࿙༽༺8༻༼࿚

103 9 0
                                    

༽༺MINGI༻༼

Shiri poszła do szkoły. Ja zostałem z Sanem sam. Siedział na łóżku Shiri, parząc przez okno, podczas gdy ja przyglądałem się mu i powstrzymując się, by nie zrobić mu krzywdy. Shiri okazuje mu za dużo uwagi. Irytuje mnie to. Ja rozumiem, że musi nauczyć się żyć jak człowiek, ale to nie zmienia faktu, że mam ochotę coś mu zrobić gdy zajmuje czas Shiri. 

- Możesz przestać? - powiedział odwracając się w moją stronę

- A co ja robię? - prychnąłem

- Planujesz morderstwo na przykład - odpowiedział 

- Nie marnowałbym na ciebie tyle czasu - powiedziałem, na co ten się zaśmiał. 

- Co ty do mnie masz? - spytał po chwili ciszy

- Pomijając fakt, że jesteś Lucyferem, który pojawił się znikąd, to jeszcze próbujesz owinąć Shiri wokół palca - odpowiediałem

- Po pierwsze... NIE JESTEM LUCYFEREM! Po drugie to z Shiri to nie prawda - zbulwersował się, ale ostatnie słowa wypowiedział spokojnie. Wstał i idąc w moją stronę, westchnął cicho. - Zrozum, jesteśmy w tej samej sytuacji. I zrozum że jeśli bym chciał zrobić jej krzywdę, to bym zrobił na początku - mówił stanowczo - Ale pomyśl... Jest różnica między tym, co musiał zrobić anioł, by dostać karę, a tym co musiał zrobić UPADŁY anioł, by dostać karę. - powiedział, patrząc na mnie śmiertelnie poważnie. Może i miał rację. Skoro ja jestem tutaj, bo zrobiłem coś złego, to on tu jest, bo musiał... zrobić coś wyjątkowo dobrego? Czy ja to tak mam rozumieć? - Więc to ja się o nią obawiam gdy jest w pobliżu ciebie - powiedział, podchodząc bliżej mnie i lekko zadzierając głowę do góry, gdyż jest niższy. 

- Znasz ją 4 dni, co cię to obchodzi

- A ile dłużej ty znasz ją? Założę się, że niewiele - odpowiedział - Mam tylko ją...

- Ja też! - wręcz mu przerwałem

- To na pewno nie był przypadek, że od jej dotyku przestaję cierpieć...

- Ja też! - zbulwersowałem się. Przypomniałem sobie, że na mnie jej dotyk też zadziałał gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy. Obaj byliśmy spięci i tylko patrzyliśmy na siebie, próbując nie zrobić nic więcej. 

- Czyli nie mamy wyjścia... Musimy siebie znosić - westchnął, jednak długo tam nie zostałem. 

Przeniosłem się do szkoły Shiri. Nie chciałem tam dłużej z nim zostać, bojąc się, że stracę kontrolę. Ziomek działa mi na nerwy. Nic na to nie poradzę. Od zawsze mnie uczyli, by od Lucyferów trzymać się z daleka. Chociaż czy to było dobrym posunięciem, że zostawiłem go samego, to nie jestem pewien.

Stałem przed przeszklonymi drzwiami do klasy Shiri. Rozglądałem się po uczniach, którzy nie do końca słuchali na lekcji. Oczywiście wyjątkiem była Shiri i ten cały Wooyoung. Już nie wiem który z nich jest gorszy... San czy on. Czemu Wooyoung jest taki dla niej niemiły? Może gdyby wiedział, co dla niej znaczy odezwać się do kogoś, to coś by się zmieniło... Ale teraz już widzę, że on nie zasługuje na jej towarzystwo. 

Ostatecznie pojawiłem się obok jego ławki. Parzyłem na niego z góry. Kontem oka widziałem, że Shiri na mnie patrzy. Nie przejmowałem się tym bo wiedziałem, że nie jest w stanie nic zrobić w trakcie lekcji. Słuchać było tylko głos nauczycielki, podczas gdy ten cały Wooyoung pisał w zeszycie jak opętany. Spojrzałem na leżący piórnik na roku ławki. Uśmiechnąłem się pod nosem i zsunąłem go na podłogę. Huk rozsypującej się zawartości zwrócił uwagę wszystkich w klasie. Nawet nauczycielki. 

- Przepraszam - powiedział, wstając lekko spięty. 

Szybko zanurkował pod ławkę, zaczynając sprzątać. Wszyscy wrócili do słuchania nauczycielki, ale chwilę po tym chłopak gdy chciał wstać, uderzył się w głowę, znów zwracając na siebie uwagę. Nie mogłem się powstrzymać i parsknąłem śmiechem. Jednak szybko się opanowałem, widząc spojrzenie Shiri. 

- No co? To, że się uderzył w głowę to już nie moja wina - powiedziałem, na co westchnęła zrezygnowana. Przez ułamek sekundy poczułem się winny, widząc jej reakcję, jednak nie trwało to długo. 

Znów przeniosłem się, by wyjść z sali. Nie chciałem znów czuć wyrzutów sumienia spowodowanych spojrzeniem Shiri. Ale co poradzę. Zasłużył sobie. 

Po chwili zobaczyłem, jak chłopak kieruje się w stronę drzwi. Wyszedł z klasy i gdy mnie wyminął, zaczął prawdopodobnie kierować się w stronę łazienki. Poszedłem za nim, nie mając nic lepszego do roboty. 

Idąc, słyszałem tylko, jak co chwila pociąga nosem. Gdy stanął przed lustrem, zdałem sobie sprawę dlaczego. Chłopak nerwowo wyciągnął ręczniki papierowe z dozownika, by jak najszybciej zatamować lecącą z jego nosa krew. Ale nie uderzył się przecież w nos... To z nadmiaru stresu i wysiłku... 

Chłopak zmoczył dwa kawałki papieru zimną wodą. Jeden położył sobie na karku drugi na czole. Okulary rzucił obok umywalki. Wiedział, co robi. Założę się, że zdarza mu się to zbyt często. Poczułem się z tym źle. Podszedłem bliżej niego i położyłem moją dłoń na jego karku. Papier stał się już ciepły, jednak osobiście go schłodziłem, pilnując, by nie spadł. 

Patrzyłem na chusteczkę, którą tamował krwawienie, jednak wciąż była coraz bardziej czerwona. Zirytowany, wyrzucił ją do kosza pod umywalkami i wyciągnął kolejną. Tym razem wysiliłem się bardziej i gdy po raz pierwszy odsunął ten kawałek papieru od nosa, obaj zobaczyliśmy, że nie ma na nim kropli krwi. Usłyszałem, jak chłopak wzdycha z ulgą. Cofnąłem dłoń gdy zobaczyłem jak ściąga mokry papier z czoła i sięga po ten z karku. Zrezygnowany usiadł na podłodze i wyrzucił wszystkie papiery do kosza. 

Shiri mi mało o nim wspominała. Ale za każdym razem gdy to robiła, świeciły jej się oczy. Uśmiechała się szerzej. Źle się czułem sam ze sobą, że to właśnie ten idiota jest powodem jej uśmiechu. Mimo że i tak ostatecznie w jego towarzystwie nie kończy się to uśmiechem. 

Prawdziwy Anioł| FFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz