Rozdział XIII

747 81 2
                                    

Aziraphal zastanawiał się jak ma znaleźć anioła strzegącego Ziemi. Gdzie ktoś taki mógłby się znajdować?
Anioł nie mógł się skoncentrować. Strasznie martwił się o Crowleya. Wiedział, że Piekło nie jest w tej chwili zbyt przyjazne dla demona jego pokroju. Dodatkowo, Aziraphal naprawdę nie wiedział co powinien zrobić. Przeczytał już naprawdę wiele książek i w żadnej z nich nie było ani jednej wzmianki o aniele, którego szukał. Ani o jego zadaniu, ani o miejscu pobytu. Aziraphal nie znalazł nawet jego imienia. Wiedział, że musiał zdobyć informacje zanim wróci Crowley. Anioł był pewny, że demonowi uda się dotrzeć do informacji im potrzebnych, dlatego sam nie chciał zawieść. Problem polegał jednak na tym, że powoli kończyły mu się opcje. Przejrzał już wszystkie dostępne mu książki. Wertował nawet swą pamięć w celu przeszukania wspomnień. Przecież mógł już kiedyś coś słyszeć na temat anioła, który strzeże Ziemię, prawda? Powinien o tym słyszeć.
A jeśli nie miał do tej pory takiej szansy, to czy był ktoś kto wiedział coś na jego temat? Równocześnie ktoś taki, który byłby skłonny udzielić mu odpowiedzi?
Aziraphal musiał zastanowić się kto jeszcze stoi po jego stronie na tyle, by chcieć mu pomóc.
Już od dawna nie utrzymywał bliższych kontaktów z innymi ze swojego gatunku. Do tego stopnia zaniedbał te relacje, że jego najlepszym przyjacielem stał się demon.
Nikt nie patrzył na niego jak na brata. Raczej jak na zdrajce. Kogoś kto nie zasługuje na ich szacunek. Aziraphal zdawał sobie sprawę, że nawet jeśli udowodnią z Crowleyem, że ich związek nie stwarza zagrożenia dla Nieba, to i tak nie wiele się zmieni. Anioł podejrzewał, że może dadzą im spokój, lecz na pewno ot tak nie przyzwyczają się do jego związku z demonem. Sam nie wiedział jakby zareagował na ich miejscu. Aziraphal nie chciał wyobrażać sobie życia bez Crowleya, jednak musiał przyznać, że byłoby łatwiejsze. Lecz, czy o to chodziło? By życie było łatwe? Anioł był pewny, że nie. Według niego właśnie o to chodziło w życiu, by mierzyć się nieustannie z przeciwnościami losu. Chodzi o to, by walczyć o to co się w życiu kocha. A on chciał walczyć. Z całego serca, jednak jeszcze nie do końca wiedział jak.
Musiał się chwilę zastanowić. Usiąść i pomyśleć. Z kim mógł się skontaktować? Kto chciałby z nim rozmawiać? Dlaczego w ogóle miał szansę, by udowodnić swoją niewinność? Co wydarzyło się na sądzie? No właśnie... Sąd. - Myślał. - To właśnie tam spotkało go coś niespodziewanego. Znalazł jednego sprzymierzeńca. Dzięki, któremu w ogóle dostał szansę, by walczyć.
- Tak! -Powiedział na głos. Już wiedział co musi zrobić. Musiał porozmawiać z archaniołem Michałem.
Zastanawiał się tylko jak. Przecież nie mógł zjawić się w Niebie i poprosić o audiencję u Michała. Pozostawał też problem, czy anioł w ogóle zamierzał mu pomóc. Może i faktycznie wydawał się sympatyczny i pozytywnie nastawiony w stosunku do jego miłości do Crowleya, jednak to wcalenie oznaczało, że może mu jakoś pomóc.
Tak czy siak, skoro Crowley zdecydował się iść do Piekła, mimo że był przez to w niebezpieczeństwie, on sam musiał podjąć to ryzyko.
Przynajmniej nie musiał udawać się daleko. Wystarczyło zajrzeć pod dywan, gdzie nadal znajdował się znak przyzywający anioły. Dzięki temu mógł wywołać rozmowę z kimkolwiek chciał. Pytanie tylko, czy ten ktoś, będzie miał ochotę z nim rozmawiać. Nie wiedział tego, ale musiał spróbować. Podszedł do szafki, z której wyjął cztery białe świece i zapalił je, rozstawiając wokół okręgu. Stanął w jego pobliżu i zamknął oczy. Musiał się skupić. Bezpośredni kontakt z Niebem, będąc na Ziemi nie należał do najłatwiejszych. Aziraphal musiał oczyścić umysł i skupić się na jednej myśli. Chciał rozmawiać z archaniołem Michałem, ale przecież przez przypadek mógł się skontaktować z kimś innym, mniej przyjaznym.
- Archaniele Michale! - Zaintonował. - Z tej strony boży sługa Aziraphal, strzegący bramy. Swoją drogą zastanawiał się dlaczego nie będąc już w Ogrodzie od tysiącleci, jego przydomek nadal się nie zmienił. Przecież nikt nie mógłby być na tyle głupi, by sądzić, że Aziraphal będzie strzegł bram Ogrodu do końca życia, pomimo, iż obecnie był opustoszały. Powinni mu nadać przydomek bardziej pasujący do jego sytuacji. Może Aziraphal, sypiający z demonem? Albo Aziraphal, jedzący ciasto?
Jego rozważania na ten temat rozwiały wewnętrzny spokój, który osiągnął, dlatego nie udało mu się skontaktować z archaniołem. Musiał ponowić próbę
- Archaniele Michale! Zwraca się do ciebie Aziraphal strzegący bramy. Chciałbym zadać pewne pytanie. Proszę o kontakt.
Nic się nie wydarzyło. Okrąg powinien zalśnić, lecz mimo to nadal pozostawał tak samo zwyczajnie kredowy jak zazwyczaj.
Gdy anioł miał zamiar się poddać, coś zaczęło się dziać. Małe odrobinki kurzu zaczęły błyszczeć, a podłoga delikatnie zadrżała. To był dobry znak. Miał nadzieję, że po drugiej stronie znajdował się jego cel.
- Witaj Aziraphalu. - Usłyszał zza ściany światłości. Pojawił się tylko głos. Wcześniej, gdy rozmawiał z Metatronem w ten sposób, to widział jego twarz. Teraz tak się nie stało. No ale cóż, nie bardzo miał wybór. Musiał brać co mu dawano.
- Dzień dobry, Michale. - Odrzekł lekko zdenerwowanym głosem. Żałował, że wcześniej nie przećwiczył tej rozmowy w myślach. W prawdzie do tej pory Michał wydał mu się raczej sympatyczny, ale to nie zmieniało faktu, że mógł wcale nie chcieć mu pomóc.
- Jakie pytanie chciałbyś mi zadać? Musisz wiedzieć, że i ja mam do ciebie pytanie.
- Do mnie? - Zdziwił się. - Ależ proszę pytać.
- Jak idzie tobie i Crowleyowi zadanie?
 - Ehm... - Zawahał się. - Na ten moment mamy same poszlaki, jednak zamierzamy je sprawdzić.
- Rozumiem. - Odrzekł spokojnie. - Musicie się postarać. Bardzo chciałbym utrzeć nosa Gabrielowi. Kibicuje wam.
- To naprawdę miłe. - Aziraphal nie do końca tak uważał. W końcu tu chodziło o ich dalsze życie, a jak zauważył, anioły traktowały to jak jakąś zbawę. Grę, w której przecież oni mogli zginąć. Jednak anioł nie mógł wyrazić swych myśli na głos. Jakiekolwiek poparcie ze strony Nieba było im teraz potrzebne.
- W takim razie, czy teraz ja mógłbym zadać ci pytanie?
- Ależ oczywiście. Chętnie pomogę.
- Tak więc, chciałbym wiedzieć, czy powiedziałbyś mi gdzie aktualnie znajduje się anioł, którego zadaniem jest strzec planety Ziemi?
- Hmm. - Musiał się zastanowić. - Kompletnie zapomniałem o jego istnieniu! Dziękuję, że mi o nim przypomniałeś! - Michał wydawał się być ucieszony.
- To drobnostka. - Machnął ręką, ale jego rozmówca nie mógł tego dostrzec. - Wiesz gdzie on jest? - Naprawdę potrzebował tej informacji.
- Wydaje mi się, że ostatni raz, gdy o nim słyszałem, był w Kambodży. Albo... W Iranie? - Zastanawiał się. - Ale zanim tam, to na pewno był na Alasce, ale to jeszcze zanim powstała. No i oczywiście był w miejscu gdzie to wszystko się zaczęło. W Peru.
- Ale jak to?  Czy on nie powinien być cały czas w jednym miejscu?
- Nie. Chyba nie. - Odpowiedział. - Ale to nie ja to ustalam. Najważniejszy powierzył mu to zadanie.
- To naprawdę utrudnia naszą sytuację. - Aziraphal wydawał się być zrezygnowany.
- To prawda, że nie wiadomo gdzie obecnie przebywa Atlatores, lecz jest sposób, by się z nim skontaktować.
- To naprawdę wspaniale. - Odrobinę się rozchmurzył. - Jaki to sposób?
- Mam tu gdzieś inkantacje i rytuał, który z pewnością pomoże ci nawiązać z nim połączenie. - Powiedział, a znikąd w dłoni Aziraphala pojawiły się dwa zwoje pergaminu. - Proszę.
- Ach! Dziękuję ci bardzo! To naprawdę jest dla nas ważne.
- Powinno zadziałać, jednak mam do ciebie małą prośbę.
- Tak, oczywiście. O co chcesz prosić?
- Nie mów nikomu, a zwłaszcza Atlatorosowi, od kogo masz ten rytuał. Bo widzisz... - Umilkł na chwilę. - On nie jest zbyt przyjazny.
- Oczywiście. Nie ma problemu. Nikt się nie dowie. - Uśmiechnął się z wdzięcznością.
- Powodzenia, Aziraphalu. - Światło znikło, a wszystkie świece zgasły.
Aziraphal opadł na podłogę, czując niewysłowioną ulgę. Nie dość, że udało mu się skontaktować z Michałem, który faktycznie stał po ich stronie, to jeszcze uzyskał strzępek informacji, który mógł mu pomóc w znalezieniu obrońcy Ziemi.
Teraz wystarczyło czekać na powrót Crowleya. Nie tylko w Niebie czas płynął inaczej niż na Ziemi. Demon ostrzegł go, że jest tak też w Piekle i to o wiele gorzej. Anioł nie chciał sobie nawet tego wyobrażać.
U niego była dopiero piętnasta. Aziraphal nie miał ochoty siedzieć znów w swoim małym, ciasnym mieszkanku, jednak obiecał Crowleyowi, że ze względu na własne bezpieczeństwo nie będzie nigdzie bez niego wychodził.
Anioł nie wiedział co miałby ze sobą zrobić. Nie miał ochoty już czytać książek. Cały czas ostatnio czytał i czytał, spać też mu się jeszcze nie chciało, a poza tym chciał doczekać momentu, w którym demon wróci.
Dlatego też postanowił udać się na krótki spacer. Nie chciał ignorować prośby Crowleya, ale już naprawdę miał dosyć siedzenia w domu. Poza tym był pewny, że zdąży wrócić zanim jego demon będzie z powrotem na Ziemi.
Ubrał swój ciepły płaszcz i zamknął za sobą drzwi. Wiedział, że jeśli Crowley wróci przed nim żaden zamek nie będzie mu stał na przeszkodzie, by wejść do środka.
Aziraphal złapał nadjeżdżającą taksówkę i podał adres ich ulubionego parku. Już po chwili znajdował się u jego bram. Promienie słoneczne przebijające się przez chmury raziły go w oczy. Pomyślał, że przydałyby mu się okulary przeciwsłoneczne Crowleya. W takich sytuacjach, demon czasami mu je pożyczał, choć nie nazbyt chętnie.
Szedł powolnym krokiem z dłońmi schowanymi w kieszeniach. Minął budkę z lodami i usiadł na ławce. Odchylił głowę do tyłu i zapatrzył się w błękitne niebo. Z tej perspektywy wydawało się być naprawdę cudowne. Takie dalekie i nie zmierzone. Jednak on był aniołem, doskonale wiedział, że Niebo z którego pochodził, wcale nie było tak przyjazne jak mogłoby się wydawać.
Aziraphal tęsknił za czasami, kiedy to nie Gabriel, a Najwyższy rządził Niebem. Wtedy, wszędzie gdzie się nie było, czuć było miłość i troskę. Wątpił, czy gdyby On nadal sprawował władzę, to byłby zmuszony do udowadniania swojej niewinności. Sądził, że Pan stanąłby po jego stronie. Przecież on tylko kochał. W tym nie może być nic złego. Był tego pewien.
Uśmiechnął się sam do siebie, na myśl, że Pan mógłby w jednej chwili strącić Gabriela i sprowadzić go z powrotem do roli, któralą mu powierzono. Aziraphal był pewny, że widząc to miałby wielką satysfakcję.

Crowley głęboko odetchnął, gdy tylko znalazł się z powrotem na Ziemi. W Piekle cuchnęło grzybem, wilgocią i ogólną zgnilizną. Musiał się powstrzymać przed pójściem do siebie i wzięciem długiej kąpieli. Nie było na to czasu. Już i tak wystarczająco długo był poza zasięgiem Aziraphala. Gdy opuszczał go było rano, a teraz księżyc zastąpił już słońce na niebie. Demon wsiadł do samochodu i od razu skierował się w stronę sklepu anioła. Mimo, że dopiero wrócił z Piekła, miał zadziwiająco dobry humor. Załatwił to co chciał załatwić, prawdopodobnie znalazł sprzymierzeńca oraz nie zdołał się narazić jeszcze bardziej swoim przełożonym. Ten dzień był naprawdę pouczający i zaskakująco miły.
Crowley był z siebie naprawdę dumny. Jak najszybciej chciał przekazać Aziraphalowi dobre wieści, dlatego wciskał gaz do dechy.
Gdy znalazł się w miejscu docelowym, nie zaprzątał obie głowy pukaniem czy innymi grzecznościami.
Z zamachem otworzył drzwi i od razu skierował się do salonu, z którego dochodziło go światło.
- Mamy to Aziraphalu! - Krzyknął obdarzając go przebiegłym uśmiechem.
- Udało ci się? - Anioł odłożył kubek na stolik.
- Wiadoma sprawa. - Odrzekł opadając na kanapę. - Mamy poparcie u Lilith.
- Zawsze ją lubiłem. - Aziraphal uśmiechnął się delikatnie. - Dobre dziecko.
- W każdym razie, wiem już co musimy zrobić. - Przerwał na chwilę, by zbudować napięcie. - Pakuj się. Lecimy do Egiptu.

Come on, it's time to something biblical // Good OmensOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz