Rozdział IX

1K 92 2
                                    

Dni mijały. Każdy niezwykle zwyczajny, tak jak Aziraphal lubił najbardziej. Powoli przyzwyczajał się do obecnego stanu rzeczy. Uwielbiał poranki, gdy budził się obok swojego demona. Już nie pamiętał kiedy ostatni raz spał we własnym łóżku. Gdy budził się rano, w apartamencie Crowleya żegnał się z nim, gdy ten jeszcze spał. Pół dnia spędzał we własnym sklepie, a gdy robiło się już ciemno i gdy przekraczał próg swojego salonu witał go Crowley z milionem pomysłów na spędzenie wspólnego czasu.
Nic nie cieszyło go tak bardzo, jak chwile spędzone z demonem. Był pewien, że oddałby za to wszystko. Teraz, gdy posmakował prawdziwej wolności nie wyobrażał sobie, by ktoś mógł mu ją odebrać.

Crowley spędzał czas samotnie, podczas gdy Aziraphal był w swoim sklepie. Dzięki temu miał wystarczająco dużo czasu na rozmyślanie.
Często kładł się po prostu na swym łóżku, nadal pachnącym jego aniołem i myślał nad tym co ma. Starał się docenić każdą pojedynczą chwilę, którą spędzał z aniołem, jednak czasami, tak jak właśnie w tym momencie, zastanawiał się jaką cenę będzie musiał zapłacić za to szczęście, które tak niespodziewanie stało się jego.
Był pewny, że w świecie nic nie dzieje się od tak. Każdy skutek ma swoją przyczynę.
Nawet zaczął rozważać tę bzdurną myśl, którą podsunął mu Aziraphal. Czy jego szczęście jest częścią PLANU? Czy maczał w tym palce Stwórca? Naprawdę bardzo chciał, by odpowiedź na te pytania okazała się inna, niż myślał Aziraphal.
Nie potrafił sobie wyobrazić, by On po ponad sześciu tysiącach lat zainteresowała się nim. Podrzędnym demonem, nie znaczącym kompletnie nic dla świata. I szczerze mówiąc chciał, by tak pozostało. Nie chciał żeby to się zmieniło, bo do tej pory bardzo się starał, by pozostać niezauważonym. Dopuścił jedynie, by Aziraphal go dostrzegł. To było jedyne, o co tak naprawdę zabiegał świadomie.
Teraz, gdy już to miał, nie chciał zwracać na siebie niepotrzebnej uwagi. Nie mógł tego stracić.
Gdy decydował się na "wielki skok" szukał wolności. Mimo, że nie należał już do żadnej ze stron, w końcu czuł się wolny. I to w taki niewysłowiony sposób. Nie potrafił tego opisać. Tego uczucia możności.
Mógł naprawdę wszystko, tyle że nie chciał wiele. W tym momencie nie potrzebował już niczego.
Mimo tak wielkiego szczęścia, nadal nie opuszczały go wątpliwości. Cały czas miał wrażenie, że to nie może być takie łatwe. Coś podpowiadało mu, że największa bitwa jeszcze przed nimi. Tylko, że tym razem nie będzie walczył o jedną planetę - Ziemię. Będzie musiał stoczyć walkę ważniejszą i brutalniejszą. O cały swój świat. O Aziraphala.

Aziraphal spędził naprawdę miły dzień w towarzystwie swoich książek i klientów. Godziny mijały mu naprawdę szybko. Było wiele do zrobienia, a rzeczy te musiały być zrobione dokładnie, dlatego więc pod koniec dnia był totalnie zmęczony.
Po powrocie do swojego małego mieszkanka zrezygnował z codziennego kakao na rzecz krótkiej drzemki na kanapie. Rozłożył się w miarę wygodnie i przymknął oczy. Nawet nie wiedział kiedy zasnął. Piasek pod powiekami był na tyle uciążliwy, że odczuł naprawdę ogromną ulgę, gdy mógł je zamknąć.
Odczuwaną błogość przerwał mu dotyk, który poczuł już chwilę po zamknięciu oczu. Coś delikatnie uciskało jego bok, a już po chwili poczuł na swej piersi ciężar. Czuł się bezpiecznie i wiedział, że prawdopodobnie Crowley właśnie zawitał do jego mieszkania. Wszystko było w porządku.
Crowley pod postacią węża, bo tylko tak zdołał zmieścić się na kanapie wraz z Aziraphalem, umościł się w miarę wygodnie. Miał zamiar zaczekać, aż jego anioł wyśpi się choć odrobinę. W tym czasie sam postanowił po prostu wypocząć. Zadziwiająco dobrze czuł się w postaci węża. Gdy był w tej formie nic nie stanowiło dla niego problemu. Wygodnie rozciągnął się na aniele, oplótł jego nogi, a łeb położył na wznoszącej się klatce piersiowej.
Wsłuchiwał się w jego spokojny oddech w oczekiwaniu. Po pewnym czasie poczuł delikatne poruszenie się jego ciała. Aziraphal zamrugał i westchnął przeciągle. Od razu podchwycił jego spojrzenie.
 - Witaj, demonie. - Rzekł zaspanym głosem. Crowley nie mógł odpowiedzieć w obecnej postaci, dlatego też zaczął się zmieniać. Przemiana ta zajęła kilka sekund i już po chwili jego nogi splątane były z tymi Aziraphala, a ich twarze na przeciwko siebie.
 - Witaj, aniele. - Odszepnął, składając leniwy pocałunek na ustach przyjaciela.
 - Jak ci minął dzień? - Aziraphal nadal szeptał, nie spuszczając z niego wzroku.
 - Wspaniale, ale teraz jest zdecydowanie lepiej.
 - Schlebiasz mi, kochany. -Uśmiechnął się delikatnie. - Jest mi naprawdę miło, dzięki twojej obecności, ale... trochę ciężko. Czy mógłbyś...?
 - Och. Oczywiście. - Speszył się. - Już schodzę. - Zsunął się na skraj kanapy, tak, by Aziraphal mógł swobodnie usiąść.
 - To co dziś robimy? - Zapytał, pocierając zaspaną twarz.
 -  Myślałem, że moglibyśmy zostać dziś u ciebie. Na zewnątrz jest naprawdę okropnie.
 - Oczywiście. - Skinął głową. - Akurat, tak się składa, że mam w zanadrzu wspaniały rocznik Chateauneuf du Pape.
 - Polej więc. - Odrzekł.
Wieczór upłynął im w miłej atmosferze. Muzyka i wino, były idealnym połączeniem. Crowley, korzystając ze swojego smartfona, zamówił jedzenie dla Aziraphala, a gdy tylko po daniu nie zostało zupełnie nic, udali się do sypialni. Tam już po chwili zasnęli nie niepokojeni.

Come on, it's time to something biblical // Good OmensOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz