Rozdział XIX

694 74 0
                                    

Następny dzień zaczął się naprawdę wspaniale. Crowley w końcu się wsypał. Gdy otworzył oczy pierwszym co zobaczył, była twarz Aziraphala. Anioł spał spokojnie wtulony w jego bok.
Crowley przeczesał jego blond włosy. Sam nie wiedział kiedy zrobił się taki słaby. Kiedyś w ogóle nie wzruszały go sceny jak te. Gdy czegoś pragnął po prostu to zdobywał. Kłamał, zwodził i oszukiwał byle tylko osiągnąć cel. Jednak od czasów apokalipsy Crowley zmienił się. Właściwie ta zmiana zaczęła się już dużo wcześniej, jednak przypieczętował ją dopiero jego anioł. Aziraphal sprawił, że w końcu zaakceptował w sobie tę część, która była dobra.
Aziraphal od zawsze próbował go przekonać, że gdzieś głęboko w środku, tli się w nim odrobina dobra. Dopiero teraz w pełni pogodził się z tym, co jego anioł wiedział od dawna. Dlatego teraz czuł się ze sobą bardziej komfortowo. Choć wcześniej pasowało mu to jaki był, teraz w końcu czuł się kompletny.
Demon nachylił się nad twarzą Aziraphala i delikatnie musnął jego usta. Gdy to go nie obudziło, uznał, że nie zaszkodzi postarać się bardziej. Czubkiem języka przesunął po szyi, zatrzymując się przy płatku ucha, które delikatnie przygryzł.
 - Czy ty mnie właśnie ośliniłeś? - Zapytał sennie, z półprzymkniętymi oczami
 - Zgadza się. - Odparł zaczepnie. Sunął dłońmi po torsie anioła. Chwycił go za biodra i przewrócił na plecy. Zawisł nad nim, ale ten nadal nie otworzył oczu. Demon wsunął szczupłe dłonie pod jego koszulę i opuszkami palców rysował znaki na jego żebrach. Anioł zachichotał. Crowley wrócił nad jego twarz i swoim nosem musnął ten jego.
 - Otwórz oczy. - Poprosił uwodzicielskim szeptem.
 - Chyba... Nie. - Odparł zaczepnie i jeszcze mocniej zacisnął powieki.
Demon przygryzł wargę. Lubił się z nim droczyć.
Skutecznie, jeden po drugim, odpinał guziki jego piżamy. Gdy dotarł do ciała anioła, przejechał paznokciem wzdłuż jego brzucha.
Aziraphal zadrżał, jednak wciąż nie otworzył oczu. Crowley musiał sięgnąć po swoją broń ostateczną. Czubkiem języka naparł na jego wargi, a gdy usta się rozchyliły, wtargnął w niego. Językiem utorował sobie drogę do jego wnętrza. Język Aziraphala ochoczo się z nim spotkał. Gdyby ktoś rok temu powiedziałby mu, że będzie smakował tych niebiańskich ust, wyśmiałby go. Kiedyś sądził, że Aziraphal nigdy by się nie odważył na coś takiego. Nie z nim, ani z nikim innym.
Tymczasem on przyciągnął go jeszcze bliżej i wplótł palce w jego włosy.
 - Mmm... - Wymruczał w jego usta Crowley. To był naprawdę dobry poranek, jednak demon uznał, że może uczynić go jeszcze lepszym. Oderwał się na chwilę od ust anioła.
 - Otwórz oczy. - Tym razem Aziraphal go posłuchał. Otworzył niebieskie oczy i spojrzał w te żółte.
Crowley odchylił się do tyłu i zdjął koszulkę. Odrzucił ją gdzieś za siebie. Anioł uniósł dłonie i położył je na torsie demona. Ten widok był naprawdę wspaniały i bardo pobudzający. Aziraphal usiadł, by móc dotknąć ustami tego kuszącego ciała.
Obcałowywał jego nagą klatkę piersiową, unoszącą się przy każdym oddechu. Demon odchylił głowę do tyłu i przymknął oczy. Tylko dotyk anioła wzbudzał w nim takie emocje.
 - Jesteś... - Szepnął Aziraphal.
 - Jaki jestem?
 - Jesteś naprawdę piękny. - Wyszeptał.
 - Wiem. - Uśmiechnął się lubieżnie i znów złączył ich usta.
Leżeli tak, ciesząc się sobą przez połowę dnia. Nie zaprzątali sobie głowy obecnością innych w wiosce. Starali się zbyt dużo nie myśleć. Rozmawiali ze sobą, całowali się i po prostu starali się być szczęśliwi. Choć przez ten jeden dzień.
 - Jak myślisz, co byśmy teraz robili, gdybyśmy byli w Londynie?
 - Nie wiem. - Odparł Crowley leżąc z głową na kolanach Aziraphala. - Prawdopodobnie bylibyśmy u ciebie. Czytałbyś książkę. Moglibyśmy też spacerować po parku albo jeść późną kolację w Ritz.
 - Możliwe. - Przyznał anioł, bawiąc się włosami Crowleya. - Albo moglibyśmy być u ciebie i oglądać coś na twoim płaskim telewizorze.
 - Tak, ale tu też jest dobrze. - Demon zerknął na niego.
Zamilkli. Przed otwarte poły namiotu docierał do nich delikatny wiatr i odgłosy toczącego się w wiosce życia. Słońce chyliło się ku zachodowi.
 - Zostało nam naprawdę mało czasu. -  Wyszeptał anioł, spinając się.
 - Jeden dzień. - Dodał demon, również ze ściśniętym gardłem.
 - Powinniśmy powiedzieć Mastadonowi, że tu nie zostaniemy na stałe.
 - Chyba masz rację. - Westchnął i podniósł się leniwie. - Wstawaj. - Wyciągnął do niego rękę.
Doprowadzili się do porządku. Po całym dniu w łóżku wyglądali co najmniej nieświeżo.
Rozmowa z Mastadonem była dość krótka. Gdy przedstawili mu swoją decyzję, demon wydawał się być szczerze zawiedziony. Najwyraźniej miał nadzieję, że zostaną z nim tutaj i nie zdecydują się na śmierć. Tymczasem oni postanowili odejść. Ich termin kończył się za jeden dzień i nie było już nic co mogłoby im pomóc. To jednak wcale nie oznaczało, że mieli zamiar się poddać. Mieli dzień na przeanalizowanie swojej sytuacji i opracowanie skutecznego planu.
Tym razem nie spali całą noc. Siedzieli i dyskutowali. W pewnym momencie dołączył do nich Albion, a jeszcze po nim, Jesod. Oboje chcieli by im się udało.
Razem z nimi, ramię w ramię, próbowali wymyślić jak pomóc im przeżyć przyszłe spotkanie z Gabrielem.
Najbardziej zdziwiła ich obecność Jesod. Anielica do tej pory nie odzywała się zbyt dużo w ich obecności. Wydawało się, jakby bezsprzecznie podzielała zdanie Mastadona.
Usiadła obok nich na posłaniu z poduszek i spojrzała na Crowleya, później przeniosła swoje spojrzenie na Aziraphala.
 - Słyszeliście co postanowił Mastadon. - Odezwała się. - Rozumiem dlaczego nie chce narażać wioski i mnie, jednak myślę, że już zbyt długo Gabrielowi i pozostałym wszystko uchodziło na sucho. Mastadon nie może podejmować decyzji za mnie. Ja chcę wam pomóc.
 - Ale... - Aziraphal nic nie rozumiał.  - Przecież nie możesz mu tego zrobić.
 - Jestem aniołem. - Wzruszyła ramionami. - Już dawno powinnam zająć się tym, co do mnie należy. Jestem tu po to, by czynić dobro, a to co zamierzam zrobić jest dobre. - Uśmiechnęła się słabo. - Gdy nadejdzie czas, pójdę z wami i dam świadectwo. Pod warunkiem, że Mastadon się o niczym nie dowie.
 - Nie dowie się. - Przyrzekł Aziraphal. - Obiecuję i dziękuję. To wiele dla nas znaczy.
 - Mastadon wspominał, że Lilith zdradziła wam naszą lokalizację. - Wtrącił się Albion. - Myślicie, że lubi was na tyle, by wstawić się za wami, gdy przyjdzie pora?
 - Ma do nas słabość, ale to zamierzchłe czasy. Nie wiem, czy to prawdziwe uczucie, czy tylko efekt nudów. - Rzekł Crowley.
 - Jednak jeśli faktycznie jest szansa, by zdobyć jej przychylność, to powinniście spróbować.
 - Zejście do Piekła i przemknięcie się do Lilith zajmie cały dzień, a jeśli ktoś się pojawi... Mogę nie wrócić na czas.
 - Ale czy nie warto spróbować? Lilith jest potężnym demonem, jeśli będzie po waszej stronie zdobędziecie przewagę nad Gabrielem.
 - Warto podjąć to ryzyko. - Podjął decyzję Crowley.
 - Powinniśmy wyruszać jak najszybciej. - Zwrócił się do niego Albion.
 - My? - Crowley uniósł brew.
 - Chcę się na coś przydać. - Albion wzruszył ramionami. - Pójdę z tobą. Może ci się przydać pomocna dłoń. - Uśmiechnął się zawadiacko.
 - Tak więc, ustalone. Spotkamy się na skraju wioski za pół godziny.
 - Tam się widzimy. - Przytaknął i wyszedł z namiotu, a wraz z nim Jesod.
Crowley również chciał wstać, ale Aziraphal szybko złapał go za dłoń i przyciągnął do siebie. Demon spojrzał na niego zmartwiony.
 - Musisz uważać na siebie. I wrócić do mnie w jednym kawałku. - Chwycił jego dłoń. - Nie poradzę sobie bez ciebie.
 - Wrócę. - Wziął jego twarz w dłonie. - Zawsze wracam. - Uśmiechnął się szeroko. - Zanim się obejrzysz, będę przy tobie. - Nachylił się nad nim i musnął jego usta. - Poradzisz sobie beze mnie przez chwilę.
 - Chyba tak. - Przyciągnął go do jeszcze jednego pocałunku. - Powinieneś już iść. Zanim dojdzie do tego, że cię nie puszczę.
Crowley wstał i ruszył do wyjścia. Odwrócił się jeszcze przez ramię i rzucił.
 - Wrócę. Czekaj tu na mnie. - I wyszedł.
Aziraphal opadł na poduszki. Miał nadzieję, że to nie skończy się źle.

Come on, it's time to something biblical // Good OmensOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz