Rozdział 13

802 67 20
                                    


— Witaj Jake — powiedziałem wypranym z emocji głosem. Jedynym źródłem jakichkolwiek uczuć były błękitne, zimne jak arktyczne morze oczy. Można było wyczytać z nich każdą moją emocję, ale najwięcej było w nich bólu.

— Lou. Ja nic nie zrobiłem. Co tu się dzieje? Co ty tu robisz? Z nimi — spojrzał pogardliwie po reszcie zgromadzonej w naszej kuchni. Chyba już tylko mojej.

— Lepiej się nie odzywaj tylko oddaj to, co wisisz Harry'emu — warknął Niall.

— Ja nic nikomu nie jestem winien. Lou, nie słuchaj ich — próbował się ratować, ale ja wiem, po co tu przyjechałem. Czy on mnie ma za ostatniego kretyna?

— Powiedziałem, zamknij się — warknął po raz kolejny blondyn i podszedł do niego. Spoliczkował go, w miarę lekko.

— Niall, poznaj Jake'a. Mojego chłopaka — spojrzałem ze smutnym uśmiechem na przyjaciela. Jego twarz kolejno wyrażała szok, zdziwienie, zrozumienie, a na końcu smutek i współczucie — Mógłbyś... no wiesz? Chciałbym z nim porozmawiać sam na sam — poprosiłem przyjaciela.

Zrozumiał mnie bez większych wyjaśnień i już chwilę później wychodził z mężczyzną z pomieszczenia, tłumacząc mu, że nikt nie może się o tym dowiedzieć.

— Lou, co ty tu robisz z tymi zbi... — nie dokończył zdania, ponieważ podszedłem do niego i uderzyłem go mocno w twarz.

Zachwiał się do tyłu i upadłby, gdyby nie przytrzymał się krzesła. Złapał się za policzek, a drugą ręką za krwawiący nos.

— Jak mogłeś? Dobrze wiesz, że nie toleruje żadnych kontaktów z mafią. Jake, ty wisisz pieprzonej mafii kilka tysięcy za pieprzone narkotyki — mówiłem ze łzami w oczach. Płakałem już przy nim kilka razy, ale nie chciałem robić tego teraz. Pokazywać słabości.

— Ja wiem, Lou. Przepraszam — podszedł, chcąc mnie przytulić, ale zanim udało mu się to zrobić, spoliczkowałem go po raz drugi.

— Nie obchodzi mnie to, że przepraszasz. Zraniłeś mnie — pierwsze łzy zaczęły spływać po mojej twarzy, a głos miał w sobie tonę boleści — Oddałem ci moje serce, a ty mnie oszukiwałeś przez cały ten czas. Zraniłeś mnie tak cholernie mocno ty pieprzony dupku. Ja cię kocham najmocniej na tym pieprzonym świecie, a ty, ty zniszczyłeś mnie — przestałem całkowicie hamować łzy.

Swobodnie spływały ogromnymi strumieniami po moich zaróżowionych policzkach.

— Lou. Kocham cię, jak nikogo innego. Proszę, daj mi szansę — patrzył na mnie błagalnie. Widziałem w jego oczach skruchę, lecz nie mogłem mu wybaczyć tych oszustw.

— Wynoś się z mojego domu. Natychmiast — warknąłem, ścierając łzy.

— Nie, Lou, błagam, wybacz mi. Daj mi szansę to naprawić. Kocham cię — wykrzyczał, roniąc kilka, w moim odczuciu, sztucznych łez.

— A wiesz, co ja czuję do ciebie? — zapytałem, jednak zanim zdarzył cokolwiek odpowiedzieć rzuciłem: — Nienawidzę cię całym sercem. Nienawidzę cię, rozumiesz? Wynoś się teraz.

— Lou. Błagam — spuścił głowę, patrząc na mnie błagalnie. Kochałem go i bolało mnie to, ale nie będę mógł mieszkać z nim pod jednym dachem.

Nie wybaczę mu.

Nie teraz.

Może kiedyś.

Chociaż cholernie w to wątpię.

— Wynoś się. W tej chwili — powiedziałem słabo. Ostatni raz spojrzał na mnie z nadzieją, która zgasła, kiedy zobaczył, jak bardzo mnie zranił.

Wybiegł z kuchni i ruszył pędem w stronę naszej sypialni. Usiadłem na krześle słabo i zacząłem szlochać. Bardzo i głośno. Podkuliłem nogi do klatki piersiowej. Ukryłem twarz w nogach i dalej płakałem.

Kochałem tego dupka, a on mnie tak zranił. Tak bardzo go kochałem, a on złamał mi serce swoim nieodpowiedzialnym zachowaniem.

W progu kuchni stanął równie załamany i zniszczony, co ja, Jake. W ręce trzymał swoją walizkę.

— Lou...— zaczął cicho, jednak przerwałem mu już na początku moim zachrypniętym od płaczu głosem.

— Nic nie mów. Wynoś się i nie pokazuj mi się więcej na oczy.

— Kocham cię, Lou — wyszeptał, odwracając się w stronę drzwi.

— Ja ciebie też Jake, mimo, że mnie tak zraniłeś — odszepnąłem, ale byłem pewny, że mnie usłyszał. — Nie potrafię ci wybaczyć, dlatego zejdź mi z oczu w tej chwili i nie wracaj. Nie masz już prawa powiedzieć do mnie kiedykolwiek ,,Lou" albo ,,kochanie". To koniec.

I wyszedł.

Opuścił moje życie na zawsze.

Kolejny szloch wstrząsnął mną. Nowa, silniejsza fala łez, zalała moje policzki. Właśnie patrzyłem jak moja największa miłość odchodzi i nigdy nie wróci.

Nigdy nie poczuję jego ust na swoich.

Nigdy nie pójdziemy na randkę.

Nigdy nie spędzimy razem leniwie wieczoru oglądając denną komedię.

Nigdy nie będziemy się kochać.

Nigdy mnie nie przytuli.

Nigdy już nie wyzna mi miłości. Odszedł i zabrał moje połamane przez niego serce ze sobą.

Poczułem jak Niall przysuwa moje drgające od płaczu ciało do swojej klatki piersiowej. Szeptał mi do ucha uspokajające słówka, pocierając moje plecy.

— Odszedł. N-na z-zawsze — wyszeptałem pomiędzy szlochami. Nie chciałem go sobą obarczać, ale nie potrafiłem trzymać tego w sobie.

— Zostawił cię? — zapytał wściekły.

— N-nie. T-to ja k-kazałem mu s-się wynosić. Kocham go, a-ale nie wybaczę m-mu tego. Z-zranił mnie. Złamał mi serce — moczyłem jego koszulkę łzami.

— A heart that's broke is a heart that's been loved — wyszeptał Niall — Tak mi przykro, LouLou.

Płakałem w jego ramię bardzo długo. Chłopak przytulał mnie i pocieszał cały czas, to było coś czego właśnie potrzebowałem. Bałem się, że nie przestanę kochać Jake'a. Był całym moim światem.

Straciłem go i nigdy nie odzyskam. Zawiódł moje zaufanie, a bez niego nic nie może trwać. Rozsypał mi się świat. Na drobne kawałeczki. Zupełnie jak moje serce. Nie wiem czy kiedykolwiek posklejam je w całość.

— Lou. Musimy wracać. Wiem, że to ciężkie, ale musisz się spakować i opuścić ten dom — powiedział spokojnie, nie odsuwając się ode mnie. Może miał rację.

Może usunięcie się na jakiś czas z tego budynku mi pomoże.

Pomógł mi podnieść się z miejsca i zaprowadził mnie do mojej sypialni.

Nie mojej i Jake'a.

Tylko mojej.

Pakował wraz ze mną rzeczy do torby. Kiedy już byłem gotowy z jego pomocą zszedłem po schodach. Schował moje bagaże do samochodu, a ja zamknąłem dom na klucz, który schowałem do kieszeni.

Ostatni raz spojrzałem na mój dom, w którym spędziłem jedne z najpiękniejszych i najgorszych chwil w moim życiu, po czym wsiadłem do samochodu ocierając samotną, zagubioną łzę z mojego policzka.

Większą część podróży przepłakałem, aż w końcu zasnąłem z wycieńczenia.

Kiedy dotarliśmy na miejsce, nie rozmawialiśmy z nikim. Od razu udaliśmy się do mojego pokoju, gdzie dalej płakałem, uczepiony jego koszulki.

— Wiesz, że nie musisz się mną zajmować? — zapytałem, wycierając chusteczką nos — Zayn na pewno na ciebie czeka.

— Jak to nie muszą? LouLou, jesteś moim najlepszym przyjacielem. A od tego właśnie mamy przyjaciół. Jeśli nasz świat rozpadnie się na małe kawałeczki, to właśnie oni pomagają nam go poskładać — powiedział, przytulając mnie mocno.

No promises - Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz