Rozdział 11

846 65 20
                                    

Otworzyłem szybko drzwi i rzuciłem się pędem do łóżka, na którym leżał Liam. Złapałem go za rękę i przyłożyłem ją do swojej klatki piersiowej. Spojrzałem na bladą i zmęczoną twarz chłopaka.

— Nareszcie się obudziłeś. Tak bardzo za tobą tęskniłem. Kocham cię Li, Najmocniej na świecie — szeptałem, czując, jak łzy szczęścia spływają po moich policzkach i częściowo opadają na jego ramię. — Masz nigdy więcej mnie tak nie straszyć.

— Też cię kocham LouLou. Nigdy więcej tego nie zrobię... — ledwo skończył wypowiadać to zdanie, a jego głowa opadła. Uścisk na mojej dłoni zelżał całkowicie, a maszyny zaczęły niemiłosiernie pikać.

Natychmiast podbiegł do nas lekarz wraz z pielęgniarkami. Kazali mi wyjść. Tak bardzo jak nie chciałem tego robić, tak wiedziałem, że będę im tylko przeszkadzał. Usiadłem na podłodze przed wejściem. Podkuliłem nogi do klatki piersiowej i schowałem głowę w ramionach. Płakałem obficie oraz ignorowałem pytania Zayna i Niall'a o to, co się tam stało. Nie byłem w stanie o tym mówić. Miałem świadomość, że mój ukochany przyjaciel po raz kolejny umiera, a ja nic nie mogłem z tym zrobić. To poczucie było w tym wszystkim najgorsze. Zrobiłbym wszystko, żeby móc go uratować, ale tak naprawdę nie mogę zrobić nic. To ja powinienem tam leżeć zamiast niego. To ja powinienem po raz kolejny walczyć o życie.

Kilkanaście minut później wyszedł lekarz, którego mina tak naprawdę nic nie wyrażała. Spojrzał na nas wszystkich i zaczął mówić:

— Liam zatrzymał się kilka razy, jednak udało nam się go odzyskać. Jest w śpiączce farmakologicznej. Będziemy go obserwować. Nie powinno być już więcej komplikacji. Najgorsze za nim, teraz tylko trzeba czekać.

— Boże. Dziękuję — rzuciłem się na doktora i mocno go przytuliłem. Kiedy uświadomiłem sobie co zrobiłem odsunąłem się od mężczyzny, za to w swoje ramiona porwał mnie Niall. Byłem tak szczęśliwy, że żyje. Jak jeszcze nigdy.

Tydzień później stan Liama poprawił się znacznie, jednak nie na tyle, aby go wybudzić. Tak bardzo za nim tęsknie. Udało mi się skontaktować z Jakiem. Długo rozmawialiśmy, kilkanaście razy wyznaliśmy sobie miłość i po prostu zaleczaliśmy dziury w sercu powstałe na skutek tęsknoty za sobą. Mimo ciągłego martwienia się o Li, byłem bardzo szczęśliwy.

— Louis — rzucił Niall od progu mojego pokoju. Leżałem w łóżku patrząc w sufit, mimo, że była godzina czternasta. Chłopak usiadł obok mnie na łóżku. —Mamy zadanie. Harry zlecił nam odebranie długu za prochy od pewnego faceta. Niestety czeka nas długa droga, ponieważ on mieszka aż w Sheffield. Będziemy jechać moim samochodem. Wyruszamy jutro z samego rana. Przygotuj się. — powiedział, wstając.

— Dobrze Nini, ale nie chcę zostawiać Liama samego.

— Będzie miał przy sobie Zayn'a i Harry'ego. Nie zostaje sam.

Sheffield. Ja jestem z Sheffield. To tam mieszkam z Jak'iem. To tam, w tej małej kawiarence, się poznaliśmy. To tam były nasze wszystkie najpiękniejsze chwile. Może uda mi się go zobaczyć. Wiem, że to nierealne, ale tak naprawdę ogranicza nas tylko wyobraźnia i budżet domowy, a że to drugie nie było problemem, pozostaje mi tylko uporać się z wyobraźnią.

Tak naprawdę cały dzień przeleżałem w łóżku. Kochałem to robić, a mało kiedy miałem do tego okazję. Póki nie zaczną wpuszczać mnie do Liam'a, nie mam nic do roboty. Oczywiście powinienem chodzić na treningi, narady, ale Styles pokazał troszkę serca dając mi wolne. Późnym wieczorem zacząłem się przygotowywać. Kiedy już byłem wykąpany i gotowy do spania, po moim pokoju rozległo się pukanie. Zdziwiony otworzyłem drzwi i ujrzałem Harry'ego.

— Lou. Chodź ze mną. Jesteś mi potrzebny w pewnej sprawie — powiedział spokojnie. Zamknąłem drzwi do swojego pokoju, po czym spojrzałem na niego. Ten jednak nic nie powiedział, tylko chwycił mnie w stylu panny młodej i wniósł do swojego pokoju. Nie byłbym sobą, gdybym nie szarpał się i nie wrzeszczał na niego, ale on też nie byłby sobą, gdyby zostawił mnie w spokoju. — Lewis, nie drzyj się tak.

— To mnie puść.

— Wedle życzenia — i puścił mnie. Upadłem na łóżko, którego miękki materac zamortyzował upadek. Usiadłem i spojrzałem złowrogo na chłopaka.

— Podobno miałeś jakąś ważną sprawę, a teraz po prostu zachowujesz się jak dzieciak. — chłopak usiadł obok mnie i przyciągnął mnie do namiętnego pocałunku. Oddałem go z całą tą pasją, którą on w niego wkładał.

— Miałem. Tęskniłem za tobą. Nie widzieliśmy się tydzień, a jutro jedziesz na misję z Niall'em. Chcę się z tobą pożegnać — położył się wygodnie na łóżku i zachęcił mnie gestem dłoni, abym przytulił się do niego. Zrobiłem to, bo brakowało mi tego. Od kiedy mam zakaz wejścia do Liama, Jake'a nie widuję, a Niall rzadko przychodzi się po prostu przytulić, to naprawdę tego potrzebowałem.

— Dlaczego ja? — zapytałem patrząc na jego twarz, oświetloną przez lampkę nocną stojącą na szafce, tuż obok błękitnych róż. Wymienił je na nowe, bo wyglądały pięknie

— Wszyscy już przeszli test sprawnościowy, oprócz ciebie. Nie chcę cię do niego zmuszać, ze względu na stan Liam'a, więc to będzie swego rodzaju test — mówiąc jedną ręką głaskał mój bok, a drugą policzek.

— Mam nadzieję, że nie wysyłasz nas do jakiegoś psychola — uśmiechnąłem się lekko.

— Nie. Jedziecie odebrać dług za narkotyki. Facet wisi mi kupę forsy. Nie płacił od dobrych kilku miesięcy. Kupował tego tony, a nie był wypłacalny — pocałował mnie mocno. Oddałem pieszczotę, lekko ciągnąc za jego loki. Zjechał z pocałunkami na moją szyję i obojczyki. Zostawił na nich bordowe ślady.

— No i co zrobiłeś. Jak ja się ludziom pokarzę na oczy? — zapytałem, odsuwając jego twarz od mojej szyi, aby nie mógł stworzyć większej ilości malinek.

— To tak dla bezpieczeństwa. Nie mogę ryzykować, że ktoś mógłby się do ciebie dobierać — przewróciłem oczami, ale uważałem, że to jednak troszkę słodkie. — Louis — powiedział poważnie, patrząc mi w oczy. — obiecaj, że będziecie ostrożni i będziecie na siebie uważać. Może i ten człowiek nie jest niebezpieczny, ale ostrożności nigdy nie za wiele.

— Obiecuję.— musnąłem delikatnie jego usta, lecz Harry nie byłby Harry'm, gdyby nie zatrzymał mnie do długiego, powolnego i słodkiego pocałunku.

Zasnąłem przytulony do pleców bruneta, a jego ciepło ogrzewało mnie całego. Nigdy nie przyzwyczaję się, że to właśnie on jest małą łyżeczką.

***

No promises - Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz