13

53 7 1
                                    

- Cześć pando. - zagadnęła Zoe, otwierając drzwi od mojego pokoju. 

- Hej wielkoludzie. - uśmiechnęłam się. To przezwisko wyszło z tego, że jest ode mnie o chyba pół głowy wyższa, może więcej. W sumie ten mój niski wzrost wcale mi nie przeszkadza. Przynajmniej nikt mnie nie widzi, jak przechodzę przez tłum tych wysokich ludzi, chociaż nie powiem - czasem mnie to denerwuje, ale tylko odrobinkę.

- Co robisz? - przymknęła drzwi i powolnym krokiem skierowała się w moją stronę.

- Przeglądam rzeczy. Chciałabym oddać je jakimś dzieciom, które nic nie mają. - bardzo lubię pomagać ludziom i przykro mi się robi, na myśl, że wiele ludzi siedzi na zewnątrz, bez dachu nad głową i pożywienia.

- To miło z twojej strony. - uśmiechnęła się do mnie i usiadła obok. - Może mogłabym ci jakoś pomóc?

- W sumie to, jakbyś mogła podać mi rzeczy z tamtej szuflady. - wskazałam na trzecią od dołu.

- Pewnie. - odparła i energicznie wstała, kierując się w stronę szafy.

O kurde, właśnie zdałam sobie sprawę, że nie pamiętam do której z szuflad włożyłam bluzę Jacka. Natychmiastowo popatrzyłam się w kierunku Zoe, która ciągle wyciągała z szafy rzeczy.

- Starczy już! - krzyknęłam nerwowo, na co dziewczyna odwróciła się w moją stronę, zdziwiona moim nagłym wybuchem.

- Aj, przepraszam.. Zamyśliłam się. - zamknęła powoli szufladkę i podeszła do mnie, wywalając stertę niepotrzebnych mi ciuchów na podłogę.

Przeglądałam chwilę kolorowe bluzki, które były już stanowczo za małe i składałam je w kostkę obok siebie. Zoe wciąż siedziała obok mnie, zamyślona jakby ją coś trapiło.

- Co jest? - zapytałam, dalej składając koszulki.

- Hm? A nic, nic. - odparła trochę ciszej, patrząc się w podłogę. Przerwałam wykonywaną czynność i zwróciłam się do niej.

- Masz mi powiedzieć. Co się dzieje? - patrzyłam jej prosto w oczy.

- Blans.. zastanawiałam się nad tym długo.. - westchnęła. - J-ja chyba nadal coś czuję do Jacka.

Zamarłam, totalnie.

Otworzyłam szerzej oczy, a moje serce biło jak oszalałe. 

- Ch-chyba? - wyjąkałam.

- Nie.. - pokręciła głową i popatrzyła w bok, a następnie znowu na mnie. - Jestem tego pewna. - kiwnęłam głową, na znak, że rozumiem.

- Pomogę ci. - co? Nie, nie, nie chcę wcale pomagać w rozkwitaniu tej miłości! Dlaczego ja to powiedziałam? Blanx! Dlaczego jesteś taka głupia?!

- C-co? Naprawdę? Myślałam, że ty coś do niego.. - była zaskoczona, wpatrywała się we mnie, jakby szukając jakiegoś podstępu.

- Nie. Ja nic do niego, ani on nic do mnie. - wyjaśniłam stanowczo. Sama nie wierzę w to co mówię, ale wiem, że nam się nie uda. On ją nadal kocha i ze wzajemnością.

- Ale co z Theo? - dopytałam, bo w sumie to nie wiem czy on coś do niej czuje.. Przynajmniej nie widziałam, żeby sobie to okazywali tak bardzo.

- Już z nim rozmawiałam. Nie jesteśmy razem. - oświadczyła, wstając z podłogi.

- Tylko, że.. Ja nie mogę stąd wychodzić. - dopowiedziałam, zanim wyszła z pokoju.

- Pozwolił ci jechać ze mną. Zbieraj się, masz być za 10 min gotowa. - uśmiechnęła się, a ja wpatrywałam się w nią z niedowierzaniem. Wstałam jak poparzona. Przebrałam się oraz ogarnęłam swoje nierozczesane włosy i biegiem ruszyłam w dół, po schodach.

- Wsiadaj! - krzyknęła Zoe, zakładając swoje okulary przeciwsłoneczne. 

- To co? Jedziemy! - uśmiechnęła się, gdy zapinałam pasy.

- Nareszcie mogę się stąd wyrwać! - pisnęłam zadowolona. Co prawda, to nie jest mój pierwszy raz wyjazdu poza ten teren, ale raczej nikt nie musi o tym wiedzieć.

***

Dojechałyśmy już na chyba rynek jakiegoś miasta. Było ślicznie. Wąskie uliczki, trochę zbyt dużo ludzi, ale nie szkodzi. Ważne jest to, że w końcu widzę inne twarze.

- I jak? Podoba ci się? - stanęła obok mnie, ściągając okulary.

- Baardzo. - uśmiechnęłam się do niej.

- To gdzie idziemy? - zapytała, a ja zaczęłam rozglądać się za jakąś miłą miejscówką.

- Może tam? - wskazałam palcem na ładny, mały, biały budynek. Zoe zgodziła się i poszłyśmy w tamtą stronę. Otworzyłyśmy drzwi i naszym oczom ukazało się piękne liliowe wnętrze oraz białe kanapy.

- Tu jest po prostu oszałamiająco. - podekscytowała się blondynka, skacząc jak dziecko. Nagle szturchnęła mnie lekko w ramię.

- Um.. Tam jest Jack. - wytrzeszczyłam oczy. Faktycznie, siedział i patrzył się wprost na nas. Cholera.. Chyba zaraz zemdleję z nerwów.

- To.. chodźmy do niego. - udawałam, w końcu musiałam jej " pomóc ".. Ehh dobra, zresztą nie będziemy się kłócić o jakiegoś chłopaka.. Chłopaka, który milion razy uratował mnie przed śmiercią i wieloma innymi niebezpieczeństwami i który jest dla mnie ważny, chociaż  tego do siebie nie dopuszczam. Tak właśnie ja - Blanka - nie wiem co do niego czuję. Myślałam, że to będzie prostsze.

Chwyciłam Zoe za rękę i poprowadziłam w jego stronę. Uśmiechałam się sama do siebie, modląc się, abym nie zeszła tam na zawał. Jack chwilę spojrzał na mnie, a później na blondynkę i uśmiechnął się.

- Miło was widzieć. - powiedział, gdy usiadłyśmy na przeciwko.

- Cześć.. Jack. - odezwała się niepewnie przyjaciółka.

- Pójdę może coś zamówić.. Co chcecie? - zapytałam, lepiej jeśli zostawię ich samych. Na samą myśl robiło mi się źle i baardzo smutno, aż coś zaczęło kłuć mnie w klatce piersiowej. Nie dawałam po sobie tego poznać, cały czas utrzymując uśmiech na twarzy.

- Wzięłabyś mi herbatę zwykłą? - spytała Zoe, kierując na mnie swoje spojrzenie.

- A ty? - przeniosłyśmy wzrok na szatyna.

- Ja już zamawiałem, dzięki. - odparł wciąż się na mnie patrząc. Porozumiewawczo spoglądnęłam na blondynkę, że może teraz z nim pogadać i  poszłam do lady.

Odwróciłam się tyłem, nie chciałam na to patrzeć.. Bolało mnie to cholernie, ale muszę dać radę. Nie mogę się przecież załamywać, co nie? I kogo ja oszukuję.. Im dłużej nad tym rozmyślam, tym bardziej doprowadza mnie to do szału.   

- Przepraszam? -starsza pani wyrwała mnie z moich rozmyślań.

- Ach tak, przepraszam.. Poproszę dwie herbaty i tamtą wuzetkę. - pokazałam na placek, który znajdował się za szybką. 

- Razem 15$. - oznajmiła, a ja podałam wyznaczoną kwotę na stół.

- Dziękuję, zaraz będzie można odebrać. - uśmiechnęła się miło i zaczęła obsługiwać kolejnych klientów. Stanęłam trochę obok, aby nie przeszkadzać i czekałam. Tylko to mi pozostało. Ani razu na nich nie zerknęłam. Co jeśli on się zgodzi - to jest najbardziej prawdopodobne. Wciąż uciska mnie w klatce piersiowej, aż ciężko złapać mi oddech. Podparłam się ręką o blat, aby trochę się opanować.

- Proszę, dwie herbaty i  wuzetka dla pani. - podała mi zamówienie jakaś młoda dziewczyna z czarnymi włosami. Uśmiechnęłam się i odebrałam ją. Czas się odwrócić.. Raz.. Dwa.. Trzy..



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

29.04.2020





Silent Love  | ~ Jack Avery ~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz