Następnego dnia obudził mnie Styles, wiercący i kręcący się na swoim miejscu. Nie wytrzymałem i otworzyłem oczy. Spojrzałem na niego. Wpatrywał się we mnie swoimi ślicznymi oczami. Złożył pocałunek na moim czole i przysunął mnie bliżej siebie. Wtuliłem się w niego i zamruczałem, gdy zaczął mnie drapać po głowie.— Dzień dobry, kotku — przywitała mnie jego poranna chrypka, dobrze słyszalna w zaspanym głosie.
— Dzień dobry. — odpowiedziałem, zamykając oczy w celu ponownego zapadnięcia w sen.
— Nie, Lou. Nie śpij. Musisz iść na śniadanie. Niall zapewne już na ciebie czeka. Zapamiętaj jedno: głodny Niall to wkurwiony Niall. Ten facet kocha jeść. — zachichotałem na tą wypowiedź, po czym złożyłem na jego ustach delikatny pocałunek. Wygrzebałem się z objęć lokowatego i wstałem z łóżka. Poszedłem do swojego pokoju. Odświeżyłem się w łazience, a po wyjściu z niej zastałem blondyna siedzącego na moim łóżku.
— Nareszcie. Ile można na ciebie czekać? — jęknął, patrząc na mnie cierpiętniczo.
— Z tego, co wiem, to wieczność — odpowiedziałem sarkastycznie.
— Dobra, nieważne. Idziemy na śniadanie, jestem głodny. — wstał z mojego łóżka i wspólnie udaliśmy się do stołówki.
Zjedliśmy ze wszystkimi śniadanie, ale miejsce obok mnie wciąż było puste. Tak bardzo brakowało mi Li. Po posiłku poszliśmy się ubrać i zabrać rzeczy. Co prawda była to wyprawa na jeden dzień, ale dłuższy czas będziemy siedzieć w samochodzie. Gotowy poszedłem przed budynek, gdzie byłem umówiony z Niall'em. Zapakowałem swoje rzeczy do samochodu, po czym podszedłem do obściskującej się pary i Harry'ego. Przytuliłem się do niego niepewnie, ale nie czując odepchnięcia zrobiłem to śmielej. Brunet uniósł mój podbródek i pocałował mnie pewnie w usta.
— Pamiętaj, co mi obiecałeś. — powiedział po tym, jak się ode mnie oderwał.
Złożyłem ostatni pocałunek na jego wargach, po czym pożegnałem się z Zayn'em. Razem z Niall'em wsiedliśmy do samochodu, którym mieliśmy się udać w podróż. Razem z nami pojechał jeden z członków gangu w roli dodatkowego ochroniarza. Właśnie ruszyliśmy, gdy Niall zaczął mi coś opowiadać. Nie słuchałem go do końca. Marzyłem, żeby już znaleźć się na miejscu. Najlepiej w ramionach Jake'a.
— Widzę, że twoja rana już się zagoiła — zagaił blondyn, dotykając miejsca, gdzie jeszcze niedawno było ugryzienie, dalej pilnując drogi.
— Tak. Kiedy Harry nie patrzył, poprosiłem lekarza o maść przyspieszającą gojenie ran. Dzięki temu tak szybko zniknęła. Boję się tylko, że znowu mu odbije i zrobi kolejną. — wzdrygnąłem się na swoje własne słowa. Nie chciałem czuć tego bólu ponownie.
— Zamiast niej pojawiły się malinki — zauważył celnie.
— Ja nie wiem, co z nim jest nie tak. Nie może znieść, kiedy nie pokrywają mnie jakieś jego znaki — mruknąłem, lekko zły. Była to całkowita prawda. Styles'a miało coś trafić, gdy nie świeciłem dobrze odznaczającymi się malinkami lub innymi śladami.
— Taki już jest — powiedział, po czym całkiem skupił się na drodze. Z braku zajęć ułożyłem się wygodnie w fotelu i zasnąłem.
Niall obudził mnie tuż przed dotarciem na miejsce. Chłopak powiedział mi, że główna siedziba całej szajki jest w Londynie, ale wszędzie mają swoich ludzi. Przez cały czas rozmawialiśmy o głupotach, aż wjechaliśmy na znajome mi osiedle. Mocno się zdziwiłem, kiedy to ujrzałem. To raczej spokojna dzielnica i mało kogo można by posądzić o takie kontakty. Moim największym zdziwieniem było, jednak kiedy zatrzymaliśmy się przed moim i Jake'a domem.
— Niall? Nie pomyliłeś adresów? — zapytałem, pełny nadziei. Przecież to musiała być pomyłka. Nie mój Jake. To nie może chodzić o niego. On taki nie jest. Nie bawi się w te wszystkie świństwa. Obiecał mi to. Jest zbyt dobry, żeby mieszać się w takie sprawy.
— Nie. To na pewno ten — powiedział, kiedy zaczęliśmy wysiadać z samochodu. Zakręciło mi się w głowie. Przed upadkiem uratowały mnie ramiona Niall'a. Nie. To się nie dzieje. Osoba, którą kocham najbardziej na świecie, wykręca mi taki numer. To niemożliwe. Znam Jake'a od tylu lat...— Lou, wszystko okay? — zapytał zatroskany chłopak.
— Tak, jasne. Chodźmy. — wstałem z jego pomocą i ruszyliśmy do drzwi. Dobrze wiedziałem, że o tej porze nie będzie Jake'a w domu. Powinien wrócić niedługo, a wtedy to sobie poważnie porozmawiamy.
Zatrzymałem rękę Niall'a, w której trzymał jakiś dziwny przedmiot. Zapewne chciał rozwalić moje piękne drzwi. Podniosłem drugą od lewej doniczkę i wyjąłem spod niej klucze. Mina chłopaka wyrażała czysty szok i zdziwienie. Otworzyłem drzwi i wpuściłem go do środka. Mężczyznę, który przyjechał z nami poprosiłem, aby został na zewnątrz, a sam zamknąłem drzwi. Zaprowadziłem Niall'a do kuchni i usadziłem na krześle. Ten tylko wpatrywał się we mnie z rozdziawioną buzią.
— No co? Miałem pozwolić, żebyś rozwalił moje drzwi? One serio były drogie. Kawy, herbaty? — spytałem, jak gdyby nigdy nic.
— Herbaty. — powiedział w końcu. — Czyli to jest twój dom — zaczął powoli rozumieć sytuację, w jakiej jesteśmy.
— Tak — odpowiedziałem, włączając wodę.
— Louis. Ja nic nie rozumiem. To nie jest zły adres. Na pewno to nie od ciebie mamy ściągnąć dług, więc od kogo? — zapytał skołowany blondyn.
— Zapewne od Jake'a — odwróciłem się od niego, udając, że jestem zajęty robieniem herbaty. Tak naprawdę nie chciałem, żeby zobaczył moją smutną minę i szkliste oczy.
— Kim jest... — nie zdążył zapytać, kiedy do środka wszedł nasz towarzysz, prowadząc uwięzionego w swoim stalowym uścisku Jake'a.
Kiedy jego zbolały wzrok spotkał się z moją smutną twarzą, upadł na kolana. Przerażone spojrzenie szukające w moich zimnych, jak lód oczach ratunku, poddało się nie znajdując w nich niczego, oprócz smutku i zawodu. Chciałem rzucić się na niego, przytulić, pocałować, wyszeptać, że wszystko będzie dobrze. Jednak dobrze wiedziałem, że nie będzie. Kochałem go tak bardzo, że ból, który mi zadał był gorszy od tortur. To są prawdziwe tortury dla duszy i serca, patrzeć na swoją największą miłość w tarapatach, wiedząc, że będzie się jej bezlitosnym oprawcą. Wiedząc, że nie ma dla niej ratunku.
— Witaj, Jake — powiedziałem wypranym z emocji głosem. Jedynym źródłem jakichkolwiek uczuć były błękitne, zimne jak arktyczne morze oczy. Można było wyczytać z nich każdą moją emocję, ale najwięcej było w nich bólu.
***
CZYTASZ
No promises - Larry Stylinson
FanfictionOpis: Będąc dzieckiem, nie doceniałem tego co miałem, jednak gdy pewnego dnia w szkole dowiedziałem się, że ktoś z okrucieństwem zamordował moich rodziców... Świat mi się zawalił. Zabrano mnie do domu dziecka, po czym adoptowała mnie moja ciotka Kar...