Crowley obudził się przed Aziraphalem, co było dość niecodzienne, gdyż to on mógł spać całymi dniami.
Anioł leżał obok, odwrócony do niego plecami. Crowley po cichu, tak by go nie zbudzić, wstał i wyszedł na taras.
Było dość wcześnie, słońce jeszcze nie parzyło. Wciąż było słychać śpiew ptaków.
Oparł dłonie na murku i wyciągnął szyję w stronę słońca. Było tak spokojnie i cicho.
Poczuł dłonie oplatające go w talii.
- Dzień dobry. - Usłyszał.
- Hej. - Poczuł pocałunek na karku. - Jak się spało?
- Całkiem dobrze. - Aziraphal puścił go i stanął obok, opierając się o murek. - A ty? Nie możesz spać?
- Nie. - Wzruszył ramionami. - Nie wiem. Martwię się. Chyba. - Anioł położył mu rękę na ramieniu w pocieszającym geście. - Chciałbym żeby to wszystko się już skończyło.
- Skończy się. Już niedługo. - Posłał mu pokrzepiający uśmiech i wrócił do sypialni.
Równo w południe wyruszyli na targ. Chcieli przepytać jak najwięcej osób. Chodzili od baru do baru. Zawsze zadawali te same pytania, jednak jak do tej pory, na niewiele się to zdało. W prawdzie większość ludności kojarzyła problem z zabezpieczeniami w muzeach, ale nikt za bardzo się tym nie przejmował. Nikt też nigdy nie słyszał o Mastadonie. Miejscowa ludność najwyraźniej nie była tak spostrzegawcza jak im się wcześniej wydawało.
Crowley był zmęczony i zniecierpliwiony. Słońce świeciło z zatrważającą siłą, spacerujący ludzi wzniecali tumany kurzu. Do tego było głośno.
Aziraphal nie miał z tym żadnego problemu. Przy każdym straganie, przy którym się zatrzymywali anioł znajdował coś dla siebie. Oglądał porcelanowe figurki, bele kolorowych materiałów, produkty spożywcze. Interesowały go nawet przyprawy sprzedawane na wagę.
Zachwycał się kolorami, zapachami i fakturą. Demon naprawdę lubił patrzeć na anioła w tak dobrym humorze, jednak teraz zatęsknił za deszczowym Londynem. Miał nadzieję, że zaraz mu przejdzie.
- Aniele? - Zwrócił na siebie uwagę Aziraphala, który aktualnie zastanawiał się nad kupnem porcelanowego imbryka do herbaty.
- Tak, mój kochany?
- Zostawię cię na chwilę. - Wskazał na budynek po drugiej stronie ulicy. - Muszę odpocząć od tego upału.
- Ależ oczywiście. - Uśmiechnął się w zrozumieniu. - Ja jeszcze pochodzę po tych cudownych straganach i popytam.
Szedł dalej, wzdłuż alejki. Podszedł do kolejnego straganu, który oferował lody.
- Dzień dobry. - Przywitał się. - Poproszę loda śmietankowego. - Młoda dziewczyna odwzajemniła jego uśmiech i nałożyła zimną mieszankę.
- To wszystko? - Zapytała łamanym angielskim.
- Chciałbym wiedzieć, czy znasz może Mastadona?
- Mastadon? - Niepewnie wymówiła to dziwne imię. - Nie. Nigdy nie słyszałam. Przepraszam.
- Ależ nic się nie stało. - Obdarował ją sympatycznym uśmiechem. - Dziękuję i miłego dnia.
Poszedł dalej. Lód był dobry, ale nie aż tak jak te, które jedli z Crowleyem w Londynie.
Kierował się do kolejnego sklepiku, gdy poczuł mocne szarpnięcie. Nie wiedział co się dzieje. Zanim zdążył zareagować został wciśnięty w ciemną przestrzeń między budynkami. Było ciasno, ciemno, nie pachniało najprzyjemniej, a w dodatku przez przypadek, upuścił swojego loda na buty zakapturzonej postaci, która zaciągnęła go tutaj.
Mężczyzna był od niego wyższy i zdecydowanie silniejszy. Przyparł go do zimnej ściany. Aziraphal uderzył głową o beton. Z jego ust wydobyło się ciche jęknięcie.
- Co ty robisz? - Zapytał oburzonym głosem.
- Kim jesteś? I dlaczego wypytujesz o Mastadona? - Aziraphal ociągał się z odpowiedzią, więc nieznajomy jeszcze mocniej na niego naparł.
- To nic takiego. - Odpowiedział przestraszony. - To mój znajomy i staram się go odnaleźć.
- Nie kłam! - Zagrzmiał. - Wiem, że jesteś aniołem. On nigdy nie przyjaźniłby się z kimś takim.
- Och... - Aziraphal już miał coś odpowiedzieć, jednak w jednej chwili wydarzyło się kilka rzeczy jednocześnie. Znikąd, za nieznajomym pojawił się Crowley. Odepchnął go od Aziraphala, z taką siłą, że ten zderzył się z przeciwległą ścianą.
- Nie waż się go więcej dotykać! - Wysyczał patrząc nieznajomemu, któremu spadł z głowy kaptur, w oczy. Już chwile później stał przed aniołem.
- Nic ci nie jest? - Dotknął jego twarzy. - Aziraphal zaprzeczył. - Stań za mną. - Rozkazał demon i znowu zwrócił się do nieznajomego. - Czego od niego chcesz? - Zadał to pytanie groźnym tonem. Nawet Aziraphal odrobinę się przestraszył. Nigdy nie widział Crowleya w takiej sytuacji. Przeszły go ciarki.
- Zaraz. - Nieznajomy podniósł dłonie, jakby chciał się bronić przed Crowleyem. - Ja już nic nie rozumiem. Ty jesteś aniołem, a ty demonem! - Krzyknął zaskoczony. - Jak to możliwe?
Crowley zmarszczył nos. Nie bardzo wiedział o co chodzi.
- Ty też jesteś demonem. - Stwierdził Crowley nie wzruszony. - Czego chciałeś od Aziraphala? - Znów użył groźnego tonu głosu.
- Nie chciałem cię tak napaść. - Zwrócił się prosto do anioła. - Ale gdy usłyszałem, że jakiś anioł pyta o Mastadona, musiałem coś zrobić. Nikt nigdy o niego nie pyta. Uznałem, że masz złe zamiary.
- Och... Rozumiem. - Aziraphal wychylił się zza ramienia Crowleya. - Nic się nie stało. Nie mamy złych zamiarów. - Anioł uśmiechnął się do nowo poznanego demona. - Potrzebujemy pomocy i tylko Mastadon może nam jej udzielić.
Demon skinął głową i wyciągnął w ich stronę dłoń.
- Jestem Albion.
- Crowley. - Najpierw uścisnął ją demon, lecz nadal zachowując dystans.
- Aziraphal. - Przedstawił się potrząsając dłonią Albiona.
- Miło was poznać. Jeśli naprawdę nie macie złych zamrów, to mogę was zaprowadzić do Mastadona.
- Bylibyśmy wdzięczni. - Aziraphal klasnął w dłonie.
- Spotkajmy się przy bramie miasta o północy.
- Skąd mamy wiedzieć, czy możemy ci ufać? - Zapytał Crowley. Jakoś nie przekonywał go ten demon. Był stanowczo zbyt miły i pomocny, choć chwilę wcześniej napadł na Aziraphala. Crowley nie mógł ot tak po prostu o tym zapomnieć.
- Jestem demonem. - Wzruszył ramionami. - Nie możecie mi ufać. - I zniknął.
Crowley dopiero teraz odrobinę się rozluźnił. Nawet nie zdawał sobie sprawy jak bardzo się spiął, gdy zobaczył swojego anioła przyciśniętego do ściany przez kogoś obcego i to w tak brutalny sposób.
Teraz odwrócił się w stronę Aziraphala.
- Już nigdzie nie idziesz beze mnie. - Stwierdził surowym głosem. - Zostawiam cię dosłownie na pięć minut, a ty już znajdujesz sobie innego demona.
- Och Crowley. - Aziraphal rzucił mu się na szyję. - Dziękuję, że się tu zjawiłeś. Gdyby nie ty... - Zadrżał mu głos.
- Już spokojnie. - Poklepał go po plecach. - Chodźmy stąd.
Crowley objął go ramionami i pokierował do ich pokoju. Musieli przemyśleć i przedyskutować to co się dziś wydarzyło.
Rozmowa była ważna, ale prysznic okazał się ważniejszy. To była ta forma relaksu, z której Crowley nie potrafił zrezygnować
Chłodna woda spływała po jego szczupłym ciele, zmywając brud i rozluźniając spięte mięśnie.
Przed nimi stało wyzwanie, które w najgorszym wypadku mogło skończyć się ich śmiercią. Jego życie... Nie cenił go aż tak bardzo. Co innego jeśli chodziło o życie Aziraphala. Sądził, że świat naprawdę by dużo stracił gdyby go zabrakło.
Crowley nie mógł nie wierzyć w Boga. Był w Niebie. Widział Go, choć już od dawna Mu nie ufał. Nie mógł pojąć jak to się stało, że stracił panowanie. Czy może wcale go nie stracił? Może jedynie przestał go interesować świat? A możne nadal gdzieś tam był, tylko czekał na odpowiedni moment?
Crowley nie miał pojęcia jak powinien interpretować Jego nieobecność. Wiedział jedynie, że ani on, ani Aziraphal nie mogą liczyć na pomoc z Jego strony. Wcale się nie dziwił, że nie chce pomóc jemu, ale Aziraphalowi? Temu, który od zawsze był mu wierny?
Zakręcił wodę i otarł mokrą twarz. Oparł głowę o ścianę i głęboko odetchnął. Wiedział, że będzie musiał wyjść i stawić czoła temu co się musi wydarzyć.
Owinął biodra ręcznikiem i wyszedł do sypiań. Zastał Aziraphala leżącego na plecach w poprzek łóżka. Położył się obok niego, podpierając głowę na dłoni.
- Jesteś już. - Aziraphal zwrócił głowę w jego stronę. Jego oczy błyszczały.
- Mhm. - Odchrząknął.
- Co sądzisz o Albionie?
- Nie ufam mu. - Powiedział szczerze. - Nie ufam żadnemu z nich. Demony kłamią.
- Tak? - Uniósł jedną brew.
- Oczywiście nie wszystkie. - Sprostował szybko. - Chodzi o to, że nie znamy go. Może i chce nas zaprowadzić do Mastadona, ale o nim też nic nie wiemy. To może być pułapka. Możemy zginąć.
- Ale musimy spróbować. - Dotknął kciukiem jego policzka. - Tak czy inaczej czeka na nas śmierć. - Mówił to tak spokojnym głosem, jakby się z tym pogodził.
- Aziraphal! - Podniósł głos. - Spójrz na mnie. - Rozkazał, gdy ten odwrócił wzrok.
- Nie umrzemy. Choćby nie wiem co się zdarzyło, nie umrzemy. To miejsce nas potrzebuje. Poza tym jeśli nam się nie uda wykonać zadania, zawsze możemy razem uciec.
- Nadal nie porzuciłeś myśli o ucieczce? - Posłała mu pobłażliwy uśmiech.
- Kiedy pierwszy raz ci to zaproponowałem, a ty odmówiłeś... - Przerwał, jakby zastanawiał się jakich słów użyć... - Nie mogłem uwierzyć, że nie chciałeś uciec ze mną. Wtedy jeszcze nie miałem pojęcia, że jedyną istotą, na której mi zależy, jesteś ty.
- Och Crowley...
- Daj mi skończyć. - Przełknął ślinę nerwowo. Nie był najlepszy w wypowiadaniu na głos uczuć, ale czuł, że tak trzeba. - Nie obchodzi mnie co się stanie z tym światem. Jestem samolubnym demonem i nie dbam o nic innego, prócz ciebie. W tamtym momencie tego nie rozumiałem, ale teraz już jestem pewny. Zrobię wszystko co w mojej mocy, byś był bezpieczny. Ze mną.
- To najromantyczniejsza rzecz jaką kiedykolwiek od ciebie usłyszałem. - Anioł wzruszył się odrobinę. Nie sądził, że Crowley zdobędzie się na odwagę i powie mu otwarcie co czuje.
- Oj przestań. - Przewrócił oczami. - Po prostu chciałem mieć pewność, że to wiesz.
- Wiem. - Uśmiechnął się i przysunął do demona. Położył rękę na jego karku i przyciągnął go do pocałunku.
Aziraphal nie sądził, by kiedykolwiek mogło mu się to znudzić. Całowanie Crowleya było jak oddychanie. Konieczne do przetrwania. Poczuł jak dłoń demona muska jego skórę pod koszulą. Już dawno nie czuł się tak spragniony czułości. Sytuacji nie ułatwiał nagi tors Crowleya. Nie mógł się powstrzymać, by nie dotknąć jego opalonej skóry, wciąż wilgotnej po prysznicu. Sunął dłońmi od karku do łopatek. Zatrzymał się dopiero, gdy pod dłonią poczuł dwa małe dołeczki u dołu pleców.
Crowley oderwał się od ust Aziraphala, sunął teraz językiem po jego słodkiej szyi.
Lubił to w jaki sposób przyspiesza wtedy jego oddech.
Jeśli to miała być zapłata za wyrzucenie z Nieba, to on chciał ją płacić już do końca życia. Do tej pory nigdy nie sądził, że ludzkie przyjemności mogą być aż tak ekscytujące. Sam nie wiedział co się z jego ciałem dzieje. Gdy tylko znajdowali się z Aziraphalem w podobnej sytuacji, jego ręce się trzęsły, mięśnie drżały, a krew odpływała tam, gdzie zazwyczaj nie płynęła. Miał nadzieję, że anioł czuł się przy nim tak samo.
Crowley sprawnie rozpiął białą koszulę Aziraphala i zsunął ją z jego ramion. Zatrzymała się na plecach. Anioł pociągnął go za włosy i przyciągnął do głębokiego pocałunku. Wbrew pozorom był w tym naprawdę dobry. Może uczyli tego w Niebie?
- Anthony. - Usłyszał między pocałunkami swoje imię, co nie wiedzieć czemu, pobudziło go jeszcze bardziej.
Przewrócił Aziraphala na plecy i podparł się obok jego głowy na dłoniach. Ich pocałunki zrobiły się jeszcze namiętniejsze. Gdy biodra anioła otarły się o te jego, nie mógł powstrzymać jęku, który opuścił jego gardło. Aziraphal sprawnie rozwinął ręcznik z jego bioder.
- Aniele! - Oderwał się od jego ust zdziwiony. Ten tylko przygryzł wargę i znów przyciągnął go do pocałunku. Aziraphal nie mógł się powstrzymać. Podniecenie wzięło nad nim górę. Zsunął ręce jeszcze niżej, na umięśnione pośladki.
Crowley zaśmiał się cicho. Jego anioł wcale nie był aniołem.
Crowley chciał więcej, dłońmi wędrował od wystających obojczyków, do paska spodni, powstrzymał się dopiero, gdy przepadkiem spojrzał na niebo za oknem. Było już zupełnie ciemno.
Złożył szybki pocałunek na miękkich ustach i odsunął się tak, by spojrzeć Aziraphalowi w oczy.
- Jeśli nie chcemy się spóźnić, powinniśmy to jak najszybciej przerwać.
- Och. - Zarumienił się. - Chyba masz rację. - Przytaknął, choć wcale nie miał ochoty tego przerywać. Zastanawiał się, czy gdyby posunęli się dalej, czy by mu się to podobało? Czy Crowley chciałby czegoś więcej?
Demon zsunął się z niego i bezwstydnie przeszedł przez pół pokoju, by zatrzymać się przy szafie. Zerknął przez ramię na nadal leżącego na łóżku Aziraphala. Anioł w rozpiętej koszuli ze zmierzwionymi włosami i rumieńcami na policzkach wyglądał naprawdę kusząco. Kto by pomyślał, że to anioł kiedyś skusi demona. Nie taka była kolej rzeczy.
CZYTASZ
Come on, it's time to something biblical // Good Omens
FanfictionAziraphal, anioł wybrany przez samego Boga, by strzec ukochanej Ziemi. I Crowley, demon robiący wszystko, by mu to utrudnić, choć tylko teoretycznie. Już raz pokonali apokalipsę. Teraz Bóg rzuca im kolejne wyzwanie. Znów, ramię w ramię, muszą staną...