VI

531 39 2
                                    

Draco's pov

Co to za przypadek? Rano Pansy mówiła abym usiadł z Potterem, nie miałem pomysłu nawet jak to zrobić, a tu proszę Potter będzie siedział ze mną i to na każdej lekcji. Pansy rzuciła jakiś czar? Nie ważne. Teraz siedział obok mnie Potter, oczywiście wyglądał na lekko nie zadowolonego. Mieliśmy przyrządzić eliksir wiggenowy w parach. Wiem, że Potter nie jest dobry z eliksirów pewnie będę musiał robić większość.

- Ty w ogóle wiesz, na której stronie otworzyć? - musiałem zapytać kpiąco, a on odwrócił się do mnie patrząc na mnie swoimi pięknymi oczami. Byliśmy siebie tak blisko.

- Nie. - odezwał się po chwili parzenia na mnie.

- Brawo, Potter. - zachowuje nadal zimnego, aroganckiego Malfoy'a.

- Przestań, Draco, po prostu zróbmy ten eliksir, w końcu mamy siedzieć razem na każdej lekcji. - zaraz czy on mnie nazwał po imieniu, na dodatek nie prowokuje kłótni, dziwne.

- Masz ma myśli, że ja to zrobię, a ty popatrzysz?

- Chyba tak... - teraz lekko się zmieszał.

- Będziesz podawał składniki, dobra ?

- Dobra.

Potter po kolei podawał mi składniki, a ja je obrabiałem i wrzucałem do kotła.
To wszystko minęło bez żadnej nie miłej wymiany zdań, to dziwnie bo nawet czasem chciałem go sprowokować, a on tak jakby cały czas zachowywał spokój.

- Podaj mi płatki ciemiernika. - to był już ostatni składnik.

- Halo, Potter? - powiedziałem ponieważ on chyba nie wiedział co to.

- Co to jest? - tak jak myślałem, on jest kompletnie beznadziejny z eliksirów.

- Oj, Potter. To jest to. Widzisz ten biały kwiat z długą łodyga . - pokazałem mu, przypadkowo dotykając jego ręki. Wzdrygnąłem, ale szybko wróciłem na ziemię.

- Tak widzę. Mogę je wrzucić? - zapytał, czemu on w ogóle mnie pyta o pozwolenie.

- Dobra, ale musisz odkroić mu łodygę.

- Pokaż mi jak. - powiedział, a ja lekko zmieszany wziąłem jego rękę w swoją i ucieliśmy tą łodygę. Potter prawie obciął sobie palca zerkając na mnie, dobrze, że trzymałem jego rękę. Pierwszy raz byłem tak blisko Harrego Pottera, dotknąłem go, nie wyzywaliśmy się. Muszę przeprosić Pansy.

- No i koniec. - powiedziałem

- Tak, koniec. - odparł i uśmiechnął się do mnie lekko, tak słodko wyglądał, Pansy miała rację mógłbym się na niego rzucić I go pocałować choćby tu i teraz.
Snape, sprawdził każdemu eliksir, nasz był poprawny, każdy wyszedł z sali, ja też musiałem, zobaczyłem tylko jak Harry tam zostaje i Snape zamknął drzwi.
Jeszcze trzy lekcje i spotkanie śmierciożerców, moją głowę znowu ogarnęło to, że będę musiał tam być. Bardzo się boję. Idę na transmutację tym razem z Ravenclaw.
Po skończonych lekcjach udałem się na dół, tam czekał na mnie mój ojciec.
Złapałem się go jak zawsze i w mgnieniu oka byliśmy przed naszym domem.

Harry's pov

Parę godzin wcześniej

Sprzątałem wcześniej stłuczone fiolki, podczas gdy Snape mnie pilnował.

-Skończyłem, profesorze. - powiedziałem.

- Dobra, wyjdź Potter, na lekcje. - odparł jak zwykle chłodnym głosem.

Poszedłem na zielarstwo, które mieliśmy z Hufflepuffem.

- Przepraszam za spóźnienie. - powiedziałem do pani Sprout, wchodząc do sali, a właściwie szklarni.

- Dobrze, Harry siadaj.- odparła, a ja usiadłem obok Rona i Hermiony.

- Hermiona mi już powiedziała, to jest genialne. - odezwał się Ron.

- Dzięki Herm, gdyby nie ona było by trudniej. W ogóle się nie kłóciliśmy, parę razy próbował mnie sprowokować, ale poszło nam świetnie, a to dopiero pierwszy dzień planu, jak tak dalej pójdzie to będę mieć pewność już za niedługo.

- To świetnie Harry. - odparł na to Ronald.

- To dobrze. - dodała też Herm.

Zielarstwo minęło szybko ponieważ przegadałem je z Ronem, tak jak i pozostałe lekcje. Teraz była pora obiadu poszliśmy z moimi przyjaciółmi do wielkiej sali. Od razu zerknąłem na stół Slytherinu, nie było przy nim Malfoy'a pomimo obecności jego znajomych, to dziwne.
Za pewno jakieś spotkanie śmierciożerców albo znów siedzi w lochach. Chcę się tego dowiedzieć, trudno jeżeli znowu coś zbiję i mnie przyłapie. Wszyscy ślizgoni są na obiedzie więc, nikogo prócz niego tam zastać chyba nie mogę. Doszedłem tam i znów zacząłem mówić w języku węży i kamienna ściana się rozchyliła. Ukazał mi się pokój wspólny. był pusty, muszę się sprężać bo może ktoś tu wejść.

- Kogo my tu mamy?- chyba za pózno, usłyszałem damski głos i się obróciłem, była to Pansy Parkinson, szlak by to.

- Ja już pójdę.- powiedziałem i chciałem się skierować do wyjścia.

- Tak prędko, Potter ? Czego tu szukasz? - zaczęła się droczyć.

- Niczego, daj mi wyjść. - odparłem chłodno, przecież ona jest głupia nikomu o tym nie powie.

- Albo mi powiesz, albo idę po Snap'a. - jednak się myliłem. Co za przebiegła żmija.

- Emm, no ja szukałem Draco Malfoy'a. - Harry ty kretynie, czemu to powiedziałeś.

- A cóż Cię do niego sprowadza? Chętnie mu przekażę. - zaczęła mówić kpiącym głosem.

- Nic. - warknąłem.

- Oj, nie bądź taki, chyba nie chcesz by Snape Cię z tąd wyprowadził. - nie wierzę, muszę improwizować, nie chcę wpaść w ręce Snap'a.

- Powiedz mu, że będę czekał na niego jutro o jedenastej na błoniach. - co Ty powiedziałeś, cholibka, przecież to nie ma sensu.

- Niech będzie. - uff, ale pewnie powie o tym Malfoyowi i jak ja będę się jutro tłumaczył? Muszę coś wymyślić.
Wyszedłem z lochów i udałem się do wieży astronomicznej.

Pansy's pov

Harry Potter od kiedy on wchodzi do lochów i kto dał mu hasło do naszego domu. Szukał Draco? I chcę się z nim spotkać? To dziwne, ale jestem pewna, że Draco będzie zadowolony. Ale niepokoi mnie to. Ciekawe jak ma się teraz Draco, jak przeżyje to spotkanie, będę czekać na niego.

Ty głupi ślizgonieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz