Aziraphal zasnął dopiero nad ranem, gdy zaczynał się kolejny upalny dzień. Nie pospał jednak długo, gdyż już po godzinie obudził się z koszmaru sennego. Nie chciał nawet myśleć o tym, co się w nim działo.
Anioł przekręcił się na drugi bok, by sprawdzić, czy Crowley choć na chwilę się zdrzemnął, lecz ku jego zdziwieniu, demona nie było przy jego boku.
Anioł usiadł na łóżku i rozejrzał się dookoła, lecz nadal nigdzie nie dostrzegł swojego demona.
Wstał, zmienił swoje ubrania na coś bardziej odpowiedniego i wyszedł z namiotu.
Znowu rozejrzał się wokół siebie. Za dnia ta wioska wydawała mu się jeszcze piękniejsza i urokliwsza. Ruszył przed siebie i wypatrywał. Nigdzie nie widział żywej duszy, jakby wioska została zupełnie opuszczona.
Kilkanaście kroków dalej, Aziraphal usłyszał śmiechy i jakby rozmowy. Poszedł dalej w ich kierunku. W końcu dotarł do centrum wioski, gdzie dostrzegł małe zbiorowisko. Stały tam anioły i demony, a wśród nich był Crowley. Śmiał się głośno z czegoś co opowiadał jeden z demonów. Aziraphal podszedł bliżej, by usłyszeć o czym rozmawiają. Stanął przy jednej z fontann. Tu widział wszystko i jeszcze lepiej słyszał.
- Kiedyś, celowo pozamieniałem Sandalfonowi papiery, które niósł do Metatrona. Wmówiłem mu, że to jego wina. - Opowiadał jeden z aniołów. - Biedak układał je przez następny miesiąc. - Roześmiał się, a wraz z nim wszyscy zgromadzeni.
- Gdy byłem już w Piekle, wypuściłem wszystkie ogary piekielne, a sam schowałem się na Ziemi. Podobno Liquor uciekał przed nimi przez trzy tygodnie, zanim je wyłapano. - Dopowiedział Crowley, co wzbudziło kolejne salwy śmiechu.
Tylko Aziraphal się nie śmiał. Jakoś nie było mu wesoło w obecnej sytuacji. Nadal nie potrafił przestać myśleć o ich misji i jej bliskim końcu. Nie miał dobrych przeczuć. Crowley dziś w nocy zasiał w nim ziarno zwątpienia. Gdy teraz się nad tym zastanawiał, doszedł do wniosku, że sam nie był pewny, czy na miejscu Mastadona, by im pomógł. Gdyby ktoś poprosił go, by zaryzykował życie Crowleya, coś co cenił ponad samego siebie, na pewno by odmówił. Wiedział, że Mastadon troszczy się o ludzi, którzy mieszkali z nim w tej wiosce.
Aziraphal oddalił się od centrum niezauważenie. Wybrał dla siebie spokojniejsze miejsce. Skierował się z powrotem do namiotu. Usiadł na posłaniu z miękkich poduch z książką w ręku.
Próbował czytać, jednak nie bardzo mógł się skupić na pojedynczych zdaniach czy słowach. Wszystko zlewało mu się przed oczami.
W teorii znajdował się wśród swoich. Było tu dużo aniołów i demonów. Był Crowley, jednak w praktyce czuł się bardzo samotny. Nie potrafił zrozumieć dlaczego obecne tu anioły nie wypełniają swojej misji będąc tu, na Ziemi. Przecież mogliby uczynić tyle dobrego! Oni jednak woleli ukrywać się tu przed resztą świata i przechwalać się historyjkami z przeszłości.
Odłożył książkę i oddał się swoim myślą. W tym stanie i tak nie mógł przeczytać choćby strony.
Sam nie wiedział ile czasu minęło zanim znów miał okazję zobaczyć swojego demona. Crowley zamaszystym krokiem wszedł do namiotu, spojrzeniem szukając Aziraphala. Gdy go znalazł rzucił się na poduszki tuż obok niego.
- Tu jesteś aniele! - Krzyknął. - Cały dzień cie nie widziałem. Co ty tu robisz?
- Ach... Czytam. - Posłał mu słaby uśmiech. - A ty? Jak tam? Co robiłeś?
- Poznałem mieszkańców wioski. Są tacy zabawni i naprawdę nienawidzą Nieba i Piekła. - Uśmiechnął się szeroko. - Dokładnie tak jak my.
- Ja nie nienawidzę Nieba. - Sprzeciwił się.
- Ale Niebo nienawidzi ciebie. Inaczej w ogóle by nas tu nie było.
- Możliwe, ale to nie oznacza, że mam się stać taki jak oni. To oni zboczyli ze ścieżki Pana. Ja nie zamierzam. - Spojrzał w oczy Crowleya z determinacją.
- Wiem. - Uśmiechnął się delikatnie i musnął ustami jego czoło. W zamian dostał prawdziwy uśmiech anioła, taki sięgający oczu.
Poły ich namiotu rozwarły się, a w przejściu pojawił się Albion.
- Mastadon podjął decyzję. - Powiedział. - Wzywa was. - I odszedł.
Aziraphal i Crowley spojrzeli po sobie. O to nadszedł ten czas, gdy mieli dowiedzieć się jaka czeka ich przyszłość. Czy w ogóle jakąś mają.
Złapali się za dłonie i ruszyli w stronę namiotu Mastadona. To podtrzymywało ich na duchu, choć odrobinkę.
Crowley zatrzymał anioła, gdy ten chciał wejść do namiotu i ujął jego twarz w dłonie.
- Co by się nie stało, przetrwamy to. Rozumiesz?
- Rozumiem. - Uśmiechnął się słabo.
Odetchnęli i weszli do namiotu. Tak jak dzień wcześniej Mastadon wraz z Jesod siedzieli na poduszkach. Już na pierwszy rzut oka nie mieli zbyt pogodnych min, jednak to wcale nie musiało o niczym świadczyć. Usiedli na przeciwko nich, niewypowiadając choćby słowa. Aziraphal mocniej ścisnął dłoń Crowleya, którą nadal trzymał.
- Na początek chciałbym wam powiedzieć, że podziwiam was. - Zaczął Mastadon. - To niewiarygodne, że przekroczyliście bariery, które dzielą nasze rasy. Jestem, jak z resztą cały świat, wam wdzięczny, że zapobiegliście apokalipsie. To co wydarzyło się dzięki wam jest naprawdę niesamowite. Bardzo żałuję, że nie miałem okazji poznać was w bardziej przychylnej sytuacji. - Przerwał i westchnął, tak jakby to co miał zamiar zaraz powiedzieć, nie chciało mu przejść przez gardło. - Obawiam się jednak, że nie mogę wam pomóc w sposób jaki byście chcieli. Nie mogę narażać całej wioski.
- Ale tu nie chodzi o całą wioskę. Wystarczy tylko jeden anioł i jeden demon. - Wtrącił się Aziraphal błagalnym tonem.
- Nie mogę nikogo prosić o taką przysługę. - Posmutniał. - Nie mogę też sam stanąć w tej roli. Nigdy nie naraziłbym Jesod... - Dodał szczerym głosem, patrząc na siedzącą obok niego kobietę.
- Rozumiemy to. - Szybko wtrącił się Crowley, zanim Aziraphal miał okazję coś powiedzieć.
- Nie możemy wam pomóc w taki sposób jak byście chcieli, ale jest coś co możemy wam zaoferować. - Zrobił pauzę.
- Mianowicie? - Zapytał Crowley.
- W wiosce jest wystarczająco dużo miejsca, by pomieścić tu jeszcze jednego anioła i demona. Zostańcie z nami. Tu nic wam nie grozi. Ukrywamy się od stuleci i wy jako pierwsi z zewnątrz byliście w stanie nas odnaleźć.
- Zostać? Tutaj? - Powtórzył zszokowany anioł.
- Nie musicie odpowiadać od razu. Zastanówcie się. Myślę, że spodobałoby wam się tutaj.
- Tak. Musimy to przemyśleć. - Odezwał się Crowley. Wstał i pociągnął zszokowanego anioła za sobą. - Damy ci odpowiedź do jutra. Cześć. - Wyciągnął go z namiotu.
- Poczekaj Crowley! - Demon stanął. - Ja... Muszę się przejść.
- Świetnie. Pójdę z tobą.
- Nie. - Zaprzeczył szybko. - Chciałbym pobyć chwilę sam, jeśli nie masz nic przeciwko.
Crowley zerknął na niego spod ciemnych okularów i coś w wyrazie jego twarzy, kazało mu go zostawić.
- Jasne. - Skinął głową i puścił jego dłoń. Patrzył na oddalającą się sylwetkę anioła.
CZYTASZ
Come on, it's time to something biblical // Good Omens
FanficAziraphal, anioł wybrany przez samego Boga, by strzec ukochanej Ziemi. I Crowley, demon robiący wszystko, by mu to utrudnić, choć tylko teoretycznie. Już raz pokonali apokalipsę. Teraz Bóg rzuca im kolejne wyzwanie. Znów, ramię w ramię, muszą staną...