MASZ TYLE CZASU, ILE TYLKO POTRZEBUJESZ

1.5K 105 21
                                    


- Nie bierz sobie tego wszystko co miało miejsce zbytnio do serca. - Louis mruknął, otwierając drzwi. - To, że pod koniec powiedziałem, że wyglądasz przystojnie, wcale nie znaczy, że tak właśnie uważam. - zaśmiał się, nie mogąc dłużej udawać obrażonego.

- Wchodź do środka, a nie gadaj. - Harry klepnął starszego w plecy.

- Boże drogi, jak ty wyglądasz?! Co się stało?! - Niall pisnął, patrząc z wielkimi oczami na Harrego. - Ktoś was napadł?!

Zanim mężczyźni zrozumieli o co chodzi minęło trochę czasu, ale kiedy w końcu do nich doszło obydwoje wybuchnęli śmiechem. Bluzka lokowanego była cała brudna. Miała kolor brązowy, a spomiędzy niego wystawały zielone plamy.

- Wiesz, wyszliśmy na spacer. - uśmiechnął się głupkowato. - Później chciałem na chwilę usiąść z Louisem, ale okazało się, że jest o wiele większą divą, niż uważałem. - momentalnie poczuł uderzenie w tył głowy. - W trosce o jego cztery litery, ściągnąłem koszulkę...

- Czy ty paradowałeś półnago po parku? - oczy Nialla stawały się coraz większe.

- Po pierwsze to tak, byłem półnago, a po drugie, siedziałem w miejscu! - powiedział stanowczo w swojej obronie.

- Dokładnie. Siedział w miejscu.

- Okej, kontynuuj. - blondyn przeciągnął ostatnie słowo, czekając na dalszy ciąg wydarzeń.

- No więc Louis siedział na mojej koszulce i tak jakoś wyszło, że wsiąkło w nią całe błoto i ubrudziła się z trawy.

- No i ku niezadowoleniu Harrego, zabroniłem mu wracać bez niej. Więc tak wyszło, że wygląda... Tak! - szatyn zaśmiał się, ściągając buty.

- Chyba wrócę do swoich obowiązków, wiecie? Bawcie się dobrze, czy coś. - zaraz po tych słowach Irlandczyk zniknął w kuchni.

Ten dzień był naprawdę piękny i nie zapowiadało się, aby cokolwiek miało go zepsuć. Mężczyźni na zmianę śmiali się i dokuczali sobie w zabawny sposób. Gdyby ktoś powiedział, że jeszcze dzień wcześniej darli ze sobą koty, zapewne sami by nie uwierzyli. Szczerze mówiąc, nawet Niall zadawał się nie do końca wierzyć w to, co sam widział.

- Masz ochotę coś zjeść? - Harry uśmiechnął się, patrząc na starszego. - Może zamówimy pizzę?

- Nie jestem narazie głodny. Szczerze mówiąc chciałbym pójść do pokoju i chwilę pobyć sam. - skierował się w stronę schodów.

- Louis, poczekaj chwilę. - Harry niepewnie wyjął kopertę spomiędzy stron książki, którą właśnie trzymał w dłoniach. Tomlinson mógłby przysiąc, że wzięła się ona znikąd. - Chciałbym ci to dać. - popatrzył w ziemię nie do końca pewny swojego czynu. W głowie kotłowały mu się myśli. Może nie powinien robić tego tak szybko? - Otworzysz tę kopertę, jeżeli uznasz to za właściwe. Z jej zawartością zrobisz co tylko zechcesz. Możesz mi ją oddać za dzień, dwa, miesiąc, albo nigdy. Wszystko jest zależne tylko i wyłącznie od ciebie. - starszy nie miał pojęcia o co może chodzić, jednak wziął od lokowanego kopertę. - A teraz zmykaj. Ja pójdę się wykąpać. Zamówię też coś do jedzenia na później!

- Dziękuję za dzisiejszy dzień! - odkrzyknął jeszcze Louis, znikając już w pokoju.

W jego głowie również biły się myśli. Harry brzmiał śmiertelnie poważnie mówiąc te słowa przed chwilą. Mogło to znaczyć tylko jedno. Chodziło o coś poważnego.

Czy obraziłem Harrego?

Czy jednak chce stąd odejść?

Czy ma mnie dość?

Neither Dom, nor Sub |Larry|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz