do niego o nic pretensji, nikt też nie odważył się zepsuć mu humoru. Podświadomie wiedział, że już za kilka krótkich godzin, ponownie zobaczy Crowleya. W prawdzie nie umawiali się na nic konkretnego, ale anioł przeczuwał, że gdy tylko zajdzie słońce, na jego progu pojawi się demon.
Już wiele razy miał okazję obserwować ludzi w stanie zakochania, lecz nigdy do tej pory, nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo odwzajemniona miłość uskrzydla. W prawdzie miał swoje prywatne skrzydła od dawien dawna i choć latanie przy ich pomocy było jedną z lepszych atrakcji w życiu, nic nie mogło się równać z tym co czuł teraz.
Każdy jego krok, oddech czy choćby mrugnięcie, nasycone było nową energią. Jakby dostał dodatkową moc, która ulepszała wszystkie jego zdolności i zmieniała je w coś co sprawiało mu przyjemność w każdej pojedynczej sekundzie.
Anioł był ciekawy jak odczuwa to Crowley. Czy jest mu lżej? Czy oddycha mu się lepiej? Czy może dopiero dotarło do niego co zrobił i uznał to za błąd?
Gdy tylko ta myśl zawitała w jego głowie nie mógł się jej pozbyć. Stało się tak, jakby połowa jego dotychczasowego szczęścia została przygnieciona przez obawę. Jego uśmiech odrobinę zbladł, oddech nie był już taki równy, a dłonie drżały.
Teraz już wiedział. Wiedział co ludzie musieli czuć, gdy choć pomyśleli o stracie ukochanej osoby.
Był głupcem, że nie dostrzegł tego wcześniej. Cały dzień był w skowronkach, ale w ogóle nie zastanowił się nad tym, czy aby na pewno Crowley zamierzał utrzymać swoje stanowisko z wczoraj. W nocy demon był roztrzęsiony, zmęczony i nie wiedział co się z nim dzieje, do tego na pewno był pod wpływem alkoholu.
Dopiero teraz Aziraphal zaczął się zastanawiać, czy to co jego przyjaciel mówił, mówił świadomie i z pewnością.
Aż do samego wieczoru obawy nie opuszczały anioła choćby na minutę. Zdecydował wcześniej zamknąć sklep, gdyż w takim stanie emocjonalnym nie potrafił skupić się na pracy. Nie pocieszyło go nawet gorące kakao, które zrobił, gdy tylko wszedł do mieszkania.
Na zewnątrz robiło się już coraz ciemniej, słońce powoli chowało się za horyzontem, a Aziraphal coraz bardziej się trząsł.
W swoim anielskim sercu, zaczął czuć również wdzięczność. Wdzięczność za to, że choć przez chwilę mógł poczuć się dogłębnie szczęśliwy. Był wdzięczny, że aż dwa razy dane mu  było posmakować ust, które od tylu stuleci przemawiały do niego. I nawet jeśli dziś wszystko miało się skończyć tak nagle jak się zaczęło, Aziraphal był pewny, że nigdy nie będzie potrafił żałować tych kilku chwil, w których naprawdę był szczęśliwy.
Po pewnym czasie, gdy mrok zawitał już w pełni, Aziraphal stracił nadzieję. Zrezygnowany przebrał się w najwygodniejszą z piżam i sięgnął po butelkę czerwonego wina. Rzadko pił alkohol w samotności, lecz tym razem uznał, że właściwie nic się nie stanie jeśli uszczupli odrobinę swoje zapasy.
Usiadł na kanapie i upił spory łyk, a później kolejny i kolejny. Gdy nalewał drugą lampkę usłyszał ciche pukanie. Potrząsnął głową, by upewnić się, że to nie była jedynie jego wyobraźnia czy pobożne życzenie. Jednak dźwięk rozszedł się ponownie. Anioł odstawił kieliszek na stolik i podbiegł do drzwi, od razu ciągnąc za klamkę.
 - Witaj, aniele. - Crowley uśmiechnął się odsłaniając zęby i przekroczył próg. - Wybacz to spóźnienie, ale Piekło nie chciało czekać. - Zbliżył się do Aziraphala i musnął jego usta. Anioł nie był pewny. Nadal nie zdążył się otrząsnąć ze swoich wcześniejszych obaw. Na razie tylko stał z szeroko rozwartymi oczami.
 - Wyobraź sobie, że niczego się nie domyślają. Nie wiedzą o nas. - Crowley chwycił anioła za dłoń i pociągnął do salonu. - O! Pijesz? Sam? - Zdziwił się. - Co ci jest? - Uśmiech zszedł z jego twarzy. Zdjął okulary i zmrużył oczy. Z jego aniołem coś było nie w porządku. Aziraphal miał na twarzy słaby uśmiech, ale to nie zmyliło Crowleya.
 - Aniele. - Stanął na przeciwko niego i odrobinę się pochylił. - Co się stało?
 - Och Crowley! - Anioł zamknął oczy i wtulił się w demona. Crowley objął go delikatnie. Wdychał jego cudowny, anielski zapach. Gdy trzymał go w ramionach czuł się w końcu we właściwym miejscu.
Aziraphal powoli się rozluźniał. Wcześniejsze obawy na powrót zastępowało szczęście.
 - Nic. Naprawdę nic. - Westchnął. - Po prostu ja... Nie byłem pewien czy znów się zobaczymy. Myślałem, że po tym co się wydarzyło... Nie będziesz chciał.
 - Nie gadaj bzdur, Aziraphal. - Palcami przeczesał blond czuprynę. - Wszystko co wczoraj powiedziałem, czy zrobiłem, było prawdziwe. Chciałem tego i nadal chcę. - Odsunął się na niewielką odległość, by spojrzeć Aziraphalowi w oczy. - Naprawdę.
 - Wiem. - Pokiwał głową, uśmiechając się uroczo. Ten uśmiech topił serce Crowleya. - Po prostu nie byłem do końca pewny. Dzięki tobie... Dzięki tobie, prawie cały dzień czułem się szczęśliwy... Ale później przyszły te myśli...
 - Nie myśl już o tym. - Szepnął. - Teraz tu jestem.
Aziraphal wyjął drugi kieliszek i podał Crowleyowi. Demon rozsiadł się wygodnie i obserwował Aziraphala.
 - Jak ci minął dzień? - Zapytał, gdy Aziraphal dołączył do niego na kanapie. Dopiero teraz zorientował się, że jego anioł ubrany jest w piżamę i to tę w stylu flaneli, a nie koronki. Do tej pory Crowley miał okazję podziwiać ludzi w swoim towarzystwie ubranych w kaszmirowe, koronkowe czy satynowe piżamy. Aziraphal jednak nie był człowiekiem. A Crowley tym razem ne był w sytuacji, w której chciał zaspokoić ciało, lecz duszę. Tak. demon wierzył, że ma duszę. Jak mógłby nie mieć, skoro czuł właśnie to co czuł oraz wiedział, że kiedyś był aniołem?
 - Całkiem dobrze. - Uśmiechnął się i upił łyk wina. - Sprzedałem kilka książek, a klienci byli naprawdę sympatyczni. A tobie?
 - Byłem na dole. Jak możesz się domyślać nie było tam zbyt... sympatycznie, ale można się przyzwyczaić. - Machnął ręką. - Wypytywali o moje osiągnięcia. To było zwykłe spotkanie i jak mówiłem, wcześniej, niczego nie podejrzewają.
 - To chyba dobrze... - Uśmiechnął się, jednak uśmiech ten nie sięgnął jego oczu.
 - To bardzo dobrze, aniele! Jeśli Piekło nic nie podejrzewa, to i Niebo o niczym nie wie. - Wyszczerzył się. - To znaczy, że nasz plan działa.
 - Tak, najwyraźniej. - Spuścił wzrok i dopił wino, gdy sięgał po butelkę, by dolać sobie, jego dłoń nakryła dłoń Crowleya.
 - Pozwól mi. - Anioł odsunął dłoń i skinął głową. Crowley nalał wina do kieliszka i podał go Aziraphalowi muskając przy tym jego palce. Crowley nie musiał długo czekać na reakcję. Policzki anioła zarumieniły się delikatnie, a on sam spuścił wzrok.
Crowley miał niezwykły dar kuszenia. Jeszcze nie poznał ani jednej osoby, która była w stanie mu się oprzeć. Czasami nawet nie robił tego specjalnie, lecz teraz... Teraz chciał sprawdzić jak działa na Aziraphala. W prawdzie nie raz widział już na twarzy anioła te czerwone plamki, ale nigdy nie doprowadził do nich z premedytacją.
Demon dwoma palcami uniósł podbródek Aziraphala i spojrzał mu w oczy. Przygryzł wargę i przechylił głowę.
 - Aziraphal? - Wyszeptał.
 - Tak? - Anioł również odpowiedział szeptem.
 - Czym się znowu martwisz? Hm?
 - Ja... - Zaczął, ale przerwał nie mogąc skupić swoich myśli. - Martwię się, że to się wyda. Że to, co jest między nami... Że stracimy to. - Crowley przewrócił oczami.
 - Mówiłem przecież, że nikt niczego się nie domyśla, a jeśli nawet, to przecież razem damy sobie radę. - Wyjął z dłoni anioła kieliszek i ostrożnie odłożył go na stolik. - Pokonaliśmy razem apokalipsę! Teraz już ze wszystkim damy radę.
 - Masz rację. - Uśmiechnął się. Gdy tylko jego wargi trochę się rozchyliły, od razu poczuł na nich usta Crowleya. Tym razem Crowley nie miał zamiaru się powstrzymywać, czy w jakiś sposób hamować. Miał naprawdę zły dzień. Nie chciał tym martwić Aziraphala, ale dziś, gdy odwiedził Piekło, tak jakby wysnuło ono wobec niego pewne groźby, jednak Crowley nie zamierzał się nimi przejmować. Nie chciał dać im się zastraszyć. Znał ich styl działania i wiedział, że i tak nie mogą mu nic zrobić.
W tej chwili chciał się skupić na Aziraphalu. Cały dzień marzył o tych ustach. Były wyjątkowo miękkie i chętne. Crowley końcem języka musnął wargi anioła, a gdy ten ochoczo je rozchylił, demon wtargnął w niego. Dopiero teraz Crowley prawdziwie posmakował swojego anioła. Smakował winem, które najwyraźniej usunęło jego powściągliwość. Dziś anioł przestał się powstrzymywać. Jego język dotrzymywał tempa, a dłonie błądziły po ciele Crowleya.
Nie tego demon się po nim spodziewał. Zawsze uważał go za świętoszkowatego, nieśmiałego i nie zdolnego do takich wyczynów. Crowley wplótł palce we włosy anioła i napierając na niego delikatnie, położył go na kanapie, samemu umiejscawiając się nad nim. Ich pocałunki przeszły w leniwe tempo. Crowley opuścił usta Aziraphala, dając mi chwilę wytchnienia i tym czasem przeniósł się na jego zarumienione policzki, a z nich na szyję. Odpiął jeden guzik piżamy, by móc swobodnie gładzić ustami fakturę jego skóry.
 - Och Crowley. - Wyszeptał, gdy powoli odzyskiwał oddech.
 - Tak? - Oparł się na przedramionach i zajrzał w jego twarz. To co zobaczył ukuło go w serce. To był jeden z piękniejszych widoków. Aziraphal leżał pod nim zarumieniony, z włosami okalającymi jego twarz i z delikatnie rozchylonymi ustami. Naprawdę piękny widok.
 - Nie wiem, czy... - Zawahał się nie kończąc zdania.
 - Nie martw się. - Crowley domyślił się o co chodzi. - Nie mam zamiaru robić nic czego byś nie chciał.
 - Dziękuję. - Podniósł się odrobinkę i musnął usta Crowleya. - Nie jesteś zmęczony? Bo ja padam z nóg.
 - Przesuń się. - Demon ułożył się w wolnym miejscu z brzegu kanapy, opierając głowę na zagłówku, a Aziraphal ułożył się na jego piersi.
Już po chwili demon słyszał równomierny oddech. Aziraphal we śnie przesunął się trochę, a rękę przerzucił przez jego talię.
Crowley poczuł niewypowiedziany spokój. Przymknął oczy i rozkoszował się ta chwilą. Nie wiedzieć czemu miał wrażenie, że nie potrwa ona długo.

Come on, it's time to something biblical // Good OmensOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz