Rozdział XV

746 77 0
                                    

Z samego rana wyruszyli na poszukiwania Mastadona. W prawdzie nie mieli punktu zaczepienia, ale w końcu nie przyjechali tu na wakacje. Trzeba było działać.
Chodzili po mieście w te i z powrotem, co w gruncie rzeczy nie miało większego sensu, jednak żaden z nich nie chciał się przyznać przed tym drugim, że nie ma pojęcia co robić. Dlatego też na razie spacerowali po mieście wypatrując czegoś co odstępuje od normy. Przecież żaden demon nie mógłby się przemknąć zupełnie niepostrzeżenie.
Aziraphal, gdy szedł ramię w ramię z Crowleyem, co rusz widział ludzi spoglądających na niego. Spoglądały na niego kobiety, jak i mężczyźni. Starzy i młodzi. Jedni oglądali się  w zdziwieniu, inni patrzyli na niego jak na coś do zjedzenia, a jeszcze inni w oczach mieli zazdrość. Ich problem polegał jednak na tym, iż demon wydawał się w ogóle nie zwracać na to uwagi. O to właśnie chodziło. Chodziło o to, by to na niego zwracano uwagę. Żadnego demona nie można było pominąć w tłumie.
Z tego powodu, Aziraphal liczył, że wpadną na kogoś, kto miał okazję widzieć Mastadona.
Po dłuższej chwili przekonali się, że nie ma to absolutnie żadnego sensu.
 - Mam tego dosyć! - Crowley westchnął i usiadł na ławce, przy której stali.
 - Jęczenie w niczym nam nie pomoże. - Anioł usiadł obok niego.
 - Siedź cicho. - Skrzywił się w odpowiedzi. - Musimy zastanowić się co dalej. Nie możemy tak bez sensu krążyć dookoła. - Westchnął . - Połowa z tych ludzi w ogóle nie chce z nami rozmawiać, a druga połowa kompletnie nie ma pojęcia co się wokół nich dzieje!
 - Uspokój się. - Aziraphal złapał za jego dłonie, którymi tak pieczołowicie gestykulował. - Po prostu zróbmy to, w czym jesteśmy najlepsi.
 - Co masz na myśli? - Zmarszczył brwi.
 - Przecież na pewno muszą mieć tu jakieś archiwum lub bibliotekę. Moglibyśmy tam pójść  i przejrzeć ich bazy danych.
 - Moglibyśmy znaleźć coś, co będzie odstawać od normy. - Crowley podchwycił temat. - Jeśli Mastadon jest tu od tylu stuleci, musiał zostawić po sobie jakiś ślad.
 - Dokładnie tak. - Aziraphal obdarzył Crowleya szerokim uśmiechem.
 - To brzmi jak plan! - Demon podniósł się z ławki. - Nie ma co zwlekać. - W roztargnieniu chwycił jego dłoń i pociągnął za sobą.
Gdy dotarli do miejscowej biblioteki, oczy Aziraphala płonęły z radości. Gmach był naprawdę potężnych rozmiarów. W środku było przyjemnie chłodno, co z pewnością miało umilić im prace.
Crowley z łatwością przekonał obsługę, by dano im dostęp do całego zgromadzonego materiału.
Rozsiedli się wygodnie wśród regałów z książkami, w odległym kącie, by nikt ich nie niepokoił. Każdy z nich miał przydzieloną swoją stertę opasłych tomów.
Aziraphal skrupulatnie notował wszystkie informacje, które choć odrobinę wydały mu się dziwne, czy podejrzane.
Tym sposobem, mógł później sprawdzić ich autentyczność w bazie archiwum.
Crowley miał odrobinę większy problem z rozczytaniem się w egipskich zwojach. W prawdzie większość z nich miała również wydanie po angielsku, jednak tych nie przetłumaczonych nie mógł przeczytać. Dlatego oddawał je Aziraphalowi. Crowley nie był już aniołem. Bóg dał im możliwość komunikacji w każdym języku świata. W prawdziwe Crowley kiedyś to potrafił, ale to było bardzo dawno temu. Teraz zostały tylko szczątkowe słowa, które zdołał zapamiętać. Aziraphal nie miał z tym żadnych problemów. Pochłaniał jedną książkę po drugiej. Crowley naprawdę lubił patrzeć na czytającego anioła. Lubił to w jaki sposób poprawia, zsuwające się mu na nos maleńkie okulary. To jak otwierał usta i marszczył czoło, gdy wyczytał coś ciekawego. Teraz niestety nie miał na to czasu. Musiał się skupić.
Wertowali książki dopóki biblioteka nie zaczęła powoli pustoszeć. W Egipcie dzień był długi, a ten właśnie chylił się ku końcowi.
Aziraphal ściągnął okulary i przetarł zmęczone oczy.
 - Znalazłeś coś ciekawego? - Zapytał Crowleya.
 - Jest tu kilka wydarzeń, którym musimy się przyjrzeć. - Odparł z zaangażowaniem. - W 1742 roku na wioskę napadnięto. Mieszkańcy byli już blisko schwytania tego kogoś, ale on cudownie rozpłynął się w powietrzu. Z kolei w 1832 roku przez miasto przeszła plaga szarańczy, ale pola kawałek za miastem, nie zostały choćby tknięte.
 - To jest coś. - Przyznał Aziraphal. - W 1454 roku pojawił się ktoś, kto uleczył okoliczną ludność z grypy. Z kolei w 1657 roku przez miasto przeszła ogromna burza piaskowa. Z podań wynika, że przez dwa dni i dwie noce w Kairze panowała totalna ciemność. To naprawdę interesujące.
 - Tak, ale... - Crowley myślał o czymś intensywnie.
 - Co?
 - Coś mi się nie zgadza. - Ściągnął brwi. - Mastadon jest demonem. Napad na wioskę, rój szarańczy i burza piaskowa mogłyby być w jego stylu. Jednak te ocalałe pola uprawne? Cudowne uzdrowienia? - Wykrzywił się. - To coś co, pasuje bardziej do ciebie. Coś co zrobiłby anioł.
 - Masz rację. - Westchnął. - Ale może to nic takiego? Ty też nie jesteś zły... - Crowley zrobił obrażoną minę. - No dobrze. Nie jesteś czasami zły. Od czasu do czasu robisz coś dobrego. Kto wie? Może z nim jest podobnie?
 -Oby. To by naprawdę ułatwiło nam sprawę.  - Stwierdził przewracając oczami.
Aziraphal skinął głowa.
 - W takim razie mam propozycję. - Zaczął swobodnym tonem. - Skoro mamy już pewność, że znajdujemy się w dobrym miejscu, to może skorzystalibyśmy z tak pięknego wieczoru?
 - Masz na myśli coś konkretnego, aniele? - Crowley pochylił się w jego stronę, co wywołało na bladej twarzy rumieńce.
 - Moglibyśmy znaleźć jakąś miłą knajpkę i zjeść coś lokalnego?
 - Co tylko sobie życzysz. - Puścił do niego oko i ruszył do wyjścia.
Wieczór w istocie był bardzo przyjemny. Gdy słońce całkowicie schowało się za horyzontem, zrobiło się o wiele chłodniej. Wąskie uliczki nie były już tak zapchane, a miejscowi wydawali się o tej porze bardziej przychylni dla turystów. Koty, wcześniej śpiące na gankach domów, teraz przeciągały się ospale, by wyruszyć na nocne polowanie. Na niebie pojawiły się pierwsze gwiazdy, a delikatny wietrzyk rozwiewał tumany kurzu i piasku. Było naprawdę urokliwie.
W przypływie romantycznego nastroju, Aziraphal chwycił za dłoń demona, idącego tuż obok niego. Ten jedynie uniósł na moment jedną brew, ale w żaden sposób tego nie skomentował.
Szli tak, leniwym krokiem, aż dotarli do wąskiego zaułku, gdzie znajdowała się mała knajpka. Usiedli przy stoliku w ogrodzie i w ciszy czekali na kelnera. Gdy ten się zjawił, Crowley odkrył, że w karcie nie ma żadnego alkoholu. Z westchnięciem odłożył menu i z cierpliwością czekał, aż Aziraphal dostanie zamówione danie.
Sam przed sobą musiał się przyznać, że nie jest tak źle jak się spodziewał. To była dobra odmiana. Coś innego, niż to co robili na co dzień w Londynie. Tu czas płynął inaczej. Wolniej. Nie zirytowało go nawet przeglądanie ksiąg od rana do wieczora. To by było niewykonalne w Londynie.
Miał wrażenie, że stał się nieco bardziej spokojny. Nie musiał się co rusz oglądać za siebie. Tu nikt ich nie znał i to było komfortowe. Mimo, że paradoksalnie doprowadziła ich tu sytuacja, przez którą mieli nóż na gardle, Crowley naprawdę się cieszył, że mógł tu być. Ze swoim aniołem.
 - Wiesz co jeszcze znalazłem w bibliotece? - Z rozmyślań wyrwał go głos towarzysza.
 - Co takiego?
 - Parę lat temu wydarzyło się tu coś, co zdecydowanie odbiega od codziennej normy tego miejsca. - Wziął kolejnego kęsa i kontynuował. - Podobno w jednym momencie włamano się tu do wszystkich muzeów jakie tylko są, jednak nic nie skradziono. Winnego nigdy nie odnaleziono. Zgonili to na jakieś błędy w oprogramowaniu zabezpieczeń, ale jak tak o tym pomyśleć, to nikt oprócz Mastadona nie przychodzi mi na myśl.
 - Możesz mieć rację. - Przytaknął Crowley. - Jak dawno to było?
 - Siedem, może osiem lat temu.
 - Więc w mieście nadal może być ktoś, kto to pamięta. I może nam o tym opowiedzieć. - Uniósł się podekscytowany. - Dobra robota, aniele. - Wyszczerzył się w uśmiechu.
Po zjedzeniu kolacji anioł i demon opuścili restaurację. Powolnym krokiem ruszyli w stronę domu,  w którym się zatrzymali.
Crowley położył rękę na ramionach Aziraphala. Było już na tyle ciemno, że mógł schować ciemne okulary do kieszeni.
 - Wydajesz się być inny. - Zagadnął Aziraphal, gdy przechodzili tuż obok oświetlonych ogródków restauracji.
 -Inny? - Zmarszczył brwi.
 -Bardziej... Wyluzowany? Tak to się mówi?
 - Tak to się mówi. - Przytaknął cierpko. - To przez to miejsce, a poza tym ja zawsze jestem wyluzowany. - Prychnął.
 - To głupie. - Westchnął przeciągle anioł. - Czuję się niewłaściwie. Powinienem się martwić. Być zdenerwowany, bo w końcu to najprawdopodobniej są nasze ostatnie wspólne chwile, ja jednak nie potrafię wyzbyć się tego zadowolenia, które czuję.
 - To nie są nasze ostatnie chwile - Crowley zaprotestował żywo. - Uda nam się. Bo czy kiedykolwiek się nam nie udało?
 - Właśnie o to chodzi. - Odrzekł. - Nie udało nam się z wieloma rzeczami.
 - Ale koniec końców osiągaliśmy cel. Zawsze tak było i teraz też będzie. - Tymi słowami Crowley uciął tę dyskusję, za co w gruncie rzeczy, Aziraphal był mu wdzięczny. Nie chciał dłużej się martwić. Może jutro...
 - Och! Patrz co my tu mamy! - Crowley zboczył z kursu. Chwilę później stali przed małym barem. - Co powiesz na kieliszek wina? - Uśmiechnął się zawadiacko.
 - Prowadź. - Odwzajemnił uśmiech.
Przekroczyli próg zatłoczonego pomieszczenia, dlatego Crowley na powrót założył ciemne okulary. Od razu skierowali się do baru, przy którym cudem znalazły się dwa wolne miejsca.
Aziraphal zamówił dla nich po kieliszku najlepszego wina, a gdy mieli już je w dłoniach wznieśli toast.
 - Za naszą misję.
 - Za jej powodzie. - Dodał anioł i stuknął w kieliszek demona.
Siedzieli w barze na tyle długo, rozprawiając na różne tematy, że nawet nie zwrócili uwagi, iż klientów zaczęło ubywać.
Dopiero dość wymowny wzrok barmana uświadomił im, że bar niedługo miał zostać zamknięty.
 - Poprosimy butelkę tego dobrego wina na wynos, rachunek oraz trochę informacji. - Zagaił Crowley, gdy owy barman obok nich przechodził.
Postawił przed nimi butelkę, którą demon od razu się zaopiekował, wydał rachunek i zapytał. - Jakich informacji panowie potrzebują? - O dziwo, mimo że na pewno był Egipcjaninem, płynnie mówił po angielsku.
 - Chodzi nam o wydarzenia, które działy się siedem lat temu. - Do rozmowy wtrącił się Aziraphal.
 - Podobno mieliście jakiś problem z ochroną w muzeach?
 - Tak? - Potwierdził podejrzliwie.
 - Wiadomo kto był za to odpowiedzialny?
 - Z tego co słyszałem problem był natury elektronicznej. To czasami zawodzi.
 - Oczywiście. - Uśmiechnął się przymilnie. - A słyszał pan może o pewnym mężczyźnie? Nazywa się Mastadon i bardzo chcielibyśmy go odnaleźć. - Z tym barmanem ewidentnie coś było nie tak. Wydawał się być czymś zdenerwowany.
 - Nie. Nie słyszałem. - Odparł burkliwym głosem. - Powinni panowie już iść. Zamykamy.
 - Oczywiście. - Aziraphal znowu się do niego uśmiechnął. - Już wychodzimy. Do widzenia.
Tym razem udali się prosto do miejsca, w którym się zatrzymali. Weszli na górę, ale ominęli sypialnie i resztę pokoju. Noc była piękna. Szkoda było ją tracić na sen.
Crowley usiadł na przestronnym fotelu i poklepał zapraszająco miejsce przed sobą. Rozlali wino do kieliszków i z nimi w ręku Aziraphal usiadł między nogami demona. Podał mu kieliszek i oparł się plecami o pierś Crowleya.
Gwiazdy na niebie tworzyły różne wzory. Już dawno nie mieli okazji ich oglądać. Wiecznie zasnute chmurami niebo nad Londynem nie stwarzało takich możliwości.
 - Wiesz co? - Po dłuższej chwili zagadnął Aziraphal.
 - Mhm? - Odparł sennie Crowley. Aziraphal przekręcił głowę, tak by mógł mu spojrzeć w oczy.
 -Kocham cię. - Wyszeptał po krótkiej chwili. Już myślał, że dostanie jakąś odpowiedź, lecz Crowley po prostu go pocałował. Przyciągnął go bliżej siebie i złączył ich usta w pocałunku. Nie był to jeden z tych szalonych, namiętnych pocałunków. Demon całował delikatnie i powoli. Przedłużał tę chwilę. W ten sposób wypowiedział to, co było niewypowiedziane.
Anioł odwrócił się całkowicie w jego stronę i oplótł go ramionami. Crowley złożył ostatni delikatny pocałunek na jego ustach i odsunął się odrobinkę. Podchwycił spojrzenie anioła, ale nic nie powiedział.
Aziraphal po dłuższej chwili zerwał to połączenie. Ułożył swoją głowę na piersi Crowleya, a ten otoczył go ramionami. Ta noc, w istocie, była piękna.

Come on, it's time to something biblical // Good OmensOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz