࿙༽༺5༻༼࿚

112 9 0
                                    

Sihyeon miała dziś urodziny. Jak tylko weszłam do klasy, zobaczyłam, jak jej ławka jest zapełniona kwiatami, czekoladkami i prezentami. Co tu się dziwić? Jest śliczna i miła dla każdego. Wręcz wygląda jak idolka. Jest przewodniczącą klasy i nawet ma cichych wielbicieli spoza naszej klasy. Każdy chce się z nią przyjaźnić i powodem nie jest to, że jest popularna tylko fakt, że jest zabawna, miła i ma dobre serce. 

Jednak mimo to nic dla niej nie kupiłam. Nic dla niej nie mam. Nawet nie mam ochoty składać jej życzeń. Już z pewnością się nasłuchała. Po prostu nie czuję, że przynależę do tej klasy, dlatego nie czuję się zobowiązana. Już pomijam fakt, że każde życzenia brzmią dla mnie jak puste słowa. 

Usiadłam na swoim miejscu, olewając całe poruszenie. Sihyeon siedziała na swoim miejscu, posyłając każdemu promienny uśmiech. Nie mogąc się powstrzymać, zaczęłam się im przyglądać. Czułam się z tym źle. Dołował mnie widok tego, jak jest otoczona ludźmi. Że pewnie nigdy nie zaznała samotności. Że jej życie jest idealne. Że ma do kogo się uśmiechać. W takich momentach uderzał mnie fakt, że jej zazdroszczę. I że zazdroszczę każdemu, kto ma chodź jednego prawdziwego przyjaciela. 

Westchnęłam, zaczynając przygotowywać się do lekcji. Otworzyłam zeszyt, by przypomnieć sobie, co działo się na ostatniej lekcji. 

Starałam się być na lekcji w miarę aktywna, jednak klasa wiecznie zmieniała temat na jakieś głupoty niezwiązane z tematem. Tu Sihyeon, tu wycieczka, tu dyskoteka, tu cokolwiek innego tylko nie matematyka. 

Nie, żeby mi to przeszkadzało, w końcu nie mam głowy ostatnio do niczego, od momentu gdy pojawił się Mingi. Czuję się jakbym żyła w symulacji albo wciąż śniła. Jednak z dnia na dzień zaczynam rozumieć, że to wszystko to prawda. 

༽༺༻༼

- Pomogę ci - usłyszałam za sobą -  W końcu, to po części moja wina - odwróciłam się, by zobaczyć, jak Sihyeon posyła mi uśmiech. 

Dziś była moja kolej, by być dyżurną. Razem z Yeosang'iem, którego akurat dziś nie ma.  Akurat dziś... Jednak nie zdążyłam się odezwać, bo Sihyeon już zaczęła sprzątać papierki po cukierkach z podłogi. 

W sali panował bałagan. Ławki były poprzestawiane. Na podłodze pomijając papierki po cukierkach, które wcześniej rozdawała Sihyeon leżały pojedyncze płatki kwiatów, okruchy po kanapkach i nie tylko... Płatki były zdeptane przez uczniów, więc nie wyglądały już estetycznie. 

Zajęłam się pracą, starając się nie zwracać na nią uwagi, bym nie musiała się odzywać. Miałam przez to lekkie wyrzuty sumienia. Podziękowałam tylko cicho, jednak roznoszące się po sali echo spowodowało, że na pewno to usłyszała. Mimo że przez chwilę chciałam ją przekonać, że skoro dziś są jej urodziny, to nie powinna zajmować się sprzątaniem sali. 

Gdy zmiotłam część śmieci z podłogi, podniosłam się, trzymając w dłoni zmiotkę. Już kierowałam się do kosza na śmieci gdy zobaczyłam jak na mojej ławce siedzi Mingi. Westchnęłam, spoglądając na Sihyeon i zaczynając się stresować jego obecnością. Poszłam wyrzucić śmieci, jednak kątem oka widziałam jak Mingi śledzi każdy mój ruch. Czułam się przez to, lekko spęta. 

- Czemu zawsze siedzisz sama i z nikim nie rozmawiasz? - usłyszałam głos Sihyeon, na co spojrzałam na nią i wzruszyłam ramionami

- Jakoś tak wyszło... Wolę swoje towarzystwo - odpowiedziałam nieśmiało - nie umiem utrzymywać kontaktów na długo - dodałam, to co mi przyszło do głowy. Chociaż szerze mówiąc, było w tym dużo prawdy. - To po co mam w ogóle próbować, by ostatecznie znów być sama - zaśmiałam się, poprawiając jedną z ławek. W końcu to komuś wyznałam. I Mingi też to usłyszał... Przez to gdy znów na niego spojrzałam, zauważyłam, że już się nie uśmiecha tak szeroko jak przed chwilą. 

- Rozumiem - powiedziała Sihyeon, na co na nią spojrzałam. 

Jak tylko wróciłam do pracy, zaczęła dawać mi rady. Że nie każda relacja to od razu musi być przyjaźń, że dobrze jakbym się jednak otworzyła na świat i żeby przyjaźń przetrwała na długo, to trzeba coś od siebie dać i o nią zadbać. Może i miała rację. Jenak nie znała mojej sytuacji. Tego, że nigdy nie zaznałam miłości rodzicielskiej, poczucia przynależności i przez to, mimo że dużo od siebie daję, to niestety okazuje się to za mało. Jednak inaczej nie umiem. 

༽༺༻༼

Do domu wracałam u boku Mingi'ego. Milczał całą drogę, przez co ja też. Do momentu gdy nie zaczęliśmy iść ścieżką w parku. 

- Nie musisz iść ze mną, przecież możesz się teleportować czy coś - powiedziałam podnosząc wzrok 

- Ale chcę - odpowiedział, na co na niego spojrzałam. 

Wtedy zszokowana przystanęłam. Za nim zobaczyłam na własne oczy, jak nagle znikąd z czerwonego światła, z korony drzewa spada na ziemię chłopak. Mingi również spojrzał w tamtą stronę, jednak ja zaczęłam się rozglądać wokół siebie, zastanawiając się, czy ktokolwiek inny też to widział. Oprócz nas nikogo teraz w okolicy nie było, prócz kilku ludzi w oddali. Chłopak zwijał się z bólu, dlatego od razu do niego podbiegłam. Czy to kolejny anioł... Jak Mingi...

- Hej, wszystko w porządku? - spytałam, kucając obok niego. Chłopak otworzył oczy i spojrzał na mnie spode łba. Skoro nie mogłam przejść obojętnie obok Mingi'ego to obok niego też nie mogę. Ja odwróciłam głowę w stronę Mingi'ego, który z zainteresowaniem mu się przyglądał. - Pomogę ci wstać - powiedziałam, zamierzając to zrobić, jednak w ostatniej chwili Mingi złapał mnie za nadgarstek, powstrzymując mnie. Spojrzałam na niego zaskoczona, na co ten sięgnął drugą dłonią do karku leżącego chłopaka. Już myślałam, że ma zamiar mu pomóc, jednak odgarnął jego włosy z karku, odkrywając mały tatuaż oznaczający X. 

- Nie dotykaj go... - powiedział - To Lucyfer - dodał, patrząc na mnie poważnie. 


Prawdziwy Anioł| FFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz