ROZDZIAŁ XIV

517 18 2
                                    

Nie spałam całą noc. Ciągle myślałam o Szymonie i o jego dziwnym zachowaniu. Wciąż bałam się, że to wynik pogorszenia się jego stanu zdrowia. Jednocześnie miałam jednak nadzieję, że lekarze by przekazali nam jakieś informacje i nie ukrywali tego. Teraz patrząc w lustro wiedziałam, że będę jedynie straszyć wszystkich wokół. Nic na to jednak nie mogłam poradzić. Zebrałam się dosyć szybko, próbując korektorem zakryć wory pod oczami. Po dwudziestu minutach pojawiłam się na komendzie.

- Aśka! - Jacek gdy tylko mnie zobaczył zaczął iść w moim kierunku. Widziałam, że coś go trapi przez co automatycznie się spięłam.
- Tak? Stało się coś? - Chłopak przyjrzał mi się uważnie jednak na całe szczęście nie skomentował mojego wyglądu.
- Byłem wczoraj u Szymona... słuchaj był jakiś dziwny...
- Wiem, też wczoraj u niego byłam. Najgorsze, że nie chce powiedzieć o co chodzi. Może jakieś wyniki mu się pogorszyły? - Dyżurny pokręcił głową.
- Rozmawiałem z lekarzem prowadzącym. Wszystko bez zmian. Będę dzwonił jeszcze do jego ojca. Może on coś wie – pokiwałam głową.
- Jakbyś czegoś się dowiedział, proszę daj znać. - Chłopak mnie przytulił po czym poszedł do dyżurki. Ja z kolei skręciłam do socjalnego, gdzie czekał na mnie rozpromieniony Wojtek.
- Widzę, że dzisiaj w dobrym humorze – Uśmiechnęłam się.
- A i owszem i to dzięki tobie. Tadam ! - Mówiąc to wyciągnął ogromną bombonierkę.
- Nie wiedziałam, że pisałeś o tym poważnie, przecież nie musiałeś! - Wojtek widząc, że nie zamierzam jej przyjąć włożył mi ją do torebki.
- Jestem ci wdzięczny. Chyba mogę to okazać swojej przyjaciółce? - w odpowiedzi podeszłam i przytuliłam go.
- Powodzenia na dzisiejszej randce.
Chłopak tylko wyszczerzył zęby w uśmiechu po czym oboje wyszliśmy kierując się do radiowozu.

To był wyjątkowo spokojny, piękny dzień. Oprócz jednej kłótni starszych pań nie działo się kompletnie nic. Jeździliśmy po naszym regionie bez większego celu, rozmawiając i śmiejąc się. Zbliżaliśmy się do połowy służby kiedy W końcu usłyszeliśmy głos Jacka.
- 00 do 07
- 07 do 00 wreszcie! Co masz dla nas? - Naprawdę nosiło mnie i chciałam już zagłębić się w jakiejś sprawie.
- Wojtek zjedź na najbliższy parking. - zdziwieni popatrzyliśmy na siebie, jednak Wojtek wykonał polecenie.
- No dobra Jacek stoimy. Co się dzieje? - Instynkt podpowiadał mi, że to nie będzie nic przyjemnego.
- Dzwonił do mnie Jan Zieliński. Był odwiedzić Szymona, jednak okazało się, że wypisał się na własne żądanie, mimo tego, że lekarze zalecali mu jeszcze pobyt w szpitalu. Doktor prowadzący był zdziwiony, ponieważ Szymek stwierdził, że ojciec na niego czeka pod szpitalem.
- Może jest u siebie – Wojtek próbował uspokoić mnie, ponieważ czułam jak odpływa mi krew z twarzy.
- Możliwe, jednak ojcu nie otworzył drzwi. Dlatego przyjeździe na komendę, dam wam jego zapasowe klucze, które dostałem kiedy chciał żebym przyniósł mu kilka rzeczy. Pojedziecie do niego i sprawdzicie czy na pewno wszystko z nim w porządku. Asia, ty możesz zostać ze mną.
- Oszalałeś?! - Byłam mocno zdenerwowana. Bałam się, że znowu w coś się wplątał. - Wojtek jedziemy. Bez odbioru.
- Jesteś pewna, że to dobry pomysł, abyś jechała tam ze mną?
- Oczywiście, że tak. Powiem więcej, już się nie pozbiera po tym jak na niego nakrzyczę.Zdawałam sobie sprawę, że Szymon nie musi być w swoim mieszkaniu. Miałam jednak cichą nadzieję, że tak właśnie było. Pod komendą byliśmy piętnaście minut później. Niedźwiedzki poszedł po klucze, a ja postanowiłam zadzwonić do Zielińskiego.
- Odbierz no... - Wykonałam siedem prób, jednak nie odebrał połączenia.
- Może ja spróbuje? - Nawet nie zauważyłam, kiedy Wojtek wrócił do samochodu. - Mojego numeru jeszcze nie ma. - Mówiąc to wyciągnął telefon. Szybko podyktowałam mu odpowiednie cyfry, czując narastającą nadzieję. Niestety, w dalszym ciągu nie odbierał.

Jechaliśmy w ciszy. Ja układałam w głowie moje kazanie dla Zielińskiego, w ten sposób próbując złagodzić narastający stres.
- Jesteśmy na miejscu. - Słowa Niedźwiedzkiego wyrwały mnie z odrętwienia. Szybko wysiadłam z samochodu nie czekając na mojego partnera. Chciałam już tylko mieć pewność, że Szymon jest bezpieczny.
- Szybka jesteś. - Wojtek nie tracił czasu i otwierał drzwi. Na ogromnej adrenalinie weszliśmy do mieszkania, które okazało się być puste.
- Czy mi się wydaje, czy jego tutaj w ogóle nie było – Podczas gdy mój partner chodził po mieszkaniu sprawdzając dla pewności wszystkie pomieszczenia, pode mną ugięły się nogi. Wyglądało na to, że Szymon znowu zniknął, tak jak dwa lata temu. Była jednak jedna różnica – tym razem zrobił to bezszelestnie, nie pozostawiając po sobie nawet liściku.

Nie byłam w stanie się ruszyć nawet wtedy, gdy Wojtek zdawał relację Jackowi z naszego wyjazdu. Nie mogłam uwierzyć, że muszę wszystko przechodzić jeszcze raz tylko dlatego, że byłam uległa i na nowo go do siebie dopuściłam.
Nie pamiętam zbytnio drogi na komendę. Cały czas płakałam, próbując się do niego dodzwonić. Wojtek z kolei wydawał się być przestraszony moją reakcją i tylko mnie obserwował. Pod budynkiem czekał na nas dyżurny, który od razu podszedł do moich drzwi. Miałam świadomość, że Ala mu wszystko opowiedziała, widziałam to po jego spojrzeniu.
- Masz wolne do końca dnia, Ala zaraz...
- Dziękuję, ale chce być sama... - Nie był zadowolony z mojej odpowiedzi, ale nie naciskał
- Jesteśmy pod telefonem – Próbowałam się uśmiechnąć, jednak mi nie wyszło.

Nie wiem co bolało mnie bardziej. To, że Szymon na nowo postanowił zniknąć z mojego życia, czy to, że siedząc w pustym mieszkaniu wciąż o nim myślałam. Historia zakręciła koło i na nowo przez niego cierpiałam. Wtedy jednak ściskałam w dłoni liścik. Pijąc drugą lampkę wina, próbowałam opanować emocje. Moje usilne próby przerwał mi dzwonek do drzwi. Będąc pewna, że to Jacek z Alą, poszłam je bezmyślnie otworzyć.
- Masz szczęście, że nie jestem bandytą. - Przede mną stał cały i zdrowy Szymon. Niewiele myśląc rzuciłam się na niego, mocno go przytulając. Dalej płakałam, nie mogąc się uspokoić. Chłopak przez dłuższą chwilę się nie odzywał, jednak nie widząc u mnie jakichkolwiek oznak uspokojenia odsunął mnie delikatnie od siebie i popatrzył w moje zapłakane oczy
- Musimy porozmawiać. I nie będzie to miła rozmowa. - Wciąż płakałam i nadal się trzęsłam. W pierwszym odruchu chciałam powiadomić Jacka, że Szymon jest cały, ale nie byłam w stanie trafić w odpowiednie literki. Szymon wyjął mi telefon z ręki po czym zaniósł mnie do salonu.

- Piłaś

- No co ty Szerloku? - Nie mówiąc nic przytulił mnie, a ja odsuwając na bok strach, wtuliłam się w niego, czekając na to co nieuniknione.

Znowu Ty - Asia i SzymonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz