Odetchnąłem z ulgą, gdy w końcu wróciliśmy do bazy. Do cholery, ile można wybierać jebane jedzenie w McDonalds?! Wyjeżdżając z Niall'em i Zayn'em o godzinie dziewiątej rano, nie spodziewałem się, ze wrócimy sześć godzin później! Dobrze, że przed wyjazdem odwiedziłem Lee, bo teraz ledwo żyję.Westchnąłem cicho, wchodząc do kuchni i wstawiając sobie wodę na herbatę. Miałem taką ochotę na nią. W restauracji była tylko zwykła, a nie moja wina, że uwielbiam pić tak zwaną Bawarkę.
— Nie najadłem się jeszcze — westchnął Niall, wyrzucając pozostałość w postaci pudełka po naprawdę ogromnym cheeseburgerze. — Nie mogę być głodny, zwłaszcza że za dwie godziny Harry kazał nam się stawić na głównej hali treningowej, więc pewnie będzie kontynuacja testów rekrutów i muszę dopingować Lou! — prawie się oparzyłem wrzątkiem słysząc Niall'a.
Cholera, moja misja nie może się zakończyć w tym miejscu przez cholerne testy!
― Jak... jak wyglądają te testy? ― spytałem, patrząc na niego ze strachem w oczach. Nie wiedziałem nic o tym. Nikt mi nic nie powiedział, a co najlepsze od kiedy powiedziałem Styles'owi że to ze mną się ożeni nie widziałem go z dobre trzy dni. Co było miłe, bo mogłem sobie na spokojnie pomyśleć i napisać raporty. Ale w głowie siedziały mi jego słowa. Przekonasz się doskonale co oznacza posiadanie nazwiska Styles... o co mu wtedy do cholery chodziło!?
— Standard, to samo co roku. Sprawnościówka, testy psychiczne, no i test lojalności z użyciem wykrywacza kłamstw, którego fachowej nazwy nie pamiętam — Zayn wzruszył ramionami, a Niall zza jego ramienia posłał mi zaniepokojone spojrzenie.
― No okej ― pokiwałem głową, wziąłem swój kubek z herbatą i wypiłem go duszkiem. Muszę coś wykombinować! Przecież ja ostatniego testu nie zdam! Odkryją że jestem z FBI! Zmarszczyłem brwi udając się do swojej sypialni. Cholera jasna, czemu wszystko musi się jebać? Ze zdziwieniem jednak przystanąłem przy swoim łóżku. Na złożonej przeze mnie pościeli stała niewielka papierowa torba z jakiegoś nieznanego mi sklepu. Nie przypominam sobie bym cokolwiek tu zostawiał.
Odstawiłem szybko swój kubek i ostrożnie zajrzałem do środka, odkrywając że to po prostu ozdobne pudełeczko na biżuterię, a nawet i dwa takie pudełeczka. Z zaciekawieniem otworzyłem to mniejsze i sapnąłem na widok pięknego sygnetu w kształcie róży z wygrawerowanymi wewnątrz literkami H i S. Dotarło do mnie od kogo ten pakunek.
Cholerny Harry.
Pokręciłem do siebie głową, póki co odkładając sygnet na bok i otworzyłem drugie pudełeczko. Tym razem był to delikatny łańcuszek z papierowym samolocikiem z maleńką literką H na jednym ze skrzydeł. Rozkoszne, ale sam w życiu bym sobie tego nie kupił ze względu na to, że zepsułbym szybko ten łańcuszek. W torbie znalazłem jeszcze dołączoną karteczkę ze znajomym mi już pismem.
Stwierdziłem, że pierścionek który wybrał mój ojciec jako ten zaręczynowy dla Ciebie uraża moją godność i jest zbyt delikatny dla takiego mocnego charakteru jakim jesteś Ty, dlatego przyjmij ode mnie tem mały podarunek i noś go dumnie, bo od teraz jest Twoim znakiem nietykalności, ważniejszym niż ślad na policzku, bo sygnet chroni cię na więcej sposobów. Łańcuszek potraktuj jako drobny upominek x ~H
Przegryzłem wargi, biorąc jeszcze raz w ręce upominki. Nie nałożyłem jeszcze pierścionku od Desa. Nie wiem czemu. Bałem się, że Harry nie będzie chciał bym to robił? Ale skoro... skoro kupił mi go. No cóż. Założę jedynie pierścionek. Naszyjnik będziemy wyjątkowe okazje. Nie chciałem by się zepsuł, a znając moje szczęście mógłbym szybko skończyć z zepsutym wisiorkiem na mojej szyi. A może nałożyłem pierścionek tylko po to by wiedzieć, że chociaż umrę jako kogoś narzeczony? Nie jako singiel...
CZYTASZ
No promises - Larry Stylinson
FanfictionOpis: Będąc dzieckiem, nie doceniałem tego co miałem, jednak gdy pewnego dnia w szkole dowiedziałem się, że ktoś z okrucieństwem zamordował moich rodziców... Świat mi się zawalił. Zabrano mnie do domu dziecka, po czym adoptowała mnie moja ciotka Kar...