Siedziałam tak w tym domu już ze 3 tygodnie. Kolejny domek w samym środku lasu.. Brak kontaktu z innymi osobami doprowadzał mnie do szału. Pomimo tego, że cały czas spędzałam z Zoe, czułam się przybita. Próbowałam tego nie okazywać, ale i tak wiedziałam, że zarówno brat jak i dziewczyna o tym wiedzą lub po prostu się domyślają. Theo jest nieugięty, gdy tylko próbowałam wspomnieć o Jacku, wyraźnie widziałam jak złość opanowywała jego ciało. Z dnia na dzień było coraz gorzej, dlatego przestałam o nim wspominać.
Zeszłam po schodach w dół do jadalni. Zoe rozkładała już na drewniany stół sztućce, Theodor smażył zapewne swoją popisową jajecznicę z boczkiem.
- Jesteś już. - uśmiechnęła się dziewczyna, zauważając jak schodzę po schodach. Kiwnęłam głową, wymuszając lekki uśmiech. - Siadaj. - wskazała dłonią krzesło, tak też zrobiłam.
- Ładnie pachnie. - pochwaliłam, patrząc się cały czas w dół na swoje ręce.
- Specjalnie dla ciebie. - Theo odwrócił się i puścił mi oczko, po czym się zaśmiał.
Po chwili na stole znalazły się duże białe talerze z jajecznicą i warzywami dookoła niej. Wyglądało smacznie. Gdy już wszyscy zasiedli do stołu, zaczęliśmy jeść w ciszy.
- Jedziemy na targ o 14. - oznajmił nagle brat.
- Ja też mogę? - spytałam z nadzieją. Nie wychodziłam poza ogrodzenie domu już sporo czasu.
- Nie. - odparł chłodno.
- Ale Theo..
- Nie ma żadnych ale.
- Dlaczego nie mogę jechać?! Nie wychodziłam stąd, odkąd się tutaj wprowadziliśmy! Nie mam nawet kontaktu z nikim oprócz was! - wykrzyczałam, w moich oczach pojawiły się łzy, ale nie chciałam aby wypłynęły, więc zamrugałam kilka razy.
- Nie możesz. - zakazał uparcie, a ja wstałam od stołu i ruszyłam do swojego pokoju.
Drzwi jednak po chwili powoli się otworzyły. Leżałam na łóżku tyłem do nich, więc nie wiedziałam kto do niego wszedł.
- Blanka. - jak zwykle zatroskany braciszek.
- Idź sobie.. Dlaczego nie może być jak dawniej, co?! Tak świetnie się dogadywaliśmy..
- Chciałbym, aby było jak dawniej, ale ciągle ciągnie cię do tamtego chłopaka. Uwierz mi, że nie jest on dla ciebie odpowiedni. - usiadł przy mnie, kładąc łokcie na nogach i splatając palce.
- Dlaczego nie jest odpowiedni? Chcesz mi znowu wciskać to, że jest niebezpieczny? Nie wierzę w to! - podniosłam się do siadu. Theo westchnął.
- Chcę cię po prostu chronić. - syknął. - Chcę twojego bezpieczeństwa! Nie mogę pozwolić, aby ten idiota zniszczył ci życie! - krzyknął wyraźnie wściekły i wstał z łóżka.
- Chcesz mnie chronić, trzymając w domu z dala od kogokolwiek? Nie mogę zaczerpnąć świeżego powietrza, bo mi nie pozwalasz. Nie mogę porozmawiać z ludźmi, bo nigdzie mnie nie puszczasz! Theo, błagam cię.. Ja chcę jak normalny człowiek po prostu stąd wyjść.. Chcę porobić jakieś szalone rzeczy z przyjaciółmi.. Nawet ich tu nie mam. Przez ciebie. - wydusiłam z siebie słowa, które już dawno miałam ochotę mu powiedzieć.
- Nigdzie nie wychodziłaś, ani nigdzie nie wyjdziesz. Masz tutaj siedzieć i ani słowa więcej. - fuknął i szybkim krokiem wyszedł z pokoju. Opadłam na łóżko, spoglądając na godzinę.
Wpadł mi do głowy niezły pomysł.
***
Zbliżała się już 14. Czym prędzej zbiegłam po schodach, oczywiście jak najciszej. Rozglądnęłam się czy nie ma w pobliżu tej dwójki. Całe szczęście nie. Wyszłam ostrożnie z domu i skierowałam się w stronę auta.
- Pójdę wziąć jeszcze tylko coś do jedzenia. - usłyszałam zbliżający się głos. Cholera!
Chwilę kręciłam głową, aby poszukać miejsca do schowania się. Krzaki ojj tak. Wbiegłam w nie i skuliłam się, modląc aby Theo nie odwrócił się w moją stronę. Gdy już upewniłam się, że wszedł do domu, wyszłam z roślin i wyjrzałam za ogromny, biały płot. Zoe nie było w pobliżu, nie obchodziło mnie szczególnie gdzie się właściwie znajduje. Podeszłam jak najszybciej mogłam za auto. Serce mi waliło jak nie wiem, ale nie miałam wyboru. Otworzyłam bagażnik i wsiadłam, ostrożnie go zamykając. Udało się.
***
Usłyszałam jak Theo zgasza silnik. Chyba dotarliśmy, ale nie za bardzo wydaje mi się, aby był to targ. Upewniłam się, że wysiedli z auta i po około pięciu minutach uchyliłam ostrożnie bagażnik.
Co to do cholery za miejsce?
Ogromny budynek. Mówiąc "ogromny" mam na myśli seerio ogromny. Było ciemno, zapach niezbyt przyjemny, pomieszczenia oświetlane tylko oknami znajdującymi się na samej górze ścian. Wyszłam ostrożnie z samochodu i cicho zamknęłam drzwi od bagażnika. Wzdrygnęłam się.
- Uh, przerażające. - rozglądałam się dookoła siebie. Mało ludzi to tutaj nie było. Jednak nie wyglądali na miłych. Sami wysocy, umięśnieni i w przedziale wiekowym 20 lat w górę.
Dobrym pomysłem byłoby się tutaj porozglądać? Oczywiście, że nie. Dlatego poszłam to zrobić.
Pocierałam z nerwów swoje dłonie. Doszłam do jakiegoś korytarza, był wąski i pusty. Szłam ostrożnie przed siebie, ale nagle weszłam w wychodzącego z jeszcze mniejszego korytarzyka mężczyznę. Oj nie skończy się to dobrze. Popatrzyłam w górę na faceta, któremu sięgałam co najmniej do połowy ramion. Chyba się wściekł.
- Kto cię tu wpuścił smarkulo? - rzekł oschłym i chłodnym tonem.
- J-ja. - zaśmiałam się głupio. Blanka myyyśl! Co robić?!
- O matko! - krzyknęłam, wskazując na ciągnący się za nim korytarz. - Tam są dzieci! - walnęłam sobie w myślach facepalma.
- Właśnie się na ciebie patrzą i.. robią zdjęcia! - facet odwrócił się, a ja zwiałam najszybciej jak mogłam w stronę korytarza, z którego wyszedł. Blanka jesteś naprawdę genialna.
- Kur'a! - usłyszałam, zaraz po tym włączył się alarm. Mam przesrane.
Biegnąc, odwracałam się co chwilę do tyłu. Cholera! Było ich coraz więcej. Skręciłam w prawo i wtedy ktoś szarpnął mnie za nadgarstek, ciągnąc do środka. Zamknął drzwi na klucz, a ja cofnęłam się do tyłu, zahaczając o biurko.
- Kim jesteś?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
19.04.2020
CZYTASZ
Silent Love | ~ Jack Avery ~
Fanfiction,,Bo kogoś stracić i cierpieć, to wiedzieć, że się kochało'' .