࿙༽༺18༻༼࿚

89 8 0
                                    

Rano obudziłam się z uśmiechem. Przypomniało i się, że Gahyeon wszystko już wie. No prawie... Ale naprawdę poczułam ulgę, że w końcu komuś się zwierzyłam. 

Przeciągnęłam się, po tym jak zobaczyłam, że zostało mi kilka minut do budzika. Czułam się wyspana, więc gdybym znów się położyła, chciałoby mi się jeszcze bardziej spać. Usiadłam na łóżku, jednak mój uśmiech zrzedł gdy zobaczyłam Mingi'ego. Leżał na boku, na podłodze, wglądał jakby spał. Zaniepokoiło mnie to... Zerwałam się z łóżka, podchodząc do niego.

- Mingi... - zaczęłam, potrząsając za jego ramię. Jednak nie reagował. 

Dłuższą chwilę starałam się go obudzić i w końcu zauważyłam, jak ociężale otwiera oczy. Przeraziłam się. Był blady, miał spuchnięte czerwone oczy. Bałam się spojrzeć na jego plecy, obawiając się, że znów cos jest nie tak z jego skrzydłami. 

- Co się dzieje? - usłyszałam zaspany jeszcze głos Sana. 

Jednak nie docierał on do mnie wyraźnie. Ręce mi się trzęsły gdy sięgałam twarzy Mingi'eo. Przymknął oczy, wyraźnie nie mając siły trzymać ich otwartych. Czy on jest chory? Czy on się przeziębił? Zaraził od Sana? Ale jak? Było z nim źle, a ja nie wiedziałam co zrobić. 

- Czy to znowu skrzydła? - spytał zaniepokojony San, pochylając się nad Mingi'm. Jednak ja milczałam. Nie byłam pewna, wciąż bałam się spojrzeć na tył jego koszulki. Bałam się, że ludzka choroba może go wykończyć. Kontem oka widziałam, jak San klęka naprzeciw mnie, za plecami Mingi'ego. Podniosłam wzrok, widząc, jak San podwija jego koszulkę. - Blizny są zaczerwienione, ale nie krwawią - powiedział co mnie lekko uspokoiło

- Czyli naprawdę się zaraził - wymamotałam. 

Powstrzymywałam płacz, bo zaczęłam siebie obwiniać. To moja wina, że zostawiałam go z Sanem. Byłam pewna, że nie może zachorować, ale się myliłam. Ja go naraziłam... 

- Shiri... wszystko będzie dobrze - San podszedł do mnie, by usiąść obok. Objął mnie ramieniem, próbując uspokoić. - Pamiętasz, co się działo ostatnio? Po prostu przy nim bądź... - powiedział, czym owszem mnie uspokoił. 

Już nawet nie wiedziałam która godzina. Pewnie już dawno powinnam być w drodze do szkoły. Jednak Mingi teraz jest ważniejszy. Co mi szkodzi jeden dzień nieobecności w szkole. Tyle lat dostawałam na koniec roku dyplom za stu procentową frekwencję. Wystarczy mi. Usiadłam wygodniej na podłodze i chwyciłam rękę Mingi'ego w swoje dłonie mocno ją ściskając. 

Po chwili zobaczyłam, jak Mingi otwiera oczy. 

- Pamiętasz, jak pierwszy raz się spotkaliśmy? - odezwał się San, przerywając napiętą ciszę. Podniosłam na niego wzrok zdezorientowana, dlaczego zaczyna ten temat. - Powiedziałem wtedy, że gdy mnie dotknęłaś, ból zniknął. Mingi też tak ma - pochylił się bliżej mnie - Ale z nim czujesz większą więź. Sam chciałbym wiedzieć, jak to działa, że jesteś w stanie trzymać nas przy życiu. Ale wiedz, że jestem pewien, że puki przy nim jesteś, wszystko będzie dobrze. - mówił a ja zaczynałam mu wierzyć

- Jak raz się z nim zgodzę - usłyszałam po chwili głos Mingi'ego. Natychmiastowo spuściłam wzrok na niego. 

Wciąż wyglądał jak zwłoki, ale uśmiechał się szeroko. Zaraził mnie uśmiechem, przez to westchnęłam, próbując się uspokoić. San ma rację. Nie wiem, jak to działa, ale działa. Dzięki mnie Mingi nie odczuwa bólu i o tym starałam się teraz myśleć, by się nie załamać. Liczyłam, że tak jak ostatnio to kwestia czasu, że wszystko wróci do normy. Chociaż gdzieś z tyłu głowy wciąż się obwiniałam za to, że tak naciskałam, by był przy Sanie. 

- San... Weźmiesz mój telefon i napiszesz na kakao do Gahyeon, że mnie nie będzie w szkole? - nawet nie odrywałam wzroku od Mingi'ego

- Jasne - usłyszałam tylko

- Przecież zaraz będzie okej - wymwmrotał Mingi - Najwyżej możesz się spuźnić 

- Nie, dziś nie idę do szkoły - powiedziałam stanowczo, czując, że zaczynam się bardziej uspokajać. 

Po chwili zobaczyłam, jak Mingi kładzie swoją dugą dłoń na moich. Westchnął głęboko, na co spojrzałam w jego oczy. Serce mi przyspieszyło, poczułam dreszcz na plecach i motylki w brzuchu. Przełknęłam ślinę onieśmielona jego spojrzeniem. Owróciłam wzrok natychmiastowo, spotykając się z cichym śmiechem Sana. Zignorowałam jego zachowanie, gładząc kciukiem dłoń Mingi'ego. Martwiłam się faktem, że pewnie źle się czuł przez całą noc. Z pewnością cierpiał tyle czasu, a ja nie byłam tego świadoma. Mógł mnie obudzić... 

Miałam wątpliwości czy na pewno tylko moja obecność mu pomoże. Może faktycznie się przeziębił i tym razem ludzkie leki są niezbędne. 

Nie wiem, ile już tak siedziałam. Wnioskując po tym, że nie czułam tyłka i łydek to z pewnością długo. Zdawało mi się, jakby Mingi zasnął. Nie byłam pewna czy powinien, ale stwierdziłam, że to dobra droga by odpoczął. Za plecami Mingi'ego znów pojawił się San. Położył dłoń na czole chłopaka, mamrocząc po nosem.

- Role się odwróciły - zaśmiał się - Wszystko będzie dobrze - zwrócił się tym razem do mnie, posyłając mi uśmiech. Sam dalej był osłabiony, a to on teraz dodawał mi sił. 

Jednak wciąż bałam się, że coś jest nie tak. Byłam zaniepokojona... może źle stwierdziłam, że to tylko przeziębienie. 

Po raz drugi dodaję rozdział przez telefon. Mam problem z internetem więc daję znać tym czterem osobom, które czytają na bieżąco, że jestem w trakcie pisania dwudziestego rozdziału, ale gdy próbuję pisać go na telefonie, nie mogę się skupić. Zjechało się rodzeństwo i wykorzystaliśmy transfer internetu w domu XD Internet w telefonie też mi się już kończy. Także zobaczymy jak dużo uda mi się napisać do końca maja. Miłego dnia ^^

Prawdziwy Anioł| FFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz