Rozdział 9

839 59 19
                                    


   — Nie rzucaj słów na wiatr. Oboje dobrze wiemy, że w końcu, prędzej czy później, się to stanie. — mówił powoli, nie odrywając ode mnie wzroku.

   — Jesteś strasznie pewny siebie — pociągnąłem za jeden z jego loków, w które dalej miałem wplecione dłonie.

   — Taki mój urok — przybliżał się ponownie, aby zapaść w kolejny pocałunek. Chcąc mu to uniemożliwić, lekko go odepchnąłem. Popatrzył na mnie zły, ale w jego oczach dało się zobaczyć też coś na kształt zawodu, jednak szybko został on zasłonięty przez pewność siebie. — But darling just kiss me slow, your heart is all I own... And in your eyes you're holding mine.

   — Nie kradnij Ed'owi tekstów. Wymyśl coś własnego, to może otrzymasz ten jeden, jedyny, pocałunek, na którym ci tak zależy.

   — And if you like having secret little rendezvous, If you like to do the things you know that we shouldn't do, Baby, I'm perfect, baby I'm perfect for you — wyszeptał mi do ucha, owiewając je ciepłym powietrzem. — Jesteś strasznie niepoprawnym romantykiem.

   — Piękne, ale nasze spotkania nie są sekretne. Sam chcesz to pokazywać wszystkim — wskazałem palcem na ranę — I tak, zdecydowanie to nie jest coś, co powinniśmy robić.

   Zaciągnął się po raz ostatni resztą papierosa i zrzucił go na ziemię, gniotąc butem. Przysunął się ponownie do mnie, tylko tym razem na samym początku pocałunku nasze usta się ze sobą zetknęły. Wpuścił dym do moich ust i powoli zaczął poruszać swoimi wargami ułożonymi na tych moich. Słodko-gorzki pocałunek nie stawał się natarczywy, tak jakby można się tego spodziewać po Styles'ie. Delikatny i lekki, niczym letni wiatr. Pociągałem delikatnie za jego loki. Z moich obserwacji zdążyłem już zauważyć, że bardzo to lubi. Oderwał się ode mnie lekko i oparł swoje czoło o moje. Ścisnął delikatnie moje biodra. Przyjemną, cichą atmosferę przerwał jego głęboki głos:

   — Zamieszkaj u mnie w pokoju. — powiedział z powagą.

   — Nie — pokręciłem głową, odsuwając go lekko od siebie. — Nie ma mowy, Harry.

   — Dlaczego? — jego wzrok stał się twardy, zupełnie jak rysy twarzy. Nie wypuścił mnie jednak ze swoich objęć. — Przecież nie proszę cię o rękę, ani o wyprowadzkę na drugi koniec świata. Mój pokój jest naprzeciwko twojego.

   — No właśnie. Tak powinno zostać. To, że pozwalam ci teraz na to, nie znaczy, że będę to dalej robił. Żyję chwilą w tym momencie — jego twarz nie wyrażała prawie żadnych emocji, oprócz gniewu, a w oczach świeciła złość i odtrącenie. Gwałtownie odsunął się ode mnie i odszedł kilka kroków w stronę drzwi auta.

   — Nie zmuszaj mnie, żebym pokazał swoją gorszą stronę. Albo zamieszkasz ze mną, albo spotkają cię okropne konsekwencje.

   — Na przykład jakie? — zapytałem zeskakując z maski samochodu i podążając za Harrym. Nie będzie próbował mnie zastraszyć. Nie w tym wcieleniu. [Od Bety: jakim wcieleniu, o co chodzi?]

   — Zamknę przed tobą drzwi skrzydła szpitalnego — odwrócił się z bezczelnym uśmiechem na ustach. — Nie odwiedzisz Liam'a. Nawet na kilka sekund, aż nie będzie na siłach sam opuścić tego miejsca. — uśmiechnął się szyderczo w moją stronę.

   — Nie zrobisz tego. — rzuciłem wściekły. Za kogo on się uważa, Liam jest moim przyjacielem, którego kocham. Nie zostawię go, kiedy jest w śpiączce, z której nie wiadomo kiedy się obudzi. Po moim trupie.

   — Zrobię — podszedłem do niego i spoliczkowałem z całej siły. Zachwiał się lekko, ale nie upadł. Nie wytrzymałem. To był nie tylko impuls, zasłużył na to całkowicie. Nie żałowałem tego, co zrobiłem, nawet w chwili, gdy wyciągnął broń i wycelował we mnie. Tyle razy mi już nią groził, że chyba po prostu zacząłem przyzwyczajać się do jej widoku, kiedy była skierowana w moją stronę.

   — Proszę. Zrób to, o czym marzysz za każdym razem jak ją wyciągasz i kierujesz na mnie. Zastrzel mnie. Nie będziesz miał problemu, a potem znajdziesz sobie nowego chłopaka do łóżka. — prychnąłem, a on spojrzał na mnie, lekko zdziwiony. Na jego twarzy zaczął odznaczać się czerwony ślad po mojej dłoni. Będzie piękny siniak, z którego jestem dumny. — Myślisz, że nie wiem do czego dążysz? Doskonale wiem, że jak już mnie zdobędziesz i wykorzystasz, to przestanę mieć dla ciebie jakiekolwiek znaczenie, a wtedy się mnie pozbędziesz.

   — Co ty możesz o mnie wiedzieć? Nic o mnie nie wiesz — jego głos był przepełniony goryczą. Oczy spochmurniały jak niebo podczas sztormu — Wierzysz w pozory, a pozory mylą. Sądziłem, że jesteś inny Louis.

   — To pokaż mi, że się mylę. Przestań być dupkiem bez serca. Pokaż mi prawdziwego siebie — z każdym zdaniem powoli się do niego zbliżałem. Gdy byłem na tyle blisko, dotknąłem jego ręki i powoli odsuwałem od siebie broń. Patrzyłem w te piękne zielone oczy, nie puszczając jego dłoni. Stanąłem na palcach i złożyłem pocałunek na jego czole.

   To był moment, w którym usłyszałem wystrzał broni.

***

Także cóż może i go postrzelił 🤗

No promises - Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz