Rozdział 5

998 72 28
                                    


Szedłem kilka metrów za Liam'em wraz z grupą równie przerażonych, co ja, ludzi. Sądziłem, że poradzę sobie z tym testem. Przecież gdybym nie umiał dobrze strzelać, nie pracowałbym w FBI. Jednak obawiałem się, że przez stres i natłok patrzących na każdy mój ruch ludzi, po prostu spanikuję.

Zboczyliśmy na wydeptaną ścieżkę i weszliśmy w gesty las. Nie zwalnialiśmy szybkiego tempa. Po chwili naszym oczom ukazał się ogromny budynek pomalowany na ciemne, maskujące kolory. Brunet z pomocą Zayn'a, który był już na miejscu, otworzył ogromne drzwi, przez które wszyscy weszliśmy. Na środku ogromnej hali stał długi blat, na którym były urządzone miejsca dla strzelców. Przy ścianie stał długi rząd metalowych szafek. Kilku ludzi podeszło do nich i zaczęło wyjmować z nich różnego rodzaju broń. Za cele zostały postawione manekiny przebrane w stroje policjantów.

Każdy rekrut miał przydzielony numer. Moim była dziesiątka. Stanąłem przy ścianie, obserwując każdego po kolei. Byli naprawdę dobrzy. Każdy strzał, który padł w stronę manekina czułem na własnej skórze. W końcu byłem policjantem. Wyobrażałem sobie, że na miejscu kukiełek stoję ja albo Liam. Gdyby coś mu się stało nigdy bym sobie tego nie wybaczył.

— Dziesiątka do mnie! — krzyknął Zayn. Podszedłem do niego i odebrałem od niego broń. Chwycił mnie za przód koszulki i przyciągnął do siebie — Uważaj na siebie. Myślisz, że nie widziałem jak patrzysz na Niall'a? On jest mój —syknął i spojrzał na mnie nienawistnym spojrzeniem.

— Niall nie jest rzeczą — powiedziałem, uwalniając się z jego stalowego uścisku. Odchodząc, rzuciłem jeszcze przez ramię — Nie martw się. Nie patrzę na niego w taki sposób, w jaki on patrzy na ciebie.

Ustawiłem się na linii i załadowałem broń. Uspokoiłem nerwy i opanowałem drżenie rąk. Pierwsze trzy celne strzały trafiły prosto w głowę manekina. Czwarty strzał oddałem myśląc o Liam'ie, prosto w serce. Piąty - ostatni, równie precyzyjny co jego poprzednik, został wysłany z myślą o Jake'u. Strzały, dzięki którym w razie niebezpieczeństwa mógłbym ocalić im życie.

Odniosłem pistolet na swoje miejsce. Chwilowo Zayn zajęty był czymś innym, więc położyłem go luzem na stół. Poszukując wzrokiem Liam'a, natrafiłem na to zielone spojrzenie. Zignorowałem je jednak i kiedy odnalazłem wzrokiem przyjaciela, ruszyłem w jego kierunku. Gdy tylko do niego podszedłem zgarnął mnie w uścisk i pogratulował wyniku. Wtuliłem się w niego i powiedziałem:

— Dziękuję Li.

— Przyznaj się, o kim myślałeś, oddając dwa ostatnie strzały? — zapytał z twarzą pogrążoną w konsternacji — Różniły się od poprzednich. Były wysłane z konkretną myślą i uczuciem.

— O tobie i Jake'u. — delikatny rumieniec oblał moje policzki — Nie wybaczył bym sobie, gdyby coś wam się stało.

— Oj Lou — znów przygarnął mnie w swoje ramiona. Uwielbiam się przytulać, chociaż nie widać tego po mnie. Jestem straszną przylepą, ale wiedzą o tym tylko moi najbliżsi — Tęsknisz za nim, prawda?

— Cholernie — mruknąłem i jedna mała, zagubiona łezka, spłynęła po moim policzku wprost na koszulkę bruneta.

— Nie martw się. Coś wymy... — urwał i spojrzał nade mną. Wyplątałem się z jego objęć i spojrzałem w tym samym kierunku — Haroldzie. Nie wolno podsłuchiwać — rzucił oburzony w stronę chłopaka z burzą loków i nieziemskim spojrzeniem.

— Ile razy mam ci powtarzać, że masz nie mówić na mnie Harold? — zapytał z mrożącą krew w żyłach miną. Twardym spojrzeniem wpatrywał się w Liam'a, a później przeniósł je na mnie — Nie sądziłem, że ty, Liam'ie będziesz romansował z naszymi rekrutami. Zawsze wydawałeś się taki święty.

No promises - Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz