Randka z wampirem cz 17

502 20 7
                                    


Rose biegła przed siebie najszybciej jak umiała, chociaż palący ból mięśni dotkliwie dawał o sobie znać. Nie wiedziała gdzie biegnie, bo nie znała tej okolicy. Sytuacji nie poprawiał też fakt, że było około drugiej w nocy, a ulica którą próbowała pokonać nie była w żaden sposób oświetlona. Po zapachu unoszącym się w powietrzu, oraz powierzchni przemierzanej ulicy wywnioskowała, że nie jest to zbyt ciekawa okolica.
Wywnioskowała to na tyle na ile było w ogóle możliwe logiczne myślenie w tym momencie.
Mijała jakieś ogromne zabudowania, prawdopodobnie jakieś magazyny. Umysł podpowiadał jej, że na pewno są one opuszczone od dłuższego czasu.
W pewnej chwili nastąpiła na coś nierównego w podłożu – może to był kamień, albo asfalt, który lata świetności miał już dawno za sobą i teraz tylko łuszczył się podnoszą się w górę, jakby chciał opuścić tą dzielnicę. Szybkość z jaką biegła spowodowała, że upadek był bardzo dotkliwy – czuła piekący ból na wewnętrznej stronie dłoni oraz kolanach, które chyba zaczęły krwawić, bo spodnie w tym miejscu zaczęły nasiąkać czymś mokrym.
Wstając, w świetle księżyca ujrzała po prawej stronie ogromną bramę, prowadzącą do jednego z magazynów, która była lekko uchylona.
Pomyślała, że jeśli tam wbiegnie ma szanse ukryć się i wtedy może jej nie znajdzie. Może wcale nie musi tej nocy umierać.
Spanikowana obejrzała się za siebie i gdy upewniła się, że nikogo nie widać szybko skierowała swoje kroki ku bramie. Przed bramą zwolniła, żeby nie zwracać uwagi dźwiękiem jaki mogłaby wydać jeśli otworzyłaby bramę z impetem.
Pchnęła lekko bramę, lecz ta uchyliła się minimalnie i dalej ruszyć nie chciała.
Dopiero w tym momencie spostrzegła, że między bramą a płotem, który bramce sąsiaduje, wisi ogromny łańcuch, który łączy te dwie rzeczy. Na domiar złego kłódka, która zabezpieczała łańcuch była ogromna i ciężka więc nie miała sposobu, aby zniszczyć ją gołymi rękami – bo tylko taką broń posiadała.
- Gdzie jesteś? – słysząc ten głos szybko kucnęła i przysunęła się blisko ogromnego krzaka rosnącego nieopodal.
Wiedziała, że mężczyzna jest jeszcze daleko, bo głos było słychać z oddali.
- Nie chowaj się – powiedział i słyszała, że towarzyszy temu uśmiech – Znasz zasady gry – te słowa zabrzmiały już złowrogo.
Wsunęła się głębiej w krzak, który rozrywał jej wiosenną kurtkę i mocno wbijał się w plecy i ramiona rozcinając jej skórę jak nóż. Chwyciła ręką metalową siatkę, z której zrobiony był płot i w miarę jak mocniej cofała się w głąb ogromnej rośliny, im dalej przesuwała rękę po płocie, tym bardziej myślała, że już nic nie jest w stanie zrobić
„Boże, pomóż mi" – myślała gorączkowo, a łzy spływały z jej policzków niczym rzeka.
Nagle poczuła, że przesuwając dłoń nie natrafiła na żadną siatkę. Nic tam nie było, włożyła ręka głębiej i nie napotkała żadnego oporu. Szybkie zerknięcie upewniło ją w tym, że tkwi tam ogromna dziura zasłonięta przez ten krzak. Niewiele myśląc, przecisnęła się przez wyrwę, nie zwracając uwagi na to, że ostre końce płotu rozrywają jej, już i tak porwaną, kurtkę.
Obok dziury stał ogromny kontener, za którym szybko się schowała, tak, że nie widziała ulicy, ale też nikt kto podążałby teraz ulicą nie zobaczyłby jej.
Przylgnęła do niego całym ciałem i czekała. Wiedziała, że nie może wykonać żadnego gwałtownego ruchu bo zdradzi siebie i swoją lokalizacje.
Słyszała jego kroki – był spokojny, jakby właśnie wyszedł na spacer.
Za to ona miała wrażenie, że jej serce bije tak mocno i tak głośno, że on na pewno to słyszy.
Zamknęła oczy i wstrzymała oddech, kiedy usłyszała, że zbliża się do bramki. Wstrzymywała oddech nawet wtedy gdy on spokojnie próbował uchylić bramę. Jednak powstrzymała go kłódka.
„Na pewno zaraz znajdzie dziurę za krzakiem, a wtedy po mnie." – przerażenie, było tym co odczuwała najbardziej.
Jednak gdy usłyszała, że kroki oddalają się – jakby oprawca ruszył w dalszą drogę – niepewnie i powoli wypuściła powietrze z płuc.
Mimo, że wydawało jej się, że trwało do kilkanaście minut (jak nie godzin!), w rzeczywistości trwało to kilka sekund.
Odczekała kilka chwil i ostrożnie wyjrzała zza kontenera i zobaczyła, że oprawca idzie przed siebie jakieś trzysta metrów przed nią.
Rozejrzała się po terenie i zobaczyła, że bardzo łatwo wejść do budynku, ponieważ okazał się on parkingiem, który miał jakieś 3 piętra.
Ruszyła w stronę wejścia powoli i po cichu, żeby nie robić niepotrzebnego hałasu, który mógłby go naprowadzić na nią. Weszła daleko w głąb obszernego pomieszczenia, które było zupełnie puste. Po szybkim obejrzeniu wnętrza, udała się na sam koniec by schować się za szerokim na jakieś pół metra filarem.
„Poczekam tu choćby do rana, w dzień mam większe szanse na znalezienie pomocy. – myślała co zrobić w tej beznadziejnej sytuacji.
Łzy przesłaniały jej widok. Tak bardzo się bała, cała się trzęsła ze strachu.
Skąd miała wiedzieć, że ta niewinna zabawa doprowadzi ją do tego momentu. Gdyby wiedziała, na pewno nie zgodziłaby się w to grać, ale teraz już za późno. Teraz musi się stąd wydostać i iść na policje, oni jej pomogą. Była strasznie głupia, że nie zrobiła tego od razu.

Jej rozmyślania przerwał jakiś szelest. Przywarła mocniej do filara i z przerażeniem w oczach nasłuchiwała. Przez dłuższą chwilę nic się nie działo, ale słyszała, że na zewnątrz zaczęło mocniej wiać.
Odetchnęła z ulgą... I był to jej ostatni oddech.
Pojawiły się przed nią dwie ciemne dłonie, które zaczęły przybliżać się do jej szyi ale jej nie złapały. Za to poczuła na szyi ucisk jakby coś cienkiego ją ściskało. Ucisk się nasilał, a ona walczyła choćby o mały haust powietrza. Próbowała chwycić to co uciskało jej gardło, ale to coś tak mocno wbiło się w szyję, że nie była w stanie tego chwycić. Nagle to coś zaczęło rozcinać jej skórę, czuła jak przecina mięśnie i tchawice. Czuła, że krztusi się swoją własną krwią, czuła, że krew tryska z jej szyi w rytm bicia serca.
Po chwili jednak nie czuła już nic.
Oprawca wyciągnął metalową żyłkę, za którą trysnęła jeszcze ostatnia partia krwi. Ciało dziewczyny osunęło się po filarze, a oczy otwarte szeroko wpatrzyły się w jakiś punkt na suficie.

Mężczyzna oblizał żyłkę z krwi i szeroko się uśmiechnął.
- Wygrałem, a Ty przegrałaś. – powiedział patrząc na zwłoki, a krew z żyłki pokrywała teraz jego zęby w makabrycznym uśmiechu.
Zwinnie zwinął żyłkę i schował ją do kieszeni. Poprawił na głowię ciemną bejsbolówkę i ruszył w stronę wyjścia.

Rose obudziła się cała zalana potem. Nigdy jej sny nie były tak realistyczne jak teraz ,twarz tego mężczyzny była tak dobrze znana Rose a jego głos kiedyś sprawiał ,że topniały jej kolana a teraz paraliżuje jej całe ciało . Mężczyzna , który przysięgał kochać ją nawiedza ją teraz i doprowadza do strachu .Czyżby przeszłość była bliżej niż nam się wydaje? Co skrywa ta na pozór niewinna i delikatna dziewczyna ? Jaka mroczna tajemnice ma w swoim sercu? Ile osób musi zginąć? aby Prawda wyszła na jaw 

Czyżby przeszłość była bliżej niż nam się wydaje? Co skrywa ta na pozór niewinna i delikatna dziewczyna ? Jaka mroczna tajemnice ma w swoim sercu? Ile osób musi zginąć? aby Prawda wyszła na jaw 

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Randka z wampiremOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz