࿙༽༺7༻༼࿚

106 11 0
                                    

W sobotni poranek obudziłam się dość wcześnie. Z lekkim uśmiechem się przeciągnęłam. Jednak mój uśmiech momentalnie zmalał, gdy spuściłam głowę i zobaczyłam śpiącego na podłodze chłopaka. Zdałam sobie sprawę, dlaczego tu leży i fakt, że rozpoczął się weekend, wcale mnie nie pocieszał. Usiadłam, przyciągając nogi do siebie i zaczynając się mu przyglądać.

Wyglądał tak spokojnie. Nie dziwię się... w końcu musi się wyspać za wszystkie czasy. Jego długie włosy się lekko poczochrały, jak to zawsze rano bywa. Patrzyłam na niego i jakoś uśmiech wrócił mu na twarz.

- Lepiej zjedz śniadanie i idź się ubrać, puki śpi - usłyszałam głos Mingi'ego, na co od razy zaskoczona zaczęłam go szukać wzrokiem. Stał i opierał się o blat w kuchni, patrząc na mnie znacząco. Westchnęłam zrezygnowana, starając się wstać jak najciszej i podeszłam bliżej Mingi'ego.

- Czemu jesteś taki niemiły? - spytałam cicho.

- Bo masz pod swoim dachem Lucyfera — powiedział

- A co miałam go zostawić?

- Czemu nie? - odpowiedział, na co spojrzałam na niego znacząco.

- Bo teraz jest człowiekiem i jeśli by został sam to albo by nie przeżył, albo wszyscy by się dowiedzieli, że na ziemi żyją anioły - odpowiedziałam, akcentując ostatnie słowa. - I nie mów na niego Lucyfer, ma na imię San - dodałam, na co ten westchnął, a wtedy coś mi wpadło do głowy - A może ty jesteś zazdrosny — uśmiechnęłam się, widząc jego pytające spojrzenie.

- Jaki? - spytał, przez co przypomniałam sobie, że on może nie rozumieć ludzkich uczuć. Po prostu podeszłam bliżej niego i objęłam go w pasie, przytulając go.

- Nie martw się, to mieszkanie jest małe, ale pomieścimy się we trójkę — powiedziałam

- Co nie zmienia faktu, że wciąż mu nie ufam — odpowiedział, co rozumiałam z jego strony. Odsunęłam się od niego i zadarłam głowę w górę, by na niego spojrzeć. 

Westchnął cicho, odwracając wzrok w stronę Sana. Widziałam to, był zazdrosny. Bał się z pewnością, że teraz zajmę się Sanem i na pewno dobijał go fakt, że to San do tego jest tym złym. 

- Idę się przebrać - powiedziałam - Chodźmy później na spacer po parku - dodałam i odeszłam w stronę komody, by po tym iść do łazienki się przebrać. Wciąż się obawiałam, że San jednak może się obudzić w nieodpowiednim momencie. 

༽༺༻༼

Poszliśmy do parku, jak tylko San uporał się ze śniadaniem. Śmiałam się, bo nie umiał korzystać z pałeczek, więc musiał poradzić sobie widelcem. 

Chmury dziś nie zasłaniały przyjemnych promieni słońca. Dlatego nie dziwiła mnie spora ilość kręcących się po parku ludzi. Szłam między chłopakami, jednak czułam, że atmosfera jest trochę spięta. 

Także trochę się ucieszyłam, gdy zobaczyłam znajomą postać na boisku od koszykówki. Wooyoung prawie każdy rzut wykonywał celnie. Podekscytowana podeszłam bliżej boiska, mimo tego, że ostatnio nie ma ochoty mieć kontaktu z kimkolwiek. 

Kolejny rzut okazał się nietrafiony, przez co piłka potoczyła się w bok boiska i potoczyła się w stronę Sana. Zatrzymała się na jego czarnych butach, co spowodowało, że spuścił głowę. Nieśmiało podniósł piłkę i przyglądał jej się z zaciekawieniem. 

- Shiri? - usłyszałam zdziwiony głos Wooyoung'a, przez co odwróciłam głowę w jego stronę. Posłałam mu uśmiech. 

- Hej - przywtałam się patrząc, jak odbiera piłkę od Sana. 

Nie miał okularów, ubrany był w dres, włosy nie były tłuste, a mokre od potu. Założę się, że nikt z klasy by go nie poznał. Sama pewnie też bym go nie rozpoznała gdyby nie fakt, że często go widuję na tym boisku. Ale na tym to się kończy. Uśmiechnęłam się szerzej, przyglądając się mu. Wooyoung jednak patrzył na Sana. Co mnie lekko dziwiło, bo myślałam, że nas oleje i odejdzie. 

- A... no tak, to mój kuzyn San - przedstawiłam go, przerywając chwilową ciszę - A to mój kolega z klasy, Wooyoung - dodałam gdy San poszedł śladami Wooyoung'a i zakłopotany mu się ukłonił. Zaśmiałam się pod nosem, bo wydało mi się to urocze. San spojrzał na mnie wielkimi oczami, na co cicho parsknęłam śmiechem. 

- Chcesz zagrać? - spytał Wooyoung, patrząc na Sana, na co moja mina zżedła 

- Może innym razem... - odpowiedziałam, wiedząc, że San nie wie jak, chociaż to nie zmienia faktu, że zdziwiła mnie jego propozycja. Zawsze grał sam. - San nie czuję się dziś za dobrze - dodałam. A San po chwili pokiwał głową twierdząco.

- To innym razem - westchnął Wooyoung spuszczając wrzok

- Ja mogę zagrać - zasugerowałam z usmiechem 

- To innym razem... Teraz poczułem, że już mi chyba na dziś wytraczy - odpowiedział. Wyminął mnie, by pójść w stronę ławki z boku boiska, gdzie leżały jego rzeczy. 

Poczułam się zawiedziona, chociaż ukrywałam to za uśmiechem. Zabolało mnie to ale zdałam sobie sprawę, że sama się o to prosiłam tym, że do niego podeszłam. Za dobrze go znałam i wiedziałam, że tok to się skończy. Odprowadziłam go wzrokiem, jednak coś wpadło mi do głowy.

- Gdzie jest Mingi? - spytałam, parząc na Sana. Był z nami przecież... Znowu zniknął... 

Zaczęłam się rozglądać wokół i wtedy zobaczyłam Mingi'ego stojącego obok Wooyoung'a. Milczałam, by nie wzbudzać podejrzeń, ale wtedy zobaczyłam, jak Mingi podkłada nogę Wooyoung'owi. Wooyung się potknął, jednak w ostatniej chwili odzyskał równowagę. Przestraszyłam się, że upadnie, jednak natychmiastowo spojrzałam na Mingi'ego zszokowana jego zachowaniem. 

Mingi podniósł na mnie wzrok i zaczął iść w naszą stronę. Gdy podszedł bliżej, razem z Sanem odwróciliśmy się, by wrócić na ścieżkę.

- Dlaczego to zrobiłeś? - spytałam Mingiego gdy pojawił się obok mnie

- Bo był dla ciebie niemiły - odpowiedział, jakby nic się nie stało. 


Prawdziwy Anioł| FFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz